W co gramy w 4U?
"Gramy 4 U" - reż. Iwona Pasińska - Centrum Kultury Zamek w PoznaniuOdpowiedź na pytanie, o czym jest spektakl Iwony Pasińskiej Gramy 4U, jest wyjątkowo prosta. To - po pierwsze - suma obserwacji na temat współczesnych mężczyzn. Po drugie - próba przyjrzenia się ich relacjom z zewnątrz i z dystansu, oddania zarówno ich sensu, jak i kształtu ruchowego. Po trzecie - kontynuacja tematu gry, podejmowanego już przez Pasińską we wcześniejszych pracach. Tym razem podążamy śladem "męskich" gier - czyli norm i konwencji obowiązujących w zamkniętym, męskim gronie. Tym razem nie gramy - MY, grają - ONI.
Choreografia sprawia wrażenie luźnego montażu ruchomych obrazów. Pokazują one cały wachlarz męskich zachowań - od kokieterii przed lustrem do popisywania się fizyczną sprawnością. Pięciu tancerzy - wśród nich akordeonista i wokalista Czesław Mozil, idealnie zresztą wtapiający się w grupę profesjonalnych tancerzy - wciela się w przerysowane role typowych (a nawet stereotypowych), współczesnych mężczyzn: trochę narcystycznych, trochę lirycznych, chwilami brutalnych i - przede wszystkim - zabawnych. Niektóre sceny - jak ta pokazująca wspólne fizyczne ćwiczenia - są niemal dosłownymi cytatami z życia codziennego. Inne - na przykład finałowa scena bójki, z dość dosadnym motywem kopania leżącego przeciwnika - to abstrakcyjne, jakby odrealnione "powidoki" życiowych sytuacji, złudzenia realnych ruchów. Z powiązanych ze sobą tematycznie, dosłownych i abstrakcyjnych obrazów wyłania się "mężczyzn portret własny" - malowany przez życzliwego artystę, odbity w trochę tylko krzywym zwierciadle.
Jaka syntetyczna obserwacja wyłania się z choreografii Gramy 4U, poza podstawową, dość oczywistą, że mężczyźni, choć różni, są do siebie pod wieloma względami podobni? Zapewne taka, że ich ważną, wspólną cechą jest fascynacja rzeczywistością wirtualną, symbolizowaną w przedstawieniu przez wielki ekran (kinowy? komputerowy? telewizyjny?). Sceny, w których bohaterowie wpatrują się w niego z wyraźnym zainteresowaniem (chociaż jest pusty!), odwracając się obojętnie placami do widzów, trafnie oddaje pociąg do wirtualnego świata, może nawet chęć ucieczki od realności. Wydaje się, że w choreografii Pasińskiej mężczyźni żyją na pograniczu dwóch światów - wirtualnego świata ekranu i realnego świata wzajemnych relacji, opartych głównie na rywalizowaniu ze sobą i wspólnej zabawie. W ponowoczesnym świecie takie ujęcie tematu trzeba uznać za adekwatne i prawdziwe.
Można - serdecznie zresztą do tego zachęcam - oglądać spektakl Pasińskiej poprzez jego związek z tytułem, to znaczy z pojęciem gry. Jest on przecież w dużej mierze skonstruowany z gier, rozumianych jako ruchowa forma wspólnej zabawy. Odnajdziemy w nim gry znane ze szkolnego podwórka i nieznacznie zmodyfikowane oraz gry wymyślone na użytek spektaklu, takie jak spacer po taboretach czy parodia solo klasycznej primabaleriny. Odnajdziemy też grę z widzami - poprzez spojrzenia i uśmiechy, powiedziałabym nawet - uwodzenie. Tancerze są dopasowani do przestrzeni gry, współtworzą ją swoim ruchem. Chwilami grają w sposób bliski tradycyjnemu aktorstwu - z naciskiem na wydobycie swojej naturalnej vis comica. Chwilami zachowują się jak postacie z gry komputerowej, poruszające się w rytm niewidzialnego joysticka. W ten sposób Pasińska pokazuje, że mężczyźni wciąż grają między sobą, że albo grają w coś, albo grają o coś - o pierwszeństwo, o uznanie innych mężczyzn, o akceptację, o godność. Pokazuje, jak gry integrują mężczyzn i jak ich dzielą, ustawiając przeciwko sobie niedawnych kolegów. Uchwycenie tego mechanizmu uważam za największą wartość choreografii Gramy 4U, za jej sukces po prostu.
Spektakl Pasińskiej - podobnie jak poprzednie choreografie z cyklu "Gramy" - jest zapowiedzią jej własnego stylu choreograficznego, który obecnie kształtuje się i dojrzewa. W jej pracy widać wyraźnie dążenie do minimalizmu: oszczędność w stosowaniu środków wizualnych takich jak scenografia czy rekwizyty oraz pragnienie nadania pojedynczemu ruchowi - może przede wszystkim temu nieznacznemu, ledwo uchwytnemu - jak największej intensywności. Ciekawym choreograficznym zabiegiem jest przypisanie każdej postaci typowego tylko dla niej, stałego gestu. Często się powtarzając, gesty te - z jednej strony - narzucają spektaklowi rytm i porządek, trochę na zasadzie refrenu w muzyce, z drugiej - charakteryzują postacie, przyporządkowują je do określonych typów, odsłaniają istotny rys osobowości u każdej z nich. Atutem przedstawienia wydaje mi się także humor - lekki, ciepły i subtelny - wyczuwalny od pierwszej do ostatniej chwili spektaklu. Być może to właśnie jego siła sprawia, że z choreografią Gramy4U miło się obcuje i z przyjemnością ogląda się ją jeszcze raz.
(mi)