Reżyser jak bramkarz

Rozmowa z Grzegorzem Eckertem

- Jako aktor pracowałem z bardzo różnymi reżyserami. Część z nich to typ introwertyczny i jakby taki bardzo wsobny, ale znałem też ekstrawertyków. Także chyba co człowiek to inny. Ja mam zawsze takie sportowe przemyślenia na temat reżyserii i w ogóle na temat teatru. Reżyser jak bramkarz - zawsze idzie sam i sam musi sobie poradzić z porażką i z sukcesem, niestety. Albo stety.

Z reżyserem Grzegorzem Eckertem - o pracy wykonanej podczas przygotowań do premiery spektaklu „(Prawie) ostatnie święta" w Śląskim Teatrze Lalki i Aktora „Ateneum" w Katowicach - rozmawia Andrzej Kownacki z Dziennika Teatralnego.

Andrzej Kownacki: 8 listopada miała miejsce pierwsza premiera sezonu w Teatrze Ateneum „(Prawie) ostatnie święta" na podstawie książki Jo Nesbø, który jest chyba bardziej kojarzony z kryminałami, ale jak się okazuje pisze także dla dzieci. Skąd pomysł na takie przedstawienie?

Grzegorz Eckert - Padła propozycja, zamówienie powiedzmy, na to, żeby ten spektakl był po prostu świąteczny. Zacząłem się rozglądać za czymś, co by było interesujące i może mówiące o świętach nie wprost. I po prostu w wyszukiwarce wpisałem pytanie o książkę czy tekst o Świętach. Wyświetliło się kilku interesujących autorów, jak Tolkien na przykład. Pojawił się również Nesbø, a że ja jestem fanem kryminalnych historii i true crime, to zaraz zwrócił moją uwagę. Wypożyczyłem książkę i wsiąkłem. Zaproponowałem i dyrekcja się zgodziła.

To się wiąże z moim kolejnym pytaniem, czy to była wyłącznie Pańska inicjatywa?

- Można tak powiedzieć. Już nie pamiętam, kto podjął temat. Pewnie ja.

Kiedy to mniej więcej było?

- Pewnie około rok temu. Może nie cały, ale na początku tamtego sezonu artystycznego. Na wakacje oddawaliśmy projekty kostiumów, więc sam pomysł pojawił się wcześniej.

Kiedy zaczęły się próby?

- W trzecim tygodniu września. To nie było w jednym bloku, bo mieliśmy też wyjazd tygodniowy w ramach innego projektu. I jak to w teatrze, powypadało też kilka dni z powodu kwestii organizacyjnych.

O czym jest to przedstawienie?

- O świętach właśnie. A właściwie to o tym jak my sobie pozwalamy i jak nam się pozwala te Święta spędzać lub ich nie spędzać.

Jak kto nam pozwala?

- Społeczeństwo. Obyczaje. My sami, rodzina. Otoczenie - to najbliższe i to trochę dalsze.

Czy tematem jest zatem jakiś duch świąt, który zostaje zatracony i bohaterowie próbują go na nowo odnaleźć i wywołać?

- Tak, można tak powiedzieć. Chociaż ten duch świąt nie jest taki, moim zdaniem,
jak go sobie powszechnie wyobrażamy. To nie jest tak, że w spektaklu mamy coś bombkowego i cukierkowego, pachnącego makówkami, piernikiem i choinką. Nie jest to taka atmosfera wprost świąteczna, o którą się walczy. Chcę wierzyć w to, że bohaterowie bardziej zmagają się o relacje w trakcie Świąt. A Święta to jest taki substytut wyjątkowego czasu, który musimy się nauczyć przeżywać.

Jak przebiegały prace nad spektaklem? Jakie trudności się pojawiły?

- Myślę, że to jest zawsze kwestia subiektywna. Jest kilka newralgicznych momentów, choćby łączenie technikaliów z warstwą dramaturgiczną. I to zawsze jakieś problemy technologiczne generuje, z którymi trzeba sobie poradzić. To, co mnie zawsze fascynuje, ale i bywa problematyczne do osiągnięcia, to bardzo rytmiczne ujęcie ruchu i konsekwentne jego prowadzenie, kadrowanie, jak w filmie, w połączeniu z potoczystością prowadzenia dialogu. Widzowie ocenią, czy się to udało, ale na pewno połączenie tego formalnego ruchu z naturalistycznym dialogiem to jest zawsze wyzwanie, żeby to funkcjonowało obok siebie.

Jak wygląda Pana przygotowywanie się do realizacji? W kontekście innych spektakli, jak reżyser musi się przygotować do realizacji danego materiału?

- To znowu zależy od osoby. Ja do tego spektaklu pisałem też adaptację, więc miałem czas, żeby to dojrzało gdzieś w mojej głowie. Na samych próbach pracuję dość intuicyjnie. Wiem mniej więcej jak chcę, żeby wyglądały te sceny, a potem z zespołem to samo przychodzi. Ciężko mi to opisać. Ufam też bardzo współrealizatorom. Z kompozytorką, którą jest moja żona, wiele rzeczy razem zrobiliśmy, więc mało muszę tłumaczyć. Wystarczy tylko parę inspiracji i to się jakoś tak samo dzieje, beze mnie.
Również ze scenografem jest to nasza któraś realizacja, więc czujemy swój gust i staram się nie wtrącać w jego działkę. Kwestie kolorystyczne czy formalne już mnie tak nie interesują. Ufam, że to będzie spójne. Omawiamy wszystko, ale od pewnego momentu staram się nie ingerować, bo to jest tkanka twórcza i nie można się znać na wszystkim.

Jak Pan określiłby największe wyzwanie przy realizacji sztuki „(Prawie) ostatnie święta"?

- Nie wiem, czy to jest wyzwanie, bardziej obawa. Reżyseruję to w moim zespole, więc zawsze ciężko jest być prorokiem we własnym kraju, we własnym teatrze. Na szczęście zespół Teatru Ateneum jest niezwykle profesjonalny. Ja sobie wewnętrznie postanowiłem, że pójdę i zacznę robić to, co robię zazwyczaj w takich sytuacjach, a zespół za tym poszedł. Tak, że moja największa obawa dotyczy tego jak to wyjdzie. Gust każdy ma swój i z tym się nie wygra, jeśli się komuś nie spodoba, to się go nie przekona.

Czy reżyser musi mieć specjalne cechy ułatwiające współpracę z zespołem?

- Jako aktor pracowałem z bardzo różnymi reżyserami. Część z nich to typ introwertyczny i jakby taki bardzo wsobny, ale znałem też ekstrawertyków. Także chyba co człowiek to inny. Ja mam zawsze takie sportowe przemyślenia na temat reżyserii i w ogóle na temat teatru. Reżyser jak bramkarz - zawsze idzie sam i sam musi sobie poradzić z porażką i z sukcesem, niestety. Albo stety. To też ma swoje plusy.

Czy są jeszcze jakieś inne cechy, które reżyser powinien posiadać?

- Pewnie dużo, które ja bym chciał mieć. Albo staram się o nich nie zapominać. Pomijając już taką typowo interpersonalną wrażliwość, to jest to na pewno konsekwencja w podejmowaniu decyzji, żeby wszystko prowadziło jednak w jednym kierunku. Umieć słuchać, ale też potrafić podejmować decyzje.

Czy planuje Pan jakieś kolejne projekty?

- Wiem, ale nie powiem, jak to mówił klasyk. Coś jest planowane, ale to na razie tyle. To już będzie w przyszłym roku kalendarzowym. Mam z pewnością jakieś plany.

Pan wychodzi z tymi propozycjami poza Teatr Ateneum, czy tylko w Teatrze Ateneum?

- Staram się wychodzić poza. Co za dużo, to niezdrowo jeśli chodzi o bycie prorokiem we własnym teatrze.

Jak się Panu pracuje z własnym zespołem? Czy są chętni do stuprocentowej współpracy?

- Bardzo dobrze. Naprawdę. Bez cienia kokieterii. Jeśli są niechętni, to ja nic o tym nie wiem. Wiadomo, że zawsze może być inaczej, ale nawet jakbym chciał się wyzłośliwić, to nie miałbym powodu, bo fantastycznie praca przebiega.

Jak się Pan jeszcze realizuje oprócz reżyserowania?

- Gram jako aktor oraz uczę.

Coś Pan pisze?

- Ostatnio napisałem adaptację „(Prawie) ostatnich świąt" właśnie. Myślę nad powieścią Andrzejewskiego „Ciemności kryją ziemię". To jest paraboliczna historia o hiszpańskiej inkwizycji osadzona w realiach historycznych, ale ma dużo uniwersalnych odniesień.

Dziękuję bardzo za rozmowę.
__

Grzegorz Eckert  - aktor teatralny, telewizyjny i internetowy, reżyser teatralny, pedagogabsolwent białostockiego Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, od 2011 roku jest aktorem Śląskiego Teatru Lalki i Aktora Ateneum. Wcześniej występował na scenie Teatru MASKA w Rzeszowie. Współpracuje z krakowskim Teatrem Bez Rzędów, a także – jako pedagog – na Wydziałach Wokalno-Aktorskim oraz Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach.

Andrzej Kownacki
Dziennik Teatralny Górny Śląsk
21 listopada 2024
Portrety
Grzegorz Eckert

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia