Światła, oczy na scenę...Akcja!

„Szczęściarze" - reż. Tadeusz Kuta – Lubuski Teatr w Zielonej Górze

Całe Twoje życie zależy od szczęścia. Wiele spraw jesteś w stanie zmienić za pomocą swoich działań. Istnieją jednak takie aspekty życia, które możesz pozostawić tylko ślepemu losowi i liczyć w głębi serca na łut szczęścia. O tym opowiadają „Szczęściarze" w reż. Tadeusza Kuty Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze.

Tak było w przypadku zwyczajnego małżeństwa - Niuńki (fantastyczna Anna Stasiak) i Bola (fenomenalny Janusz Młyński). Ona - żona, która całe dnie miała bardzo zajęte. W jednym dniu odwiedzała klub fitness, w innym przyjaciółki, chadzała też na pilates. On – mąż, głowa rodziny, który ciężko pracował, aby godnie przejść na emeryturę. Pewnego dnia za sprawą decyzji podjętej przez prezesa firmy, w której pracował Bolo, świat małżonków „wywrócił się do góry nogami". Los odmienił ich życie. Dokładniej mówiąc - trzy losy.

Od pierwszych chwil spektaklu oczom ukazała się ażurowa konstrukcja, która przypominała dom. Kiedy przestrzeń w sztuce ulegała zmianie, kolor „rusztowania" również się zmieniał. Na środku sceny stała niewielka szara kanapa, przed nią był biały kawowy stolik, a po lewej i prawej stronie znajdowały się fotele. Iście domowa scenografia, za którą odpowiedzialna była Aleksandra Harasimowicz.

Spektakl w reżyserii Tadeusza Kuty rozpoczynał się rozmową Prezesa (Jakub Mikołajczak) i Wiceprezesa (Ernest Nita), która miała wprowadzić widza w dalsze wydarzenia. Ta zabawna konwersacja między Panami doprowadziła ich do jednej fundamentalnej konkluzji - należy zwolnić Bola ze stanowiska. Jako odprawę postanowili podarować mu los z kolektury. Staje się on przedmiotem wszystkich dalszych wydarzeń mających miejsce w spektaklu. Z całą pewnością można stwierdzić, że było to widowisko nad wyraz przepełnione humorem i ironią. W wyśmienity sposób zostały obśmiane jakże prozaiczne małżeńskie sprawy. Nie obyło się także bez zadrwienia z duchowieństwa i przedsiębiorców. Śmiało mogę przyznać, że zostało to zrobione ze smakiem i dobrym humorem.

Oglądając widowisko w reżyserii Kuty mogłabym wyodrębnić (umownie) dwie części spektaklu. Pierwsza stanowiła swoiste wprowadzenie do całej historii małżeńskich perypetii ludzi, których życie zmienia się w jednej chwili. Chętnych do dysponowania dobrami materialnymi Państwa Szczęściarzy było więcej. Biskup (w którego wcielił się również Jakub Mikołajczak) jak i zarząd bacznie przyglądali się rodzinie i aktywnie uczestniczyli w ich dywagacjach na temat majątku, który miał wejść w ich posiadanie.

Druga część była jeszcze bardziej przepełniona humorem i akcja nabrała tempa. Rozpoczęła się niezwykle zabawną rozmową telefoniczną między Bolem a pracownicą biura podróży. Była to scena, przy której łzy śmiechu same pojawiały się na twarzy.

Coraz więcej zawirowań miało miejsce podczas innego segmentu spektaklu. Częste wizyty Pana Aniołka (Marek Sitarski) budziły we mnie mieszane uczucia. Jego postać nie wzbudziła mojej sympatii, wręcz nudziła. Przeciwwagą do muzycznych wizyt Pana Aniołka stanowiły odwiedziny księdza Stefana (pierwszorzędny Ernest Nita), który wywoływał uśmiech na twarzy.

Całość spektaklu stanowiła niezwykle zabawną i ironiczną historię, przyjemną do oglądania. Muzyka, za którą odpowiedzialny był Marek Sitarski dodawała całej sztuce mocno filmowego/serialowego klimatu.

Przez warstwę wizualną i muzyczną to widowisko miało dla mnie klimat „The Office" twórców Rickiego Gervaisa i Stephena Merchanta. Zarówno komizm sytuacyjny jak i hiperbolizacja postaci Steva Carella oraz całego świata wykreowanego w owym serialu bardzo przypominała to, co działo się na scenie Lubuskiego Teatru. Konwencja mockumentu o losach pracy personelu firmy Dunder Mifflin ze swoim narcystycznym szefem Michaelem Scottem na czele przypominała niepoukładany i niekompetentny zarząd w pracy Bola. Parafrazując znane słowa, można by było rzec „światła, oczy na scenę, akcja!" Bardzo przyjemny obrazek dla oka.

Podczas oglądania spektaklu byliśmy raczeni zarówno komizmem sytuacyjnym jak i klasycznymi żartami. Na wielkie brawa zasługiwali wszyscy aktorzy biorący udział w sztuce. Fenomenalny pokaz aktorskiego warsztatu.

Sztuka Tadeusza Kuty skłaniała jednak do odrobinę gorzkiej refleksji na temat ludzkiej zachłanności i pogoni za dobrami materialnymi. W miłej i satyrycznej oprawie zostały ujęte wady człowieka, jego wewnętrzne niepohamowane pragnienia, które przysłaniają wyższe wartości. Pod osłoną komediowego obrazu ukryte zostało i wybrzmiało na końcu przesłanie o pogoni za pieniędzmi. Podczas całego spektaklu klarownie widać, jak perspektywa wygranej była w stanie zmienić człowieka. Jak w sytuacji nagłego szczęścia cały świat „stanął na głowie".

Kapitalną klamrą kompozycyjną był „deszcz" pieniędzy na zakończenie tego fenomenalnego pastiszu.

Natalia Sztegner
Dziennik Teatralny Zielona Góra
8 marca 2023
Portrety
Tadeusz Kuta

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia