Dopóki śmierć nas nie złączy

Czy śmierć może łączyć? Pierwsze, co przychodzi na myśl po takim pytaniu, to żałoba po kimś i przeżywanie tej straty wraz z innymi. Co jednak w sytuacji, gdy śmierć staje się wspólnym mianownikiem w zupełnie innym znaczeniu? Gdy pragną jej dwie osoby i nie chodzi tu o krwawą i ostateczną zemstę na kimś, ale o odebranie sobie życia razem? Mocne? Owszem. Tak jak wystawiany na scenie Teatru Lalek Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze spektakl „Norwegia 2.0 Poza siecią" w reżyserii Michała Telegi.

Światła na widowni nie gasną. Na scenie jasno podświetlone dwa białe prostokąty z żółtą ramką (jak z okładki „National Geographic") na brzegach. Są ułożone w taki sposób, że wyglądają trochę jak ściana i podłoga w studiu fotograficznym, trochę jak rozłożony laptop. Poza tym nie widać (na pierwszy rzut oka) więcej scenografii (autor: Michał Telega). Fotele samochodowe czy liny i namiot pojawią się dopiero później.

Na razie zjawia się ubrana w szarą koszulkę i szorty (kostiumy: Michał Telega) Julia (genialna Gocha Polak), poprzedzona wyświetlonym na białym tle prostokąta tekstem niepokojących statystyk dotyczących samobójstw. Widownia w dyskomforcie, ponieważ wszystkich widać, a ona mówi do nas. Jesteśmy z nią na chatroomie, na tak zwanej „sali samobójców" i dowiadujemy się właśnie, że już tu kiedyś była (to ewidentny ukłon w stronę „norway.today" Igora Bauersimy). Jest zdecydowana, choć roztrzęsiona. Chce odebrać sobie życie. Tylko nie sama.

Zdziwieni? Takie chatroomy naprawdę istnieją (traktuje o nich także mocna produkcja z 2011 roku „Sala samobójców" w reżyserii Jana Komasy). I można się na nich umówić (a przynajmniej spróbować – ponieważ działają tam także osoby niosące pomoc w kryzysie) na samobójstwo jak na randkę. Takie „Join me in death" (Złącz się ze mną w śmierci - tłum. A.K.) jak w śpiewanym przez Villiego Vallo przeboju fińskiej grupy H.I.M, którego tekst zresztą w wielu momentach rezonuje z treścią początkowych scenicznych zdarzeń.

W przypadku Julii okazuje się, że niemal zaraz otrzymuje wiadomość od Augusta (po prostu świetna kreacja Pawła Wydrzyńskiego). Toteż po krótkiej wzajemnej weryfikacji prawdziwości i szczerości zdecydują się wspólnie przyjść do bruku z góry (parafrazując fragment wiersza „Czas płynie i zabija rany" Edwarda Stachury).

Ta nietypowa (a może jednak typowa i charakterystyczna dla swojego pokolenia?) dwójka młodych ludzi już na początku swojej drogi zobrazuje nam współczesny świat w pigułce. Zanim jeszcze wyjdą poza sieć, bardzo wiarygodnie i z pomysłem pokażą nam jak można teatralnie rozegrać czat i wideorozmowę bez wkładania na scenę miliona kamer, choć i takiego sprzętu tu nie brakuje. Spełnia on jednak nieco inne (do tego bardzo przemyślane) funkcje, jak wtedy, gdy pozwala nam obejrzeć aktorów na siedzeniach pasażerów, ale też po prostu pokazuje, że one są nieodłącznym już elementem naszej codzienności.

Porażająco trafny jest tu pokaz mody jaki uskuteczniają bohaterowie przygotowując się do wyprawy. Doprawdy trudno nie zobaczyć w tej scenie nakładania poszczególnych elementów odzieży górskiej typowych instagramerów, którzy szykując się na wyjazdy nagrywają rolki czy relacje z pokazywaniem tego, w co się ubiorą. Nawet dynamika ruchu kreowanych przez aktorski duet obrazów kojarzy się z tą krótką internetową formą. Wszystko w rytm psychodelicznej muzyki (autor: Daniel Grupa), niczym urywek materiału filmowego ze słynnego Fashion TV. A to tylko jeden z wielu teatralnych smaczków, jakie tu znajdziemy.

W tej podróży - która w zasadzie jest niezłą jazdą – jak w dobrym filmie drogi, będą odsłaniały się kolejne karty historii raz Julii, raz Augusta. Zapisane na nich zdarzenia kostka po kostce będą brukowały szlak, wiodący ich teraz na jeden z norweskich szczytów. Są to świetnie skonstruowane opowieści, w których nie raz w demoniczny sposób (pięknie gra tu światło przechodzące od ostrej bieli, przez imitującą zorzę zieleń, aż po zwariowane strobo narkotykowego tripu, ale także doskonale skomponowana warstwa muzyczna) ukazane są choćby takie sceny jak wyniosłe zachowanie dobrze sytuowanych ludzi czy wywołujący ogromny dyskomfort u oglądających moment doświadczenia z przesłuchania w celu zdobycia etatu w teatrze. Rzeczy zostają tu po prostu przedstawione – bez zbędnego komentarza – refleksję pozostawiając widzowi.

Dla równowagi nie brak tu także elementów komediowych. Zobaczymy więc klasyczną parę na wyjeździe. Ona marudzi, on chce się popisać. Gdyby nie fakt, że wiemy od początku, po co idą w te góry, wyglądałoby jak typowy weekendowy wypad. „Norwegia 2.0" podejmuje zresztą z widzem dialog i mocno wychodzi poza schematy. Ba! Nawet czasem włazi widowni z butami między krzesła. Julia, niczym postać grana przez Annę Ilczuk w spektaklu „Balkony - Pieśni miłosne" (reż. Krystian Lupa), wymyka się poza scenę i dosłownie i w przenośni. Choć to scena o zdecydowanie lżejszym ładunku emocjonalnym, niż ta z realizacji Lupy, nadal równie intrygująca i niebanalna.

Spektakl Telegi rozpoczyna się od pragnienia zakończenia życia, w którym nie można istnieć na własnych warunkach. W dzisiejszym świecie, tak często wymagającym od każdego z nas błyskawicznego odnajdowania się w nim i usiłującego wtłaczać nas w rozmaite, nierzadko anachroniczne, schematy, możemy się poczuć (i to niezależnie od wieku!) przytłoczeni aż do ostateczności. Umrzeć można jednak na wiele sposobów. Można skoczyć w przepaść i w ten sposób po prostu zakończyć życie, jak zapragnęli to uczynić rozczarowani rzeczywistością Julia i August. Można też symbolicznie „uśmiercić" starego siebie, a tym samym dawne życie, oddzielając ten czas grubą kreską i rozpoczynając nowe lub doświadczyć tzw. małej śmierci (la petite mort), jak poetycko nazywają chwilową utratę świadomości w trakcie miłosnego uniesienia Francuzi.

Czy i w jaki sposób umierają Julia i August? Jaka może być i czy w ogóle pada odpowiedź na to pytanie w spektaklu „Norwegia 2.0 Poza siecią" w reżyserii Michała Telegi? Przekonać się o tym można tylko przychodząc do teatru i wyruszając na tę niestandardową wyprawę wraz z głównymi bohaterami.



Agata Kostrzewska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
9 października 2024
Portrety
Michał Telega