Zagubieni w świetle
"Czarna komedia" – reż. Mirosław Gronowski – Krakowski Teatr Scena STUZapala się światło. W momencie, gdy zapala się światło na scenie, w mieszkaniu i życiu bohaterów światło gaśnie. W momencie, gdy zaczynamy wyraźnie widzieć scenę, postaci przestają wyraźnie widzieć siebie nawzajem.
Fenomen ,,Czarnej komedii" tkwi w nielogicznej, lecz zachwycającej grze świateł, w symboliczny sposób ujawniającej charakter postaci. W momencie, gdy w mieszkaniu głównego bohatera nagle gaśnie światło, sytuacja, na początku nie do końca jasna dla widzów, którzy oglądają scenę w półmroku, rozjaśnia się.
Rozjaśnia się też postać głównego bohatera, biednego rzeźbiarza – Brindsleya (Bartosz Cwaliński) i jego dziewczyny Carol (Fryderyka Molenda), którzy, przed chwilą w pozornym świetle, które w rzeczywistości było ciemnością, byli tak pewni siebie, nagle zaczynają błądzić po omacku po oświetlonej scenie. Ciemność w akcji a światło w teatrze ujawniają nagle tajemnice bohatera – staje się jasne, że meble, które znajdują się w jego salonie, są ukradzione, że nie jest drugim Michałem Aniołem i że w rzeczywistości przed każdym bohaterem skrywa jakąś tajemnicę.
W tej umowności – odwróconej logice w reżyserii świateł (reżyseria świateł: Grzegorz Marczak) – jest miejsce na popis dla aktorów. To oni muszą przekonać widzów, że znajdujemy się w ciemnym, ciasnym pokoju, a nie przed rozświetloną sceną. Olga Katafiasz, w programie do inscenizacji Teatru STU, wspomina opinię Małgorzaty Semil, która określiła utwór Shaffera jako ,,graniczący z farsą". Zgadzam się, że naiwni bohaterowie ,,Czarnej Komedii", którzy dają się wciągać w coraz to nowe, niewygodne sytuacje, pasują do tego gatunku. A stworzenie takich postaci, które będą łączyć pewną konwencjonalność z realizmem, nie jest łatwe.
W dużej mierze spektakl zbudowany jest na grze aktorskiej. Cały zespół (Kamila Bestry, Urszula Grabowski – Ochalik, Fryderyka Molenda, Bartosz Cwaliński, Piotr Kozłowski, Krzysztof Pluskota, Andrzej Róg, Bartłomiej Tyl) nie tylko nadąża za szalonym tempem sztuki Shaffera, ale sprawia, że widzowie wierzą w tę odgrywaną, nielogiczną sytuację. Właśnie gra aktorów i nieoczywiste zabiegi związane z grą świateł sprawiają, że sztuka, o dość oczywistej fabule, nagle okazuje się zaskakująca.
Scenografię do ,,Czarnej komedii" stworzyła, współpracująca przy wielu spektaklach Teatru STU, Katarzyna Wójtowicz. Kostiumy – Ewa Gronowska. Obie odwołały się do lat, w których odbywa się akcja sztuki – lata 60, Anglia, moment przemian, między innymi tych, dotyczących rewolucji seksualnej. Różnice światopoglądowe i klasowe były zaznaczone między innymi w kostiumach Carol i Clei. Pierwsza, jako panna pochodząca z klasy średniej, córka pułkownika, miała strój bardziej konwencjonalny – dopasowaną, niebieską sukienkę. Druga, jako artystka – emancypatka, nosiła już spodnie.
Scenografia natomiast podkreśla podział klasowy – meble bogatego sąsiada to drogie antyki, ustawione w pokoju w dobrym guście, meble artysty są już dawno zużyte. Najciekawsza jest jednak konstruktywiczna rzeźba, stworzona przez głównego bohatera, zapowiadająca nowe podejście do sztuki – wybija się ona na tle staromodnych mebli, ale zarazem pasuje do tego wnętrza, jako część wystroju.
,,Czarna komedia" ma w sobie coś z komedii omyłek. Z drugiej strony przywodzi na myśl chińską operę ,,Oberża na rozstaju", w której sceny pojedynków w ciemności odbywały się przy pełnym świetle – zresztą, to była jedna z głównych inspiracji Petera Shaffera. Innym skojarzeniem, które, przyznaję, może być trochę na wyrost, są ,,Ślepcy" Maurycego Meaterlincka – ślepcy usilnie chcą być zauważeni, niezależnie od pory dnia nie widzą siebie nawzajem, jednak się wyczuwają – bohaterowie ,,Czarnej komedii", gdy znajdują się w pełnym świetle, stają się ślepcami. Nie widzą się nawzajem, jednak odkrywają prawdę o sobie.
Są zagubieni, nie w ciemności, lecz w świetle. Bo sytuacja staje się jasna tylko, gdy zapada ciemność. Wtedy są autentyczni. Wtedy popełniają błędy, których nie popełniliby, gdyby jasno widzieli i rozumieli swoje postępowanie. Te błędy, tak jak światło, odkrywają ich prawdziwe oblicza.