Pod bokiem Staruchy
"Starucha" - reż. Igor Gorzkowski - Teatr Ochoty w WarszawieStarucha to oczywiście Kostucha, spod której władzy bohater próbuje się wymknąć. Pyta ją o godzinę, bo trzymany przez nią zegar pozbawiony jest wskazówek. Sam, artysta pióra, pracuje nad opowiadaniem o cudotwórcy, który postanowił nie robić cudów, ale praca się nie posuwa. A to za sprawą sąsiada, który ciągnie na wódeczkę, a to drugiego sąsiada, też człowieka pióra, który dosłownie troi się w oczach, rozszczepiając na trzy osoby, a to urodziwej kobiety z kolejki w spożywczym, ale przede wszystkim za sprawą Staruchy
Ta nagle zagnieżdża się w jego pokoju i równie niespodziewanie umiera. Pisarz próbuje się pozbyć ciała, ładując Staruchę do walizki, którą w podróży ktoś kradnie, aby na koniec wylądować na ławeczce w poczekalni do nieba wraz z innymi bohaterami tej opowieści. To piękna, poetycka scena, wieńcząca absurdalną, podszytą okrucieństwem i czarnym humorem akcję.
Z fragmentów "Staruchy" i innych tekstów Charmsa Igor Gorzkowski ułożył opowieść nie tylko o rosyjskich oberiutach, żyjących w czasach stalinowskiej opresji i usiłujących odnaleźć wolność w oparach absurdu, lecz także o człowieku atakowanym przez agresywną rzeczywistość, nie-wolnym od okrucieństwa, ale i tęsknoty za zwykłym życiem. Dlatego makabreska podaje tu rękę liryzmowi, a rodzajowość przechodzi w metaforę.
Rytm scenicznemu światu nadaje muzyka na żywo Piotra Tabakiernika, który czasem zachowuje się jak taper w niemym kinie, czasem jak John Cage preparujący pianino, czasem jak widmo, czasem jak akompaniator w kabarecie. Całość toczy się w niemal sterylnej, białej scenografii. Na tym minimalistycznym tle pojawiają się aktorzy, każdy inaczej podmalowany, a wszyscy z jakimś naddaniem albo niedomiarem, rzeczywiści, a jednak nierealni. Wielką kreację tworzy tu Andrzej Mastalerz w roli pisarza, bez wątpienia porte-parole Charmsa, który próbuje wymknąć się z pułapek zastawianych przez życie. Zadziwiająca jest Starucha Anny Sroki, z wyglądu i ruchów przypominająca klowna, choć mająca w sobie coś ze złowrogiej wrony - wiersz manifest Charmsa: "To jest Tym, Tamto jest Tamtym..." w jej wykonaniu to prawdziwy majstersztyk. Zjawiskowa kobieta z kolejki Wiktorii Gorodeckiej wnosi do spektaklu nie tylko liryzm, ale i absurdalny styl obserwacji - jej barwna relacja z wydarzeń w sklepie spożywczym układa się w festiwal ludzkiej głupoty (w tym głupoty władzy), komponowany ze zwykłych drobnych faktów. Dlatego właśnie oberiuci, rosyjscy artyści skupieni w latach 20. ubiegłego wieku w Zjednoczeniu Sztuki Realnej, mówili, że są realistami. Niektórzy, jak Charms, zapłacili za to życiem.
Świetne przedstawienie o wolności artysty, mądre i dowcipne. Nie można go przegapić.