Płacz łuskowców

Taka piękna melancholia.

Strach, zachwyt, wzruszenie, lęk, przerażenie i niepokój, ostatnie miesiące na świecie. To mix emocji, reakcja na epidemię, nowe zjawisko zagrażające naszemu, pozornie tak bezpiecznemu i wygodnemu życiu. Odbija się to na treści i formie spektakli teatralnych, co zobaczyliśmy na ostatnich premierach wałbrzyskiego teatru dramatycznego.

I również układ pozycji w tearze, aktor – widz, został zachwiany. Oboje nagle stali się dla siebie potencjalnie niebezpieczni, bardziej anonimowi, niż wcześniej. Szczególnie widzowie, z twarzami zakrytymi maseczkami. Aktor nie widzi już nic oprócz ich oczu, które stały się jedynym źródłem kontaktu i z których może odczytać ich emocje. Oczy służą teraz zbudowaniu interakcji, daniu sygnału, czy coś nas cieszy, smuci, wzrusza. Dla aktora to bardzo ważne, widzieć jak oddziałuje na widownię.

Właśnie w swoim monodramie Wojciech Świeściak, występuje w kabinie, w której zawsze pracują oświetleniowcy, akustycy, pracownicy obsługujący spektakl. Ta nowa, swoista scena, diametralnie zmienia kontekst teatralny. Aktor oddzielony od nas grubą szybą wydaje się jakby mniej realny, a dodatkowo efekt ten potęguje się, kiedy nakłada na siebie różne flirty, maski zmieniające jego twarz. Monodram podzielony jest na dwie części, w pierwszej, bardziej konfesyjnej, aktor spowiada się ze swoich przeżyć od początku pandemii. Ewoluowały one od paraliżującego lęku i depresji po zaciekawienie i lekką, już z czasem, obawę. Wierzymy mu, wydaje się bardzo ludzki, autentyczny i nieporadny. Kiedy opowiada o łuskowcach, jako brakującym ogniwie koronowirusa, o tych biednych, małych, niewinnych zwierzątkach, które chore płaczą, bardzo wzrusza. Potem, kiedy wciela się w różne postacie, ilustrujące głosy internatowych hejterów, komentujących postać „pacjenta zero" bawi, drażni i wkurza. Jest to trudne wyzwanie, oscylowanie na tylu emocjach i skrajne przeobrażanie się, ociera się to o formę kabaretu, reality show, w którym gwiazdy wcielają się w różne sławne osoby i kopiują ich głosy. Uświadamia nam to, jak w internecie każdy jest anonimowy, nieprawdziwy, słowa wypływają bez żadnej odpowiedzialności. Ludzie potrzebują gdzieś wyładować swój strach i agresję spowodowaną potencjalnością choroby i innymi ludźmi, będącymi źródłem zakażenia. Szukają kozłów ofiarnych, dopatrują się jej przyczyn w najbardziej absurdalnych zjawiskach. Aktor na koniec podlicza widzów, ich mała ilość, liczba 13 komentuje całą aktualną rzeczywistość. Wychodzi z kabiny, symbolizującej czas przymusowej izolacji. Staje się realny, teatralnie obnaża się.

Taka piękna melancholia. Parafrazując słowa Greka Zorby, opisałabym drugą premierę, która odbyła się 24-ego października w wałbrzyskim teatrze.

„Iwanow. Człowiek, który śpi." to kolejny monodram , tym razem w reżyserii kobiety Małgorzaty Maciejewskiej, z Piotrem Mokrzyckim w tytułowej roli.

Zdecydowanie powala nas wizualnie scenografia modułowa ( dzieło Karoliny Mazur), w tonacjach higienicznej bieli, z wypchanymi zwierzętami, ptakami, jakby krajobraz rosyjskiej prowincji, będącej tłem ziemiańskiej sztuki, został uśmiercony. Antoni Czechow stworzył dwie wersje „Iwanowa", jedną w wersji dramatu, inną komedii, co miało być puszczeniem oka do publiczności. W jednej bohater zabija się, nie mogąc znieść uczucia ogarniającej go pustki, tej wersji jest o wiele bliżej wałbrzyska inscenizacja. Od początku, niczym mgła zasnuwa nas aura melancholii, nostalgii za czymś nieokreślonym. Jedynym dynamicznym i ekspresyjnym akcentem jest hologram ( Irena Sierakowska), wyświetlony na szklanej kapsule, przedstawiający umierającą żonę głównego bohatera. Mamy wrażenie, jakby znajdowała się w jakiejś transcendentalnej przestrzeni, również odgrodzona od publiczności. Może w czasach epidemii, czekają nas już tylko na scenie postacie – hologramy, bezpieczne i sterylne widma, artykułujące idealnie tekst sztuki, ale bez poczucia żywej obecności.
„ Jak tu nudno"- mówi jedna z postaci sztuki Czechowa, tu akurat nie występuje, ale jakże znamienne są one dla odczytania atmosfery przedstawienia. Równie nudno i nijako jest w czasach panującej izolacji, zakazu większości aktywności, które dają nam sens i sprawiają przyjemność. Piotr Mokrzycki w XIX – wiecznym kostiumie bardzo wpasował się w ten klimat spleenu, jego Iwanow sięga poza czas, wydaje się współczesnym, znudzonym życiem i wypalonym mężczyzną, który snuje się w ograniczonej przestrzeni, pośród martwych elementów przyrody.

A oto przesłanie, wiersz dyrektora artystycznego wałbrzyskiego teatru Sebastiana Majewskiego:
stawiam przed wami
krzyż morowy
przed dr szelestowskim
przed cyrano
przed pacjentem 0
i przed iwanowem
i przed ludźmi z placu teatralnego 1
i umieszczam na jego ramionach
po pierwsze – zaklęcia:
hokus pokus
odejdź
nie zbliżaj się
ani na dwa metry
precz
i won
po drugie – prośby:
ej ty no
bo jesteśmy już po imieniu
no przestań
nie wygłupiaj się
nie tak się umawialiśmy
prosimy
daj spokój
po trzecie – ostrzeżenia:
pamiętaj
jesteśmy silni
i zwarci
gotowi
mamy czołgi i rakiety
baczność
bo grozi porażeniem
po czwarte – dowody:
winkelridem i chrystusem dwojga imion
jesteśmy
przedmurzem
legnickim polem
i lateksem antywirusowym
więc nic nam nie zrobi nic
ale dla pewności
wszystkie one
powiewają na wałbrzyskim wietrze
i tworzą zdrową atmosferę
a strach przemieniają w szczepionkę
dożylną i doczesną
keine panik
seb majewski / 1 blok monodramów / wiemy, jak to zrobić ! / tdsz //

Justyna Nawrocka
Dziennik Teatralny Wałbrzych
29 października 2020

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia