Tragiczny śmiech

"Ich czworo" - reż. Jerzy Stuhr - Teatr Polonia w Warszawie

Jak głośno trzeba się śmiać, by zagłuszyć rzeczywistość? Jak bardzo trzeba być głupim, by widzieć wyłącznie czubek własnego nosa? Bohaterowie "Ich czworo" udowadniają, że śmiać się można nawet z największej tragedii, a głupota może osiągnąć wykraczające poza ludzką świadomość wyżyny.

"Ich czworo" to zabawna i gorzka zarazem opowieść o samotności, głupocie i życiowej matematyce. Jest ich troje - dziecko (Iga Mencel), żona (Sonia Bohosiewicz) i mąż (Jerzy Stuhr). On z inteligencji, ona raczej niekoniecznie, chociaż usilnie (by nie powiedzieć żałośnie) stara się udowodnić swój wysoki poziom intelektualny. Dziecko jest gdzieś między jej i jego życiowymi aspiracjami. Równianie dosyć proste, ale gdyby dodać jeszcze kilka niewiadomych? Na przykład podstępną szwaczkę (Iza Kuna), albo kochanka(Tomasz Kot). Wtedy dopiero robi się ciekawie! To już wyższa matematyka. Równanie z kilkoma niewiadomymi, w nawiasie kłamstwa, przemnożone przez egoizm i wzięte do potęgi głupoty.

Tekst Gabrieli Zapolskiej to lekko i zabawnie, ale także niebywale precyzyjnie ujęta i opisana głęboka patologia systemu rodzinnego. Bohaterów niewątpliwie łączy głupota, ale poza tym także niesamowita bezmyślność, chciwość i brak jakiejkolwiek wrażliwości. Wszystko kręci się wyłącznie wokół ich potrzeb, priorytetów i wyborów. Zapatrzeni w swoje ego, zupełnie zapominają o tym, co najważniejsze. Zapominają o człowieku.

Reżyser spektaklu - Jerzy Stuhr, wyostrzył kontury postaci pojawiających się na scenie, pokazał ich skomplikowaną konstrukcje psychiczną i całkowity brak wglądu we własne emocje.

"Ich czworo" to niewątpliwie spektakl charakterów. Należy także podkreślić jego energetyczną równowagę. Jerzy Stuhr nie uronił ani krzty emocji, jest idealnie słodko-gorzko. Nie ma przesycenia. Nie jest płytko, ale także nie czuje się przeciążenia dramatem dziecka, które jest bez wątpienia najbardziej nieszczęśliwą figurą tego obrazu. Widz śmieje się, ale dokładnie w tym samym momencie wyjmuje z serca kolejną szpilkę. Sceny są dynamiczne i zajmujące. Uwaga widza kierowana jest dokładnie na to, co w danej chwili jest istotne. Śmiech jest głośny i wymowny, tak jak cisza, która w tym wypadku ma swoją osobliwą wartość.

W "Ich czworo" kreacyjnie zachwycają Iza Kuna i Sonia Bohosiewicz. Kradną całą uwagę, są absolutnie zachwycające. Tworzą silne, charakterystyczne, urocze w swej bezmyślności, a przede wszystkim prawdziwe postaci. Są śmieszne i przerażające zarazem. Jerzy Stuhr w roli męża ujmuje swym spokojem i naiwnością - widz zawierza mu bezgranicznie. Zabrakło pomysłu na rolę Renaty Dancewicz i wydaje się być ona nie do końca wykorzystana. Niewątpliwie jednak, wszystkie postaci zarysowane są grubą kreską i obdarzone niesamowicie przerośniętym ego. I w środku tego wszystkiego, tego jarmarku próżności, fałszu i hedonizmu jest dziecko. Samotne w swoim nieszczęściu, niezauważane, będące instrumentem w cichej wojnie między głupimi dorosłymi.

"Ich czworo" to spektakl szalenie mądry w swej wszechogarniającej głupocie. Jest dostępny dla widza i na tyle otwarty, że każdy może wziąć z niego wyłącznie to, co jest gotowy przyjąć. Stuhr reżyserując idealnie wyważył ciężar i humor tego przedstawienia, jednocześnie skupiając uwagę na jego psychologicznym i emocjonalnym wydźwięku. Trudno się nie śmiać, trudno nie mieć sobie tego śmiechu za złe. Głupota aż boli. Głośno piszczy w uszach, raz po raz zagłuszana salwami śmiechu. Tak jak my sami wielokrotnie zagłuszamy swoje sumienia i pulsujące uczucia. Nie pozwólmy sobie stać się mechanicznymi i egoistycznymi pacynkami świata. Współodczuwajmy, kochajmy, wspierajmy, bądźmy. Razem, nie obok.

Katarzyna Hanna Binkiewicz
krytykat.wordpress.com
10 września 2014

Książka tygodnia

Aurora. Nagroda Dramaturgiczna Miasta Bydgoszczy. Sztuki finałowe 2024
Teatr Polski w Bydgoszczy
red. Davit Gabunia, Julia Holewińska, Agnieszka Piotrowska

Trailer tygodnia

„Tupot Poetycki" - w B...
Zuzanna Szmidt
Zuzanna Szmidt - urodzona w Warszawie...