Spacer po teatralnie szeleszczących liściach
"Przemiany" - reż. Adolf Weltschek - "Bracia Dalcz i S-ka" - reż. Kościelniak Wojciechie jest źle. Planty pokrywa dywan opadłych z drzew liści, z których można skomponować piękny bukiet, a w teatrach wysypał się worek z premierami. A jak to w worku, mieszają się z sobą lekko przegniłe okazy z tymi jeszcze soczyście zielonymi, pachnącymi letnim słońcem. Ja podniosłam z ziemi dwa najciekawsze teatralne liście, które jakoś tak melancholijnie zaszeleściły mi pod nogami. Klimat "Przemian" [na zdjęciu] w teatrze Groteska jest jak najbardziej jesienny. Ciemna przestrzeń, w którą przy dźwiękach muzyki wkraczają tancerze, stanie się przedziwnym światem. W bólach narodzi się w nim mężczyzna i kobieta. Początkowo nieokreślone formy egzystencji będą się przyciągać i odpychać, zanurzone w dziejach brutalnej historii, która ciężkimi, wojskowymi buciorami wkracza w ich byt.
W spektaklu Adolfa Weltschka (reżyseria), Małgorzaty Zwolińskiej (scenografia) i Caroline Finn (choreografia) można doszukać się wielu znaczeń, odniesień do Orfeusza i Eurydyki, i kilku innych europejskich mitów; nawiązań do teatru Kantora, Grotowskiego, Mądzika. To jednak zabawy dla teatrologów. Mnie w tym widowisku, wytańczonym pięknie bez jednego słowa, porwały bijące ze sceny emocje. To właśnie one sprawiają, że opowieść o mężczyźnie i kobiecie, o uczuciu, które wykluło się z mroku nocy, bardzo mnie dotknęła. Ba, sprawiła nawet, że w oku zakręciła się mała jesienna łza. "Przemianach" niebagatelną rolę odgrywają wyświetlane na ogromnym ekranie animacje.
Podobny zabieg scenograficzny zastosowano w Teatrze im. J. Słowackiego, w przedstawieniu "Bracia Dalcz i S-ka". Tutaj nie mamy baśniowych projekcji, ale komiks (genialna w całości scenografia Damiana Stryna), dzięki któremu ożywają nawet nieżyjący bohaterowie mało znanej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Tak jak ojciec Dalcz. Zostawia on fabrykę, o którą - jeszcze nad ciepłymi, a przynajmniej mówiącymi do nas z ekranu, zwłokami - rodzina stoczy bezpardonową walkę. Wygra ją, ku zaskoczeniu bandy drapieżców, najmniej z pozoru nadający się do tego outsider, rozpustnik i pijak Paweł Dalcz. To prawdziwy gangster, którego dzięki Radosławowi Krzy-żowskiemu jakoś dziwnie chce się lubić. Pokazuje on, czym jest brutalny kapitalizm i czym może być prawdziwa miłość.
szystko to reżyser Wojciech Kościelniak podał w niezwykle atrakcyjnej, musicalowej formie, nawiązującej do roztańczonych lat 30., w których niepoślednią rolę odgrywają piosenki autorstwa Rafała Dziwisza. Gdybym miała wybrać tę, która zrobiła na mnie największe wrażenie, bez wątpienia będzie to song w świetnej interpretacji Agnieszki Judyckiej. Słuchając go nie można się nie wzruszyć.
No i znowu wraca do mnie jesienna nostalgia. Ale daję słowo, że na "Braciach Dalcz" nie będzie ona dominować, a widzowie, którzy wybiorą się na spektakl, wyjdą z teatru w świetnych nastrojach. Tylko trochę martwiąc się, że już się skończyło.