Pomiędzy ludzką a psią moralnością
,,Psie serce'' – scen. Magdalena Krawiec, Jakub Kowalik – reż. Jakub Kowalik – Scena Supernova w Krakowie – 21.10.2024Spektakl ,,Psie serce'' adaptuje opowiadanie Michaiła Bułhakowa, znanego między innymi z powieści ,,Mistrz i Małgorzata'', która na stałe utrwaliła się w kanonie literackim. Jej nową interpretacją zajęli się Jakub Kowalik – reżyser stojący również za powstaniem Fundacji Sceny Supernova, oraz Magdalena Krawiec – stojąca m.in. za adaptacją ,,Pestek'' Anny Ciarkowskiej. ,,Psie Serce'' w Scenie Supernova nie jest pierwszą Polską adaptacją teatralną tego opowiadania, które gościło na scenach Warszawy, a również na innej scenie Krakowa.
Interpretacja ,,Psiego Serca'' reżyserowana przez Jakuba Kowalika jest zdecydowanie wyjątkowa, samo jej przeżycie jest niesamowicie unikatowe i należące do tych jedynych w swym rodzaju.
,,Psie Serce'' opowiada historię psa – Szarika (Bartosz Rułka), bezpańskiego kundla, włóczącego się po śmietnikach, wkrótce kontuzjowanego, któremu pomoc oraz kiełbasę oferuje doktor Filip Filipowicz Preobrażenski (Piotr Piecha). Wkrótce okazuje się że w centrum zainteresowań doktora są eksperymenty przeprowadzane na zwierzętach. Doktor wraz ze współpracowniczką, Doktor Bormental (Magdalena Smoławska) przeszczepiają Szarikowi ludzkie jądra oraz przysadkę mózgową, w skutek czego Szarik z psa przemienia się w człowieka, a lekarze stają się ,,rodzicami'' swojego eksperymentu. Akcja odbywa się w Rosji, za czasów ZSRR, więc kwestie polityczne oraz te związane w życiem w ustroju również grają dużą rolę w fabule.
W spektaklu zdecydowanie najbardziej zaskoczyła oraz spodobała mi się scenografia, stworzona przez Julię Tłuczek oraz Magdalenę Dudek; Scena Supernova mieści się w kamienicy, która na czas spektaklu cała przemienia się w miejsce akcji. To bardzo nowatorskie podejście do teatru, który wykorzystuje cały budynek jako scenę. Akcja rozpoczyna się w ogrodzie, z którego przechodzimy do kolejnych pokojów, w których ma miejsce akcja. Dzięki temu widz przestaje być widzem – staje się członkiem życia bohaterów, którzy włączają widownie w mające miejsce wydarzenia.
Na pewno przed spektaklem trzeba być gotowym na dużą ilość przemieszczania się, chodzenia oraz stania, co w żadnym wypadku nie jest minusem, ale na pewno jest informacją o której warto wspomnieć w wypadku, w którym na widowni znajdowaliby się widzowie, którzy potrzebują do takich czynności wszelkiego rodzaju dostosowań. Informacja o tym zawarta jest w opisie spektaklu, ale w mojej opinii warto jest to podkreślić, oraz mieć na uwadze własne zdrowie, jeśli nie jest się do końca pewnym na to, czy jest się gotowym na takie zobowiązanie.
Mimo tak wielu miejsc akcji, w każdym z nich przygotowana i zaplanowana została profesjonalna reżyseria świateł, zapewniona przez Dariusza Nawrockiego, Katarzynę Czajkowską oraz Szymona Zachłóda. Dzięki operatorom scena zmieniała kolory, naświetlała postaci w ważnych chwilach, tworzyła atmosferę prawdziwego domostwa, kamienicy, naraz jednak dodając do niego szczyptę magii. Gra aktorska była profesjonalna oraz charyzmatyczna; gdy fabuła skłaniała widza do refleksji nad tym, po której stronie kłótni bohaterów wolałby stanąć. Decyzja zdawała się być naprawdę niełatwa Z jednej strony można było poczuć ogrom empatii do biednego, pokrzywdzonego psa Szarika (granego przez Bartosza Rułkę, którego maniera, zachowanie, gra aktorska, jak i świetny kostium niesamowicie wpływały na odczucia widza, tym bardziej sprawiając wrażenie spoglądania właśnie na bezdomnego kundelka).
Z drugiej strony stał jednak doktor Filip Filipowicz (w którego rolę wcielił się Piotr Piecha), mężczyzna ogromnie charyzmatyczny, oczarowujący swoimi słowami oraz ilością inteligencji uczonego profesora. Niesamowicie przyjemnie oglądało się jego interakcje z Doktor Bormental, graną przez Magdalenę Smoławską, która stworzyła bardzo realną i stanowczą postać. Wspólnie z Szarikiem, z tej trójki powstał obraz dysfunkcyjnej rodziny. Pomimo niezbyt realistycznej i lokalnej fabuły adekwatnie przedstawiał on problemy, z którymi rodzice oraz dzieci również spotykają się w teraźniejszości. Nastoletni bunt, brak zrozumienia i wyrozumiałości, niemoc. Warto również wspomnieć o postaciach drugoplanowych; Zina, czyli Katarzyna Gazdowicz, która jako służąca była świadkiem wszystkich wydarzeń, realnie obrazując ten brak mocy sprawczej, który mogą odczuwać osoby trzecie w sytuacji konfliktu. Warto również wspomnieć o tym, że kostium aktorki, stworzony przez Klaudię Hegab w połączeniu z oświetleniem zjawiskowo świecił się i odbijał kolory światła na ścianę, przyczyniając się również do efektów scenograficznych.
Maszynistka, w której rolę wcieliła się Paulina Dyl była bardzo ważną postacią, nieświadomie napędzają konflikt między bohaterami. Sceny z jej udziałem podsycały ogień, gdy podczas seansu zastanawiałem się nad tym, kiedy emocje bohaterów skumulują się, powodując wielki wybuch uczuć i zawiści wobec reszty. Szwonder, Piestruchnin oraz Wiaziemska (Maksymilian Czarnecki, Aleksander Minaiev, Ewa Skolias) również do tego wybuchu stopniowo się przyczyniali, tyle, że na innym poziomie, reprezentując na bieżąco status polityczny, w którym miała miejsce historia, zza drzwi śpiewając komunistyczne pieśni, które rozchodziły się po całym budynku kamienicy.
Wojciech Sochaczewski w roli Szwajcara niszczył natomiast czwartą ścianę, między publicznością a aktorami, zapraszając do kolejnych pomieszczeń i prowadząc nas między pokojami, dając nam wgląd do kolejnych elementów życia domowników. Warto również zwrócić na muzykę, za którą odpowiedzialni byli Maksymilian Czarnecki oraz Aleksander Minaiev; muzyki jako takiej grającej z głośników nie odczuliśmy zbyt wiele na tle tego, ile pieśni śpiewały, oraz również grały postacie, od tych komunistycznych, po te weselne, grane na instrumentach na scenie.
W połączeniu ze scenografią oraz kostiumami w pełni przeniosło mnie to w inny czas jak i rzeczywistość.
Wspólnie wiążąc te wszystkie elementy, spektakl ,,Psie Serce'' był dla mnie niesamowitym i unikalnym wydarzeniem, bardzo daleko przechodzącym wszystkie wrażenia i uczucia, które do tej chwili towarzyszyły mi podczas spędzania czasu w teatrach. To co przeżyłem było kompletnie inne i nowe, w pewien sposób, tak jak wcześniej wspominałem, magiczne, łamiące ścianę między aktorami a widzem w całkiem inny sposób, niż do tej pory.
Sama fabuła wzbudziła we mnie wiele refleksji; czy powinienem osądzać Szarika po jego akcjach, skoro ten jest tylko psem, którego nikt nie nauczył nigdy ludzkiej moralności? Czy mam prawo być zły na lekarzy, skoro Ci zostali postawieni w tej sytuacji kompletnie nagle, nieprzygotowani na taką odpowiedzialność? Panujący ustrój państwa przedstawionego również skłania do refleksji na temat nas, jako jednostki, oraz na temat władzy, pod którą żyjemy, oraz tego, w jaki sposób powinniśmy do niej podchodzić.
Indywidualność gryzie się ze staniem rzędem w szeregu, nawet, jeśli stanie w rzędzie jest prostsze i przyjemniejsze.