Pobudzać do działania duchy opieszałe...

"Dziady" - aut. Adam Mickiewicz - reż. Maja Kleczewska - Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

,,W dramacie poezja przechodzi w działanie wobec widzów (...) Przeznaczeniem tej sztuki jest pobudzać, a raczej, jeśli wolno tak się wyrazić, zniewalać do działanie duchy opieszałe..." (Adam Mickiewicz, wykład XVI).

31 października 1901 rok. Kraków, zatopiony w jesiennej mgle, szykuje się do nadchodzących Zaduszek. Ludzie przechodzą obok Teatru Miejskiego, gdzie, podobnie jak podczas wystawiania głośnego ,,Wesela", cała sala jest wyprzedana. Reżyserem spektaklu, który dzisiaj zostanie pokazany jest Adolf Walewski, dyrektorem teatru – Józef Kotarbiński. Jednak głównym twórcą widowiska, odpowiedzialnym za całą inscenizacje i scenografię, jest ten sam młody człowiek, który był sprawcą całego zamieszania związanego z ,,Weselem" – Stanisław Wyspiański.

Wkrótce na scenie teatralnej po raz pierwszy usłyszymy słowa dramatu, który ukształtował polski teatr, w jego specyficznej formie... Krakowiacy są przekonani, że oglądają dzieło Adama Mickiewicza. Andrzej Mielewski, z charakterystyczną manierą ówczesnych aktorów, wygłasza wielkie monologi poety Konrada, dyrektor Kotarbiński występuje w roli Senatora, nad sceną na teatralnych linkach wisi duch Zosi a Anioł pojawia się w tradycyjnej zbroi.

A jednak coś tu się nie zgadza. Publiczność zna na pamięć niektóre ustępy z ,,Dziadów", tymczasem Mielewski wypowiada tylko wybrane fragmenty Wielkiej Improwizacji. Akcja dzieje się nie w cerkwi, lecz w opuszczonym kościele gotyckim, a aspekt symboliczny stron, w którym lewa miałaby być zła a prawa dobra, został całkiem pominięty. ,,Dziady", przepuszczone przez wrażliwość i talent Wyspiańskiego, z dzieła, które przedstawia Polskę jako Chrystusa Narodów, z czołowego dramatu romantycznego, stały się nagle utworem antymesjanistycznym i antyromantycznym. Publiczność ogląda dzieło Mickiewicza czy Wyspiańskiego? Pierwsza próba wystawienia w pełnej formie teatralnej ,,Dziadów", święto polskiego teatru... a jednak nie jest to całkiem wierna adaptacja.

19 listopada 2021 rok. Kraków. Turyści robią selfie na tle Kościoła Mariackiego, z witryn sklepowych patrzą plastikowe oczy wydrążonych dyń i sztuczne pająki, pozostałe po niedawnym Halloween. W Polsce i za jej wschodnią granicą panuje burza polityczna. Teatr im. Juliusza Słowackiego jest oświetlony. Niektórzy przechodzą z żalem obok tego pięknego, eklektycznego budynku, myśląc o tym, że nie zdążyli kupić biletów na dzisiejszą premierę. Zaraz, tam w środku, uniesie się kurtyna Siemiradzkiego, a publiczność zobaczy wyświetloną na ekranie poetkę Konradę, graną przez Dominikę Bednarczyk. Przed teatrem wisi plakat - ,,Dziady" reż. Maja Kleczewska.

Przychodzę na ten spektakl trzy lata później. Sytuacja za wschodnią granicą prawie bez zmian. W Polsce burza trochę ucichła. Takie wydarzenia jak wybuch wojny na Ukrainie czy Czarne Marsze i Piekło Kobiet są już w widzach raczej jako wspomnienia – nie te najbardziej aktualne problemy i niepokoje. Tematy wciąż bolesne, jednak już wielokrotnie omawiane i przepuszczane przez język sztuki, w różnych formach. A może wciąż obecne – w obawie o przyszłość?

Oglądam scenę więzienną. W celi, która znajduje się w zapaści między sceną a widownią, widzę kilka pobitych kobiet, wyświetlanych dodatkowo na ekranie – w podwojeniu. Karolina Kazoń mówi monolog Tomasza o poświęceniu i przywyknięciu do życia w celi, Julia Latosińska, jako Lwowicz, w kostiumie zakonnicy, modli się za zmarłych, Hanna Bieluszko snuje opowiadanie Sobolewskiego a Dorota Godzic, do muzyki Cezarego Duchnowskiego, śpiewa piosenkę o opuszczeniu więźniów przez Boga. Wracam do domu, kładę się do łóżka i mam przed oczami te pobite kobiety – matki, siostry, córki, poetki... i zaczynam płakać.

Wychodząc z ,,Dziadów" mam w głowie samotną Improwizację poetki Konrady, kobiety, która, w myśl Marii Janion, staje się tu ,,ciałem narodu". ,,Gdzie człowiek, który z pieśni mej całą myśl wysłucha?", ,,Czuję cierpienia całego narodu" – te skargi i marzenia w ustach Dominiki Bednarczyk brzmią niezwykle naturalnie, prawdziwie, bez niepotrzebnego patosu i efektów – są zarazem spowiedzią i wyzwaniem, rzucanym nie tylko Bogu, przede wszystkim samej sobie.

Warto zwrócić uwagę na to, że Konrad Dominiki Bednarczyk jest nie tylko kobietą – jest też osobą niepełnosprawną – i to jest kolejny element budujący Konrada jako postać wykluczaną, znajdującą się na uboczu życia społecznego – zmagającą się z brakiem zrozumienia jako artysta, z wykluczeniem z pewnych sfer życia przez płeć, z utrudnieniami związanymi ze sprawnym poruszaniem się. Improwizację wypowiada podpierając się o kulach. Ten Konrad nie znajdzie oparcia w Kościele.

W teatrze często stosowana jest praktyka wystawiania wyłącznie cz. II, jednak sądzę, że w przypadku spektaklu Kleczewskiej, wyodrębnienie cz. II i omawianie jej bez spojrzenia na dalszą część spektaklu nie miałoby zbyt wiele sensu – w każdym razie w takim wypadku spektakl ten, w którym III i II część są bardzo spójną całością, mógłby dużo stracić. Zabiegi związane z charakteryzacją i wprowadzeniem współczesnych atrybutów w wiejskim chórze, takich jak np. komórka, na którą influencerka nagrywa całe widowisko, wydawały mi się nie potrzebne – ale tylko do momentu, w którym ten sam zestaw postaci, tak samo lub podobnie ubranych, powrócił w ostatniej scenie balu u Senatora.

W tym kontekście obrzęd Dziadów nie jest już wiejską tradycją odprawianą przed Zaduszkami, ale czymś w rodzaju wielkoformatowego performansu, w którym uczestniczą różne grupy polskiego społeczeństwa. Pojawiają się one także u Senatora, w tej roli widziałam Krzysztofa Głuchowskiego – Dyrektora Teatru, ale tam już jako przedstawiciele Polski salonowej lub diabły. W tańcu zagłuszają głosy nieusłyszanych.

,,Dramat wymaga osadzenia na ziemi: potrzeba gmachu teatralnego, aktorów, potrzeba pomocy wszystkich rodzajów sztuki. W dramacie poezja przechodzi w działanie wobec widzów (...) Dramat w najwyższym i najrozleglejszym znaczeniu tego wyrazu winien łączyć wszystkie żywioły poezji prawdziwie narodowej, podobnie jak instytucja polityczna narodu powinna wyrażać wszystkie jego dążności polityczne." – mówi Mickiewicz w ,,Wykładzie XVI" – o dramacie słowiańskim.

Maja Kleczewska, jako artystka teatru, reżyserka z czujnym okiem na rzeczywistość ma prawo wprowadzić zmiany, powierzyć główną rolę męską kobiecie, nie nakładać na postaci maski historycznej, lecz przedstawić je, porównując do współczesnych bohaterów narodowej szopki politycznej... lecz wydaje mi się, że akurat w ,,Dziadach", nawet jeśli pojawiły się takie zabiegi, nie zaburzyły oryginalnego sensu dzieła. Przeciwnie, mam wrażenie że jest to inscenizacja bardzo bliska myśli Mickiewicza, zapisana nie tylko w samych ,,Dziadach", ale także w przywołanym ,,Wykładzie XVI". Tekst nie odbiega od oryginału, ale, uważnie przeczytany przez twórców, przechodzi w działanie wobec widzów. Kleczewska i Łukasz Chotkowski, odpowiedzialny za dramaturgię, nie dopisują tam nowych postaci.

Nie stosują tanich zabiegów – żaden przedstawiciel Polski salonowej nie jest ucharakteryzowany na nikogo ze współczesnych postaci polskiej polityki, kobiety uwięzione w celi przedstawiają jedynie cierpienie pokrzywdzonych, nie wymachują sztandarami z czerwonymi błyskawicami – jednak, te skojarzenia, przefiltrowane przez doświadczenia współczesnego widza, nasuwają się same, bez dosłownego pokazywania ich na scenie.

Prosty zabieg zamiany płci głównego bohatera otworzył natomiast nowy sposób patrzenia na tę postać – pokazuje nie tylko zaangażowanie współczesnych artystek w narodową sprawę, ale czyni z Konrada bohatera bardziej uniwersalnego, który, w zależności od sytuacji, może pokazać się widzom teatralnym w różnej postaci. Cross – casting sprawia też, że na pierwszy plan wysuwa się ta rola, która jest najbardziej charakterystyczna dla Konrada – rola poety/artysty, człowieka samotnego w społeczeństwie. Z dramatu zostaje skreślony cały wątek miłosny – co, uważam, było bardzo trafnym zabiegiem – który faktycznie musiałby być w tej sytuacji trochę zmodyfikowany.

Zamiast romantycznej IV części dostajemy scenę choreograficzną z młodzieńczym duchem Konrada, która wyraża przemianę poprzez ruch – jest to taniec ducha wyzwolonego spod jarzma czasów, w których żyje, płci i swojej niepełnosprawności (autorką choreografii jest Kaya Kołodziejczyk, ale, w roli Ducha Konrada, widziałam Wandę Skorny). Maja Kleczewska tym spektaklem znajduje klucz, który otwiera drzwi do dzisiejszego, współczesnego rozumienia ,,Dziadów" – klucz, dzięki któremu dramat ten znowu może oddziaływać na widzów. Klucz ten w dodatku pasuje zarówno do współczesnej Polski, jak i romantycznej wizji Mickiewicza czy tekstów Marii Janion, której słowa rozpoczynają pierwszą część spektaklu (tzn. II część ,,Dziadów").

Teatr im. Juliusza Słowackiego w wielu swoich inscenizacjach, tak jak Guślarz, przywołuje duchy z artystycznej przeszłości Polski, lecz zarazem nakazuje im się odnaleźć w Polsce współczesnej. ,,Dziady" Kleczewskiej również w dużej mierze są pochodem zjaw z przeszłości, które zmieniły postać w nowych warunkach. Warto w tym kontekście zauważyć ciekawe zabiegi kostiumograficzne (Kostiumy: Konrad Parol) i scenograficzne (Scenografia, reżyseria światła: Katarzyna Borkowska). Anioł (Lidia Bogaczówna) w biało – czerwonym kostiumie, ze skrzydłami i zbroją, od razu przypomina tego z inscenizacji Wyspiańskiego – chociaż, oryginalnie grany przez mężczyznę, zmienił płeć. W zmieniającej się scenografii największą uwagę przykuwa oczywiście wiernie odtworzona kopia Ołtarza Mariackiego Wita Stwosza – tak bardzo dwuznaczna w scenach z Księdzem Piotrem (w tej roli Marcin Kalisz).

,,Nie uwierzę, że nam sprzyja/ Jezus, Maryja" – śpiewają aktorki w jednym z najbardziej poruszających momentów – w scenie więziennej. Czy Bóg faktycznie nie sprzyja poetce Konradzie? Nie jestem pewna, czy w tym spektaklu w ogóle jest obecny – w jego imieniu mówią ludzie – Ksiądz i ,,obrońcy" sprawy Bożej, którzy przecież nie mogą mówić jego głosem – ostatecznie nie są lepsi od polityków.

Kraków. Rok 2024. Trzy lata od premiery ,,Dziadów" w reżyserii Mai Kleczewskiej. Zdobycie biletów na ten spektakl wciąż graniczy z cudem. Teatr za każdym razem jest wyprzedany. To dobrze. Oby tak było długo. Jest to w końcu jeden z najważniejszych polskich tekstów zrealizowany przez zespół Teatru im. Juliusza Słowackiego na najwyższym poziomie.

Zofia Ścigaj
Dziennik Teatralny Małopolska
27 listopada 2024

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

(Prawie) ostatnie święta
Grzegorz Eckert
Sztuka jest adaptacją powieści norwes...