Rodzą się nowe dybuki
4. Festiwal Nowego Teatru w Rzeszowie„Dziennik Anny Frank", przejmujący treścią, znakomity pod względem dramaturgii, ruchu scenicznego i aktorstwa spektakl ze Statnego Narodnego Divadlo w Koszycach zapoczątkował ten festiwal w piątek w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej.
Ondrej Soth, reżyser, choreograf i twórca muzyki, ujawnia w „Dzienniku Anny Frank" część swojej niebywałej wyobraźni. Zainspirowany prawdziwą historią żydowskiej rodziny, która ukrywała się podczas drugiej wojny światowej w Amsterdamie i tuż przed końcem wojny padła ofiarą nazistowskiej eksterminacji dzieli się wyobraźnią z widzami wrażliwie, precyzyjnie dozując napięcie, kreując sceny liryczne i stonowanie brutalne opowiadające sugestywnie o świecie okrutnym na którego zło absolutnym antidotum są miłość i solidarność. To one dają szanse przetrwania i przeżycia. Przedstawienie Sotha zdaje się być dzisiaj sprzeciwem na odgrzewanie i wspieranie idei faszyzmu i zdecydowanie ma taka siłe, możliwość, żeby poprzez teatr, nowy teatr, przyczynić się do zwalczania tego zjawiska.
Od pierwszych scen trudno nie zauważyć, że Tánia Pauhofova, jak Anna Frank, perfekcyjnie umie korzystać ze swojej charyzmy, wnętrza i doskonałego warsztatu, których od pierwszych scen także trudno jest nie docenić. Jej kreacji dobrze służy też krucha, dziewczęca sylwetka. To pozwala wyrazicie i konsekwentnie dać granej postaci cechy młodej dziewczyny o czystej duszy żyjącej w dziecięcym świecie i zarazem w końcowych scenach obdarzyć wiarygodnie dojrzałym spojrzeniem na życie. Pauhofova jest niesamowita, kiedy przez półtorej godziny gra wiodącą postać, tanecznie biega po scenie i wspina się po rusztowaniach symbolizujących kryjówkę i zarazem komin krematoryjny, a wszystko to z wyjątkiem tragicznego finału zawsze robi z czarującym, dziewczęcym uśmiechem cały czas opowiadając o uczuciach, sytuacjach i głębokich tajemnicach swojej postaci. W przedstawieniu poza Pauhofovą bierze udział wielu świetnych aktorów i artystów baletu. Widz może dostać oczopląsu chcąc oddzielić sceny aktorskie od baletowych, które tak do końca nie są może czystym baletem, ale pełnym wirtuozerii ruchem scenicznym. Świetny spektakl! Po którym, tak jak po „Pogorzelisku" Mouawada i Ibera, nie powinniśmy klaskać. Bardzo mocny początek festiwalu.
W niedzielę publiczność festiwalowa oglądała spektakl Agaty Dudy-Gracz „Będzie pani zadowolona czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk" z Teatru Nowego w Poznaniu. Duda-Gracz z właściwą sobie konsekwencję, ale i wyczuciem estetycznym miesza i burzy ustalone konwencje i przerysowuje rzeczywistość żeby możliwie głęboko zajrzeć do wnętrza człowieka i porozmawiać o tym z widownią. Opisana scenicznie przez nią atmosfera imprezy poślubnej, zabawy po czymś, która trwa od nie wiadomo kiedy i nigdy nie kończy, świetnie służy Dudzie-Gracz do opowiedzenia z retrospektywami kilku prostych ludzkich historii zaczepionych w przeszłości, ale stymulujących teraźniejszość. Spektakl, który jak zawsze u Dudy-Gracz, robi wrażenie otwieraniem we współuczestnikach zbiorowo i z osobna nękające podświadomie lęki. Czyli sama proza, ale jakże w poetyckich i urokliwie malarskich ramach!
Sobotę festiwalową zdominował Paweł Passini projekcją performatywną „Dybuk" Szymona An-skiego/Michała Waszyńskiego/Artura Pałygi. W swoim „Dybuku", najważniejszym tekście żydowskiej dramaturgii - o którym mówi się, żydowskie „Dziady" - z porównaniem niedokończonego ludzkiego życia do świecy, która zgaśnie nim się dopali, Passini charyzmatycznie ożywia już niegdysiejszą rzeczywistość, kończąc niedokończone modlitwy, rozmowy i myśli i wciągając w te grę obecnych. Realizując swój spektakl na oczach wielu sytuuje go w roli medium, przez które wydobywamy z niepamięci doświadczenie i obnażamy przemilczania. Fascynująca rozmowa o naszych dybukach i znakomity przykład jak nowy teatr przywraca wielką literaturę.
Wcześniej tego dnia obejrzano sztukę „Beze mnie" Mullera, z Teatru im. Wandy Siemaszkowej, którą przełożył komunikatywnie na język sceniczny głównie dla młodej widowni reżyser Tomasz Cymerman. Rzecz o samotności młodych ludzi w przestrzeni rodzinnej i szkolnej, w przypadku jednej z osób kończącej się tragicznie. Szkoda, że spektakl nie próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy świat portali społecznościowych, sprzyja wydobywaniu się z takiej samotności, czy też dodatkowo ja pogłębia? U Cymermana przestrzeń internetowa w świadomości młodych nie istnieje, albo za mało istnieje, co mocno dziwi. Obecne ich życiu są rolki, hałaśliwa muzyka i krzyk, jakby rzecz nie dotyczyła dzisiejszego pokolenia młodych, ale poprzedniego. Niemniej, ogląda się to ciekawie. Zwłaszcza, że w role nastolatków z problemami, udanie i ze szczerością aktorską wcielają się uzdolnieni, młodzi aktorzy Sylwia Gola, Miłosz Karbownik i Łukasz Stawarczyk.
Oprócz „Będzie pani zadowolona czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk" i „Beze mnie", w konkursie festiwalowym do ostatnie dnia tego tygodnia będą jeszcze uczestniczyły spektakle: „Święty Idiota" Janusza Opryńskiego z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, „Ślub" Anny Augustynowicz z Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu, „Bzik. Ostatnia minuta" Eweliny Marciniak z Teatru Współczesnego w Szczecinie, „Gdyby Pina nie paliła, to by żyła" Cezarego Tomaszewskiego z Teatru im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu, „Sekretne życie Friedmanów" Marcina Wierzchowskiego z Teatru Ludowego w Krakowie i „Chłopi" Krzysztofa Garbaczewskiego z Teatru Powszechnego w Warszawie.
Hasło tegorocznej czwartej edycji festiwalu „Nowe mitologie" służy odpowiedzi na pytanie, czy twórcy teatralni potrafią dzisiaj tworzyć nowe projekty i narracje często posługując się klasycznymi tekstami i często działając na pograniczu dwóch światów: realnego i wirtualnego kreowanego przez nowe media. Czy umieją stworzyć zwierciadło, w którym przeszłość odbija się w teraźniejszości i widać w nim, za czym tęsknimy, czego się obawiamy, czego nie wolno nam zapomnieć.
Niezależnie od oglądania przedstawień konkursowych do 26 listopada Teatr im. Wandy Siemaszkowej zaprasza na spektakle, próby czytane, debaty i projekcje filmowe w formule nowego teatru. Zakończy festiwal w niedzielę pozakonkursowo znakomity spektakl „Do DNA" Włodzimierza Szturca, w reżyserii Ewy Kaim, z krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych.
Werdyktu jurorów, którymi w tym roku jest dziesięcioro słuchaczy kierunków teatrologicznych z kilku uczelni można spodziewać się być może już około północy w sobotę. Tak samo jak wskazań publiczności i dziennikarzy odnośnie nagród.