Świątek z demobilu
"Stół z powyłamywanymi nogami..." - reż. Wiesław Hołdys - Stowarzyszenie Teatr Mumerus w KrakowieAnna Lenczewska, Jan Mancewicz, Robert Żurek - wędrowni Encyklopedyści Voltaire'a. Przemierzający wertepy aktorskiej wyobraźni, by świat zmierzyć i opisać – słowem: oswoić. By demony tego, czego się boimy i lękamy zatrzasnąć w zamykanym na łańcuch woluminie.
W spektaklu teatru Mumerus porwali się na rozbebeszenie własnych narzędzi – na język. Na zgłoski i głoski, które wyciągają spod stołu, z walizki i oglądają pod światło reflektorów, by być pewnym, że nie ma w nich już żadnej wieloznaczności, żadnych podprogowych niuansów i sensów. W czasie spektaklu rozpruwają semantyczne szwy tak ostentacyjnie, że aż sypie się foniczne pierze.
Kiedy pierwszy piorun przeciął niebo i człowiek intuicyjnie wyczuł, że może jednak nie być żadnego potem, ani żadnej nieśmiertelności - odczuł natychmiastową potrzebę stworzenia języka – to wersja oficjalna, wszak wszyscy wiemy, że mężczyźni wydziergali język, aby uwodzić kobiety :-) Ugniatając swoją komunikacyjną Wenus z Willendorfu memłali dźwięki, które powoli przyjmowały uporządkowaną strukturę systemu. Maltretowali zgłoski, rozciągali je sprawdzając ich wytrzymałość. Misternie stroili klawesyn abecadła, aby uzyskać niezawodne narzędzie, które jednoznacznie nazwie i opowie rzeczywistość. Tu zaczynają się jednak pewne schody. Bo nawet podstawowy zakres słownictwa wykoleja niejednoznaczność. Domino uważnie kleconej wypowiedzi można rozwalić jednym ruchem dłoni. Wystarczy ją doświetlić z innej strony i cały sens myśli przyszpilonej encyklopedycznie ustrukturyzowaną semantyką bierze w łeb. Ale, czy nie jest z drugiej strony tak, że w malarstwie wiemy wszystko, bez napisów? A spektakl Mumerusa jest jak sekwencje z malarstwa Hogartha i Watteau. Bo całe ludzkie ciało jest trąbą wypowiedzi. Idealnie nastrojeni aktorzy dają nam to do zrozumienia przez całe przedstawienie. U Mumerusa nie ma momentów oddechu, na aktorskie luzy – jak w kapitalnej scenie umordowanej orkiestry, która nie może wyswobodzić się z uroku. Całość spektaklu jest naciągnięta na niewidzialną nić, na której scena manualnej konwersacji jest rarytasem z bitą śmietaną.
Mumerus to teatr wypracowanego detalu. Poczucie humoru jest tu w aktorstwie, w wyczuwalnym porozumieniu, jakie nawiązuje się w potrójnym obiegu, pomiędzy aktorami, publicznością i reżyserem nawigującym całością. Poczucie humoru jest tu w kościstej łapeczce usłużnie pomagającej w dźwiganiu walizki. Mumerus to żarty o chałwie z łupieżu, jest więc i mięso kotowe na ból krzyża i popiół z głowy wściekłego psa – bóg wie na co. Jest charakterystyczne dla Mumerusa bawienie się potencjalnością rekwizytów. Klecenie ślepego potworka – świątka z demobilu, do którego (skoro mamy już język) można wznosić modły o pragnienia i marzenia, o wybawienie przed nieznanym i nieuniknionym... Jest w tym wszystkim na rzeczy, że w literaturze Śmierć zwyczajowo przemawia kapitalikami...
Spektakl wystawiony 6.07. 2016, godz. 19, w łódzkim Domu Literatury, w ramach Festiwalu Małych Form Teatralnych.