Uwolnić myśli w grze interpretacji. O życiu sztuki i sztuce życia

"Pogłosy" aut. Wit Szostak - reż. Marek Fiedor, Tomasz Hynek - Wrocławski Teatr Współczesny

W jaki sposób doświadczamy i przeżywamy rzeczywistość? Gdzie tkwi granica między naszymi wyobrażeniami, subiektywnymi osądami a obiektywnym światem? Czy mamy dostęp do „czystych faktów"? Jak przebiega proces tak zwanego „rozumienia"? Jaką rolę odgrywają w nim słowa, czym są ludzkie myśli, fantazje i jak mają się do „zewnętrznego" świata? Jak budujemy naszą świadomość? W spektaklu „Pogłosy" pytania te są jak klucze, otwierające wyobraźnię widzów, budzą do refleksji, zapraszają do pogrążenia się w osobliwym uniwersum sztuki. To wokół nich zbudowana jest niezwykła narracja przedstawienia.

Każdy detal inscenizacji ma symboliczne znaczenie, wydaje się być tak opracowany, by poruszyć odbiorcę. Ważną rolę pełni tu już wybór miejsca, w jakim odegrany jest spektakl – to kameralna Scena na Strychu. Ciemny, dość nisko usytuowany sufit w formie kopuły oraz amfiteatralny układ tworzą szczególną atmosferę. Widzowie spotykają się na parterze, skąd zostają zaproszeni do wejścia schodami na ostatnie piętro budynku – niepozorny, kilkuminutowy spacer nie jest pozbawiony znaczenia, stanowi swoiste preludium to tego, co wydarzy się za chwilę.

W pierwszych scenach spektaklu poznajemy głównego bohatera (tu bardzo przekonująca rola Przemysława Kozłowskiego), siedzącego przy stole przed laptopem. Jego twarz widoczna jest dzięki światłu monitora, reszta przestrzeni wypełniona jest ciemnością. Mężczyzna pracuje nad tekstem, jakby usiłował wyrazić coś, co stawia opór, co jest ze swej natury niewyrażalne. Chciałby opisać – uwiecznić ważne wydarzenie, język jednak, w konfrontacji z życiem odsłania swą niewystarczalność, zawsze redukuje złożone znaczenia. Cały sens sztuki zdaje się ogniskować w twarzy pogrążonej w ciemności, widocznej tylko dzięki wiązce światła, przeglądającej się tekście niczym w lustrze. Na wzór mitycznego demiurga bohater stoi przed zadaniem stworzenia świata, które przypomina starotestamentową historię: dzięki słowom powołuje do życia myśli, te zaś sprawiają, że rodzi się jego uniwersum, jego świadomość, rozpoczyna się proces rozumienia-eksperymentu-gry.

Z czasem ekran laptopa wyświetlany jest w formie projekcji na tylnej ścianie sceny – widzimy tekst, przekreślone czerwoną kreską wyrazy. Bohater szuka odpowiednich słów, wypróbowuje ich różne konfiguracje, rozkłada na czynniki pierwsze, przemieszcza akcenty, odkrywa całą sieć semantycznych niuansów rodzących się w ich interakcjach, uruchamia grę języka chcąc opisać, zrozumieć i ocalić przed zapomnieniem wydarzenie z przeszłości. Okazuje się, że musi być bardzo ostrożny, bo tekst z jednej strony uśmierca autentyczne doświadczenie, ustatycznia jego dynamikę, przekłamując zarazem; jego dążenie do jednoznaczności , powszechności sprawia, że rozmija się z tym, co usiłuje wyrazić – żywym, dynamicznym, zawsze bardzo prywatnym, niepowtarzalnym przeżyciem. Przekreślenia wskazują na jego niedoskonały charakter. Z drugiej strony pismo, stając się żywiołem gry, otwierając się na swobodny przepływ znaczeń, myśli, interpretacji, naśladuje życie oraz proces postrzegania, pokazuje, że rozumienie w słowach jest dynamicznym aktem twórczym, otwartym na pluralizm; że determinuje ono sposób, w jaki przeżywamy rzeczywistość. W tym sensie tekst staje się częścią życia – narzędziem, dzięki któremu przekraczamy swoje własne granice sięgając po to, co pozornie niewyrażalne, budując naszą świadomość w ciągłych, każdorazowych interpretacjach-transgresjach. Jak pisał Edmond Jabès: „Jesteś tym, który pisze i który jest pisany". Czy Fryderyk Nietzsche nadając artystom status „wynalazców nowych możliwości życia" przez odkrywanie różnych sposobów myślenia w sztuce-interpretacji.

Bardzo istotnym elementem scenografii jest czerwona linia światła otaczająca przestrzeń gry aktorów – zdaje się symbolizować granicę ludzkiej psychiki. Bo cała sztuka staje się rodzajem podróży w głąb ludzkiej duszy: to tu rozgrywa się dramat, walka o „prawdę". Publiczność została zaproszona do wejścia na najwyższe piętro budynku, by teraz, w kameralnej atmosferze, móc wraz z artystami, w sposób symboliczny, zejść w głąb ludzkich doświadczeń, do podziemi świadomości, zobaczyć i odczuć, jak rodzi się świat w twórczym procesie walki o rozumienie.

Autorzy spektaklu zdają się poszukiwać tego, co najbardziej autentyczne w ludzkiej naturze, co najbliższe każdemu z nas, co dotyka istoty człowieka. Paradoksalnie, punktem wyjścia staje się doświadczenie śmierci ukochanej osoby – jedna z największych tragedii, jaka nas spotyka, a jednocześnie zdarzenie, którego przeżycie najpełniej oddaje status naszego istnienia: każdy wcześniej czy później go doświadcza. To przeżycie przerasta naszą zdolność rozumienia, jest tak okrutne, że nie daje się ująć w słowa, zaakceptować, stematyzować; dopóki nie musimy się z nim skonfrontować, pozostaje w sferze nierzeczywistej abstrakcji. W zderzeniu z tego typu traumą rozpada się logiczny porządek, w jaki zwykliśmy ujmować rzeczywistość, destrukcji ulega cała wizja świata, jaką budowaliśmy prze całe życie, zakwestionowana zostaje nasza tożsamość. Tak, jakby spójność i sens naszego świata były ugruntowane w relacji z tymi, których kochamy. Gdy ich zabraknie, nasze uniwersum ulega rozbiciu na niepowiązane ze sobą elementy. Nie ma już jednej prawdy, nie ma jednego prawodawcy-rozumu – są jedynie pogłosy: teraz poszczególne myśli, odczucia, wrażenia, wspomnienia, pragnienia, doświadczenia zmysłowe, marzenia, zaczynają żyć swoim życiem, zyskują autonomię, uwalniają się z hierarchicznego porządku, rozpoczynają grę wolnych interakcji, ukazując różne oblicza, formy, w zależności od kontekstu, w jakim się pojawią.

W tak ujętym doświadczeniu zdaje się zawierać główny koncept spektaklu, doskonale odzwierciedlony w rozwiązaniu scenograficznym. Oto tylna ściana sceny staje się formą muru zbudowanego z klatek, w których znajdują się aktorzy symbolizujący słowa-myśli głównego bohatera. Na początku tkwią w nich nieruchomo, z czasem próbują się uwolnić, by w końcu stać się dynamicznymi istotami posiadającymi własną autonomię, wyrażającymi uczucia. Każda z postaci ubrana jest podobnie: w czerwono czarny kostium, by podkreślić przynależność do jednego uniwersum, które jednak pogrążone jest we wciąż dynamicznym ruchu zmian, przekształceń, wariacji. Nic nie jest tu stałe, statyczne. Każdy z aktorów-myśli zdaje się próbować różnych ról, powtarzając wciąż te same kwestie, odgrywa inne emocje: gniew, radość, zdziwienie, zniechęcenie, niepokój, frustrację. Artyści wykonali tu świetną pracę, trafnie ukazując wszystkie psychologiczne niuanse, subtelności ludzkich zachowań.

Główny bohater usiłuje na różne sposoby zmierzyć się z przerastającym go doświadczeniem. Uruchamia grę wspomnień, myśli, fantazji, nade wszystko uparcie pragnie przywołać w pamięci ostatnie chwile życia ukochanej kobiety, tak, jakby to pamięć była jedynym sposobem, by przywrócić jej życie. Z pomocą przychodzą tu słowa, które wskrzeszają przeszłość . Okazuje się jednak, że za każdym razem, wypowiadane inaczej, z inaczej rozłożonymi akcentami przywołują inny obraz rzeczywistości, inne przeżycie; mają moc budowania różnych historii; choć wciąż te same, potrafią w nieskończoność, diametralnie zmieniać doświadczenie z przeszłości odtwarzane tu i teraz. Słowa są jak wspomnienia – niewinne, wolne od ciasnych klatek narzuconych z góry sensów. W tekście dramatu jak refren powraca zdanie: „Moje wspomnienia są takie niewinne".

Nie ma tu miejsca na uogólnienia, na logiczny redukcjonizm, jedną interpretację – doświadczając wspomnień za każdym razem inaczej, bohater chroni ich jednostkowości, ich niepowtarzalnej prawdy, która staje się jedyna tylko wtedy, gdy autentycznie przeżywamy, gdy kochamy – daleko tu do racjonalnych pojęć, ukazujących swoją powierzchowność i nieuchronną pustkę. Same słowa mają umowny charakter, z drugiej jednak strony to one, poprzez myśli, otwierają nieskończony proces ciągłej interpretacji, przesuwania i nadawania znaczeń, przeżywania na nieskończenie wiele różnych sposobów tego samego doświadczenia, to one sprawiają, że tak, czy inaczej pogrążamy się w świecie, doświadczamy – zawsze na jednostkowy, niepowtarzalny sposób. Wydaje się, jakby słowa właśnie otwierały nas na interakcje ze światem, łączyły nas jako ludzi, pozwalały nam przekraczać granice rozumienia, otwierać się na innego człowieka, zmieniać nas samych i naszą świadomość. Język staje się za każdym razem, w każdej, pojedynczej artykulacji wyrazem naszego nastawienia, naszej duszy, odsłaniając jej nieskończoność – wszak możemy te same „prawdy" wypowiadać na setki różnych sposobów. Tu język splata się z pełnym dynamiki życiem, pomaga w budowaniu autentycznych doświadczeń-interpretacji, chroni ich jednostkowości – sztuka staje się życiem, a życie sztuką w intensywnym procesie.

Czy słowa pozwalają ochronić prawdę? Zachować ją w pamięci tak, by nigdy nie została zapomniana? Czym w istocie jest prawda o przeszłości? Spektakl ukazuje ją jako niekończący się ruch interpretacji, relacji bohatera do wspomnień, korelacji jego marzeń, fantazji, pragnień, doświadczeń. Za każdym razem jest to twórcze działanie, wypadkowa wielu elementów, które budują nasze doświadczenie tu i teraz, zawsze niepowtarzalne, bardzo osobiste. Nigdy nie mamy dostępu do obiektywnych faktów, do jednej, niezmiennej prawdy – nasze poznanie zawsze jest zapośredniczone przez szereg przeżyć, które „otwierają" nas na świat, a sposób, w jaki to się dzieje, zależy też od nas.

Dlatego bohater sztuki w swobodnej grze świadomości i podświadomości próbuje na różne sposoby opowiadać o swoich doświadczeniach: raz mówi w pierwszej osobie, zwraca się do kochanej kobiety, innym razem opisuje swoje doświadczenie w trzeciej osobie, by w końcu utożsamić się na chwilę z ukochaną i stać się nią samą. Jego psychika dzieli się na wiele różnych podmiotów, wciela się w różne postaci prowadząc polifoniczny dialog sama ze sobą. Tak, jakby mężczyzna próbował dotrzeć do źródła, w którym doświadczenia powstają. I odkrywa, że źródłem tym jest nieustanna, dynamiczna gra znaczeń, reminiscencji , projekcji. Nie ma tu przeszłości i przyszłości. Jest tylko teraźniejszość, której doświadczenie budowane jest przez interpretację tego, co minione – za każdym razem inną. W starożytnej greckiej filozofii na oznaczenie pojęcia prawdy posługiwano się terminem „aletheia" wskazującym na coś, co nie jest zapomniane (w przeciwieństwie do „lethe" – zapomnienia). W spektaklu główny bohater buduje swoją prawdę poprzez ciągły proces przywoływania wspomnień, które jednak za każdym razem wracają w zmienionej formie, ukazując dynamikę, autentyczność, bogactwo i pluralizm ludzkich przeżyć.

Niezwykle wymowna jest scena, kiedy bohater schodzi do piwnicy-podziemi własnej świadomości. Zdają się one symbolizować zapomnienie – mowa jest o wodzie, która niszczy zdjęcia, symbole pamięci. Za wszelką cenę próbuje uratować obraz ukochanej. Jest jak Orfeusz, usiłujący wyrwać Eurydykę z królestwa umarłych. Aktorzy-myśli jakby w rytualnym obrzędzie śpiewają o wspomnieniach bohatera, wciąż chaotycznych, niespokojnych.

W ostatnim akcie narratorem staje się kobieta, która odeszła – w swoich myślach mężczyzna udziela jej głosu. Łagodnie, ze spokojem przywołuje zdarzenia, o jakich wcześniej bohater opowiadał wiele razy. Tylko w tej formie, w taki sposób jest on w stanie zaakceptować jej odejście – staje się nią, by móc przyjąć okrutną prawdę.

Tekst Wita Szostaka, na podstawie którego powstała sztuka, jest bardzo ciekawym eksperymentem – w sposób bardzo trafny, ale i niezwykle pomysłowy ukazuje pracę ludzkiej psychiki, niczym pracę artysty – prawdziwą sztukę. Jak pisze sam autor, głównym bohaterem dramatu są słowa-myśli jako narzędzie naszej nieskończonej, dynamicznej interakcji ze światem zewnętrznym i z innymi ludźmi. Inscenizacja książki także okazała się sukcesem. Uderza trafność ujęcia tematu, sposób ukazania bardzo istotnych, dotykających każdego człowieka problemów. Subtelna, aczkolwiek pełna symbolicznych znaczeń scenografia, doskonale wyrażająca główny sens sztuki, świetnie dopracowana choreografia, pełna psychologicznego wyrazu i wdzięku gra aktorów tworzą szczególną atmosferę.

Każdy z tych elementów uzupełnia się wzajemnie, współgra ze sobą. Udając się w głąb psychiki głównego bohatera, która odsłania dynamiczny świat walki, eksperymentu, ciągłych metamorfoz, niekończącego się dialogu, zmagań z językiem, odkrywamy prawdę o nas samych. To piękne i zawsze bardzo budujące doświadczenie, kiedy możemy uczestniczyć w sztuce, która w tak twórczy, ale zarazem nad wyraz celny sposób dotyka istoty nas samych, poraża autentycznością i uczy doświadczania wolnego od jednej, narzuconej z góry interpretacji.

Przywraca to wiarę, że teatr może być bardzo bliski życia, oraz, paradoksalnie otwierać nas na autentyczne przeżywanie, o którym w pełnym logicznych obrachunków, pogoni za oczywistością i jednoznacznością świecie tak łatwo zapominamy.

Dorota Seńków
Dziennik Teatralny Dolny Śląsk
10 maja 2024

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia