Zabójcza słodycz w teatrze

"Z miłości " - reż. Iwona Kempa - Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Iwona Kempa sięgnęła po "Z miłości", esej dramatyczny Petera Turriniego z niezdefiniowanymi partiami aktorskimi i mnóstwem pytajników. Autorskiemu spektaklowi Kempy bliżej do metafizycznego traktatu niż tradycyjnej narracji scenicznej. Oglądanie wymaga zatem skupienia, empatii, cierpliwości. Nagrodą będzie przeżycie lokujące się między teatralnym i ludzkim oczyszczeniem.

Nieznana dotąd w Polsce sztuka Petera Turriniego wydaje się zaskakująco bliska stylistycznym poszukiwaniom Bemarda-Marie Koltesa. "Z miłości" jest rozpaczliwą opowieścią o ludziach, cierpiących na atrofię uczuć. Grany przez Marcina Siankę bezdomny mówi, że całe życie czekał na różne rzeczy. Bez skutku. Jednym spełnionym marzeniem było pragnienie. Pokusa grzechu, występku, również autodestrukcji.

Turrini, trochę jak Koltes, surowo diagnozuje współczesność. Jesteśmy mordercami. Czasami winnymi zbrodni bezpośrednio, jak ceniony pracownik parlamentu Weber, ale też współwinni morderstwa z zaniechania. Braku pytań, braku odpowiedzi, niemożności autorefleksji. To wszystko nas zabija. Chodzi na przykład o strach macierzyński, niepewność jutra albo paraliżującą sytuację na świecie.

Groźba wojny Rosji z Ukrainą pokazuje dobitnie, że frazy Turriniego brzmią aktualnie, a adaptacja Kempy jest na nie integralną odpowiedzią. Nie musi wydarzyć się tragedia wśród najbliższych, by ziemia zadrżała. "Morderstwo w tej sztuce to raczej rozszerzone samobójstwo" - mówi reżyserka.

Weber katuje rodzinę, ponieważ wcześniej skatował wszystko, co mogło mu się wydawać dobre (dziecko) lub atrakcyjne (kochanka). Twierdzi, że zabił z miłości, ale zgodzilibyśmy się także z wyznaniem, że zrobił to z nienawiści. Kategorie winy lub jej braku stały się takim samym uniseksem, jak sezonowe kolekcje odzieży. Nie mają skali, płci, nie posiadają znaczenia.

Rozwibrowana forma przedstawienia zbudowanego z wielu aktorskich epizodów nie służy budowaniu kreacji. W tej trudnej, nie obliczonej na łatwy efekt materii najlepiej odnaleźli się Tomasz Międzik w roli starego, bezradnego Boga, wystawionego na takie same próby okrucieństwa i poniżenia co ludzie, rodzajowa Marta Konarska w roli zdesperowanej kobiety Hildę, oraz Anna Tomaszewska grająca Ellę, jedyną bohaterkę sztuki Turriniego, w przypadku której termin "z miłości" nie jest ironicznym nadużyciem. Ella kocha naprawdę. Po odejściu męża podchodzi do obcych facetów, prowadzi z nimi rozmowy, a kiedy zamawiają ciastko, stara się uszczknąć kawałek.

Przez cała lata tak robiła ze zmarłym mężem, deser jedli zawsze w duecie. Słodycz to również jest miłość. Gorzko smakuje.

Łukasz Maciejewski
Polska Gazeta Krakowska
12 czerwca 2014

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia