Fedra jest w każdym z nas

"Fedra" to dla mnie bardzo intymny spektakl. To wejście niemal w publiczność ma na celu głęboki kontakt z widzem, z każdym z osobna. Pomaga mi to zbudować taki bezpieczne miejsce, gdzie mogę zejść do źródła emocji i szukać tych, które są mi w danej chwili potrzebne. Pamiętajmy, że nic nie jest czarne ani białe, dobre ani złe, taka jest właśnie nasza natura. Zwierzęca, cielesna, emocjonalna. - mówi Anna Skubik, aktorka, lalkarka, performerka.

Kapituła Nagrody Publiczności  26 Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora przyznała ci główną nagrodę. Żałujesz, że to nagroda publiczności, a nie jury profesjonalnego?

Nagroda publiczności jest szczególnie ważna, ponieważ to właśnie z publicznością chcę się komunikować i to, jak widzowie odbierają mnie na scenie, jest ważniejsze od tego, co mówią recenzenci. Co do krytyków, aktorów czy artystów w ogóle, to na pewno każdy z nich mogłaby ten spektakl zmienić, poprawić wedle swojego gustu, ale jak wiadomo, sztuka, w tym teatr, jest dziedziną bardzo niewymierną, dlatego też trudno tu mówić o jednej i jedynie słusznej ocenie. Dla mnie osobiście najważniejszy jest kontakt z widzem i chcę zrobić wszystko, żeby nie wyszedł, nie zasnął albo nie zaczął pisać komentarzy na Facebooku, ale został do końca.

Przywiozłaś na festiwal kawałek Grecji…

Tak, nie miałam wątpliwości, co do tekstu. Było to dla mnie wielką satysfakcją, że mogę użyć języka nowogreckiego, który wciąż jest moją pasją a każdy kontakt z żywą greką jest dla mnie ogromnym przeżyciem. Moim marzeniem jest zagranie tego monodramu w Grecji  po starogrecku i nowogrecku i mam nadzieję skorzystać z  pierwszej nadarzającej się ku temu okazji.

Wybrałaś jednak dramat „Fedra” Racine’a, a nie oryginał, czyli „Hipolit uwieńczony” Eurypidesa?

Rozważaliśmy z Bogusławem Kiercem (reżyser – przyp. K.B.) trzy teksty: „Fedrę” Seneki Młodszego, „Hipolita uwieńczonego” Europidesa oraz „Fedrę”  Racine’a. Okazało się, że tekst Racine’a, swoją drogą najchętniej wykorzystywany w teatrze, jest najbardziej pasującą wersją do tego, o co chcieliśmy przedstawić. Tekst ten skupia się bardziej na Fedrze niż na Hipolicie, ukazany jest w nim ogromną namiętność tej kobiety, która jest równie kreacyjna, co (auto)destrukcyjna. Nie kierowaliśmy się okresem powstania tekstu czy miarą wiersza, ale sposobem przedstawienia Fedry. „Fedra” w oparciu o Racine’a to dramat, gdzie większy nacisk kładzie się na tragedię Fedry, a nie Hipolita.

Czy lalki były ci rzeczywiście potrzebne do pokazania tragedii Fedry?

Lalki są dla mnie niezbędne. One grają swój dramat, bez którego moja obecność na scenie nie miałaby do końca sensu i uzasadnienia. Staram się wybierać takie tematy i tak uzasadniać formę lalkarską w tych spektaklach, żeby lalka była koniecznością. Czuję potrzebę konfrontacji z formą, fascynuje mnie forma.  Na pewno może ona ujawniać coś, czego aktor sam w sobie nie jest w stanie ujawnić. Poza tym, wierzę, że widz, który spotka się z teatrem lalkowym, zakocha się w nim, tak jak ja.

Skąd pomysł na lalki, które stanowią element kostiumu?

Dramat Fedry na tym etapie dotyczy przede wszystkim ciała fizycznego i tego, co się z nim wiąże, tej nadludzkiej namiętności, która doprowadza do tej tragedii, która jest przekleństwem, chorobą, która co prawda zaczyna się od środka, od wnętrzności, ale się uzewnętrznia. Na taki pomysł lalek wpadł  Bogusław Kierc – to miała być suknia stworzona z ciał symbolizujących Adama i Ewę, Hipolita i Fedrę i każdego innego mężczyznę i kobietę na ziemi, ale ostatecznie – w trakcie pracy na spektaklem – zostały dwa ciała. Bo pamiętajmy, że Fedra wchodzi na scenę już po wypiciu trucizny. Nie wie, ile czasu jej zostało. Może da radę opowiedzieć swoją historię, a może nie. Klątwa tych dwóch śmierci – jej i Hipolita – ciągnie się za nią jak ciężar losu, przeznaczenia. Chciałam, żeby te ciała były wstrząsające. Cały czas szukam formy, która w sposób najwłaściwszy uwydatni sens tego, co chcę przekazać. Nie wiem, jak będą wyglądały za jakiś czas, bo one także są w ciągłym procesie.

W trakcie spektaklu wchodzisz w głęboki, niemal fizyczny kontakt z widzem. A równocześnie mam wrażenie, że ten monodram jest tak samo intymny dla ciebie, jak i dla każdego widza z osobna.

Naszym celem było obudzenie Fedry w każdym z nas, bo ona w nas jest bez względu na płeć. W końcu to właśnie w naszych trzewiach jest źródło emocji. Bardzo mi zależało, żeby widz to odczuł, także, a może przede wszystkim, fizycznie. Żeby każdy poczuł, że to go dotyka. Nie mam na to gotowego sposobu. Gram tak, jak prowadzi mnie moja fizyczność. Takiej nadekspresji potrzebuje moje ciało do urodzenia takich emocji. „Fedra” to dla mnie bardzo intymny spektakl. To wejście niemal w publiczność ma na celu głęboki kontakt z widzem, z każdym z osobna. Pomaga mi to zbudować taki bezpieczne miejsce, gdzie mogę zejść do źródła emocji i szukać tych, które są mi w danej chwili potrzebne.  Pamiętajmy, że nic nie jest czarne ani białe, dobre ani złe, taka jest właśnie nasza natura. Zwierzęca, cielesna, emocjonalna.

Skąd wzięły się fragmenty w nowogreckim?

Tylko czekałam na te partie. Gdybym mogła, cały spektakl byłby w tym języku (śmiech). Na szczęście reżyser czuwał nad równowagą, jeśli chodzi o język monodramu. Historia Fedry to historia kobiety na obcej ziemi, jej pierwszym językiem jest właśnie greka, więc naturalne jest, że w tych najbardziej trudnych momentach przechodzi na grecki. Ale w momencie, kiedy się orientuje, że nikt jej nie rozumie, że nikt nie rozumie jej problemu, wtedy chce się komunikować w języku otoczenia.

Ostatnia scena to przełamanie zasady decorum: zanim Fedra umrze, prosisz o chwilę uwagi i tłumaczysz na polski fragment użyty w spektaklu po grecku. Widz – zamiast się zasmucić – zaczyna się śmiać. Skąd taka koncepcja zakończenia?

Ten moment rodził się w trakcie pracy nad spektaklem. Tutaj także, jak w przypadku równowagi polskiego i greckiego, reżyser potrafił wyczuć balans. Dzięki temu wszyscy możemy wyjść z tego spektaklu oczyszczeni. Jest to także bardzo dobry moment dla mnie. A fragment, który tłumaczę na końcu: „O bogini Wenus, która opętała mnie do tego stopnia, że nie byłam w stanie żadnej strzale Amora się oprzeć”, czyli słowa, które wypowiada Fedra do bogini Wenus, są tak pięknymi i dotyczącymi każdego z nas słowami, że właśnie nimi postanowiliśmy zakończyć spektakl.



Karina Bonowicz
Teatr dla Was
2 grudnia 2011
Portrety
Anna Skubik