Rigoletto w kampowym wydaniu
„Rigoletto" - komp. Giuseppe Verdi - Romuald Wicza-Pokojski - Opera Bałtycka w GdańskuW ciemnościach sali teatralnej odsłania się mrugające światło, jakby kula dyskotekowa, której odblaski oślepiają szczęśliwców znajdujących się w jej przestrzeni rażenia. Widzom ukazuje się obraz – wioska kamperów, z której wyłania się niezliczona liczba ekscentrycznie ubranych tancerzy i śpiewaków.
„Rigoletto" to klasyka opery. Sławne na całym świecie libretto autorstwa Francesco Maria Piave oraz muzyka mistrzowskiej kompozycji Giuseppe Verdi nie przestaje zachwycać publiczności na deskach teatrów we wszystkich zakątkach świata. Ten ogólnoświatowy zachwyt nie zdołał ominąć również mnie.
„Rigoletto" w wydaniu Romualda Wicz-Pokojskiego to jego zmodernizowana odsłona rodem z lat siedemdziesiątych XX wieku. Ciekawym wątkiem jest pozostawienie terminów takich jak „książę" czy „błazen" opisujących główne postacie, które zdają się kontrastować z nowoczesnością scenerii. Być może wynikało to z samej niemożności zmiany oryginalnego tekstu, ale według mnie nie ujmuje to spektaklu, bynajmniej, jedynie podkreśla niezmienność doświadczenia ludzkiego.
Postać tytułowego Rigoletta nasycona jest niekończącym się tragizmem na miarę „Króla Edypa". Jest on królewskim (bądź kamperowym) błaznem, wyśmiewanym przez własną społeczność oraz tyranizowany przez księcia, przywódcę bandy. Z tegoż powodu, błazen zdaje się być oślepionym zamiarami zemsty na swym okrutnym przeciwniku. W toku akcji, jego córka, która jest mu najdroższa ze wszystkich istot ziemskich, i którą stara się chronić przed upodleniem świata zewnętrznego, zakochuje się w księciu, a następnie zostaje uprowadzona przez zgraję mieszkańców wioski kamperów. W tych okolicznościach chęć zemsty na przywódcy bandy staje się silniejsza, w potoku emocji Rigoletto zleca płatnemu mordercy zabić przeciwnika. Również i to kończy się klęską, gdyż w podrywie miłości córka błazna podstawia się za księcia i umiera. Rigoletto pozostaje sam w świecie, które zdaje się nie mieć dla niego miejsca.
W rolę Gildy, córki Rigoletta, wcieliła się Hanna Okońska. Bez wątpienia skradła serca publiczności. Jej śpiew i gra aktorska doskonale wypełniają scenę i jak za sprawą magicznej różdżki sprawia, że niemożliwe jest oderwanie od niej wzroku. Każdy dźwięk wydawany był przez nią z perfekcyjną precyzją, przy zachowaniu delikatności i elegancji. Jestem szczerze zachwycona występem w jej wykonaniu i mam nadzieję zobaczyć ją również w innych odsłonach oper wykonywanych w Operze Bałtyckiej.
Nieodparcie trzyma mnie wrażenie, iż sytuacja „Rigoletta" jest przestrogą przed nienawistnym popędem zemsty, które zdaje się oślepiać nas na wszystko to, co dla nas ważne. Bynajmniej nie jest to moim zdaniem opowieść o przesądzonym losie, który niezmiennie prowadzi do katastrofy, lecz historia człowieka zgubionego, onieśmielonego przez życie.