Wypełnienie luki w teatrologicznym opisie

"Wątroba. Słownik polskiego teatru po 1997 r."

Idea przygotowania publikacji porządkującej informacje o najnowszych zjawiskach w polskim teatrze to pomysł chwalebny i chociażby tylko z tego względu należy z góry uznać "Watrobę" za książkę potrzebną. Zgodnie ze słowami Macieja Nowaka powstała ona by zdać sprawę z działalności najważniejszych twórców ostatnich kilkunastu lat, opisać związane z nimi wydarzenia i kierunki w sztuce w sposób, który wyzwoli myślenie o teatrze z "konfrontacyjnego dyskursu narzuconego przez autorów w szarych marynarkach"

 Zdaniem Nowaka tak właśnie ubierają się nauczyciele akademiccy i krytycy starsi od młodych reżyserów co najmniej o pokolenie, a w związku z tym nieuchronnie anachroniczni, programowo nieakceptujący nowych trendów, poruszający się w świecie przebrzmiałych wartości (nieustannie "nudzili o manierach, dobrym wychowaniu"). Teatrologiczny półświatek przedstawiony został jako pole konfliktu między nieskorymi do dialogu reprezentantami odmiennych światopoglądów, portret to jednak tendencyjny: "Grupa młodych łobuzów teatru przez lata dostawała łomot ze strony szajki doświadczonych oprychów związanych z tradycyjnymi szkołami i tytułami prasowymi". Gniewni artyści "w glanach, z irokezami na głowie i Biblią w kieszeni" zdobywali serca publiczności, "mieli odwagę jasno wyrażać swoje poglądy, otaczając zarazem szacunkiem swoich mistrzów i nauczycieli". Idealistycznie przedstawionym bohaterskim reżyserom stali na drodze do chwały ci, którym rzekomo brakowało podobnych cnót, "przeszkadzali aktorom w trakcie spektakli i nigdy nie odpowiadali na dzień dobry". "To oni byli autorami większości prasowych nagonek, to oni zasiadali w jury środowiskowych festiwali i w urzędowych komisjach decydujących o grantach i dyrektorskich posadach". Do tego, jak już zostało wspomniane, ubierali się jakoś tak niedzisiejszo. Dychotomiczny podział środowiska nie oddaje poziomu skomplikowania sytuacji, lecz zapewne taki był zamiar Nowaka. Jego wstęp zrywa z pokojowym tonem i nie ogranicza się do zarysu historii powstawania pracy, podstaw ideowych, kilku standardowych informacji i podziękowań - staje się elementem strategii promocyjnej.

Z powodu zarysowanych powyżej wzajemnych antagonizmów w "Wątrobie" starzy krytycy nie zostali dopuszczeni do głosu. Prezentacją artystów zajęło się nowe pokolenie recenzentów i badaczy, dla których to właśnie "młodsi, zdolniejsi" i im podobni są mistrzami. Zespół redakcyjny składający się wraz ze współpracownikami z 26 osób przygotował niniejszy słownik pod batutą Romana Pawłowskiego. Jest to jedyny spośród noszących szare marynarki, który zrozumiał "wagę zmian, jakie nastąpiły po roku 1997". Faktycznie, trudno o lepszego człowieka na tym miejscu. To właśnie Pawłowski przygotował szeroko komentowaną antologię "Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne", prezentującą sztuki dziesięciu interesujących autorów, między innymi Jana Klaty czy Michała Walczaka, których nazwisk dzisiaj nie trzeba już nikomu przedstawiać. W samym tytule antologii kryje się już żartobliwa polemika z "konserwatywnym odłamem krytyki artystycznej". Podobnie jak w przypadku "Pokolenia porno", gdzie tytuł pożyczono od dzieła Pawła Jurka, tak "Wątroba" wchodzi w intertekstualne relacje ze sztuką Wernera Schwaba "Zagłada ludu, albo moja wątroba jest bez sensu". Rozważyć należy dwie opcje: zarówno sama nazwa, jak i jej zestawienie z teatralnym spektaklem nic nie znaczy (co jednocześnie stanowiłoby pewną formę manifestu, byłoby więc jednak nieobojętne semantycznie), bądź też słownik wchodzi w relację z sensami oryginału. Wątroba jako organ jest przecież w stosunku do dzieła Schwaba swoiście niereferencyjna, w ten sam sposób funkcjonuje w tytule omawianego słownika, co może symbolizować wielość nieprzystających do siebie przedsięwzięć i dróg, którymi podąża nowoczesny teatr.

Przygotowanie publikacji, która, przynajmniej do momentu powstania analogicznego przedsięwzięcia z inicjatywy głośniejszych nazwisk, będzie lekturą obowiązkową dla wszystkich teatrologów było czasochłonnym projektem, którego efekt końcowy stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie. Czytelnik znajdzie tu zarówno hasła poświęcone poszczególnym twórcom, jak i ważniejszym spektaklom czy wydarzeniom w stylu projektu "Teren Warszawa", ponadto autorzy umieścili omówienia kilku kluczowych dla współczesnej kultury kategorii, na przykład problematykę gender, zrelatywizowane do zjawisk ze scen polskich teatrów.

Dla niektórych odbiorców wadą może okazać się dość nieformalny język całości. Nowak dostrzega taką ewentualność i stwierdza zachowawczo: "Mamy pełną świadomość niebezpieczeństw wynikających z oddania głosu autorom młodym, o nieukształtowanym jeszcze warsztacie naukowym. Zdajemy sobie sprawę, że nadanie temu wydawnictwu szyldu słownika to duże zobowiązanie, gdyż książka powstała głównie dzięki entuzjazmowi jej autorów". Nastawionych na klasyczną formę prezentacji materiału może przerazić maniera stylistyczna, kolokwializmy, obecność żartobliwych sformułowań. Pod hasłem "Teatr tańca" znajdziemy na przykład takie zdanie: "Piękni 20-letni, wychowując się na amerykańskich odżywkach, MTV i paradach feministek, nauczyli się patrzeć na ciało w sposób mniej literacki". Charakterystykę Mariusza Trelińskiego otwiera ciąg metaforycznie ujętych skojarzeń: "Fellini ery światłowodów, Brook bez etnograficznych ciągot, Wilson na przyspieszonym podglądzie". O Warlikowskim dowiemy się, że "żadna zacietrzewiona dewotka nie czyta Biblii tak często jak ten wyklęty skandalista. Żaden działacz organizacji humanitarnych nie przejmuje się ludzkim cierpieniem tak głęboko". Autorzy uciekają od czysto sprawozdawczego faktografizmu, pozwalają sobie na osobisty ton, co może się podobać ze względu na odmienność ujęcia w stosunku do tradycyjnych metod opisu. Niekiedy jednak pozwalają sobie na zbyt wiele, chociażby nadużywając w odniesieniu do wielu nazwisk wartościującego słowa "prowincja".

Z niektórymi decyzjami dotyczącymi doboru haseł można by polemizować. Brakuje chociażby kilku ważniejszych osób spoza kluczowych scen polskich, co można łatwo powiązać z umiłowaniem do zaprezentowanego powyżej pejoratywnego sformułowania. Torunian ucieszy obecność Iwony Kempy, zdziwi za to umieszczenie Teatru Wiczy przy jednoczesnym pominięciu "Klamry".

"Wątroba" wypełnia lukę w teatrologicznym opisie najnowszych zjawisk współczesnego teatru, których w zwartych wydawnictwach wciąż brak. Choć subiektywizm ujęcia i forma podawcza mogą budzić kontrowersje, to mimo wszystko jest to poważna próba wspólnego wystąpienia młodego pokolenia krytyków i pojawienie się takiego słownika to rzecz godna pochwały.

Artur Jabłoński
Kulturalnytorun.pl
11 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia