Istna komedia... dell`arte!
Puls - dobrze wyczuwalny, ciśnienie - lekko podwyższone, akcja serca - delikatne migotanie przedsionków, dolegliwości - pacjent cierpi z powodu przeciągów. Diagnoza - commedia dell`arte żyje i ma się świetnie!Wydaje się, że namiętności Dario Fo do konwencji commedii dell`arte, nie oparł się Związek otwarty, który będąc komedią na wskroś współczesną, korzysta z dobrodziejstwa formy XVI- wiecznej komedii włoskiej. Autor wybiera z dell`arte to, co w realiach XX wieku może zaistnieć na scenie "nie trącąc myszką" i tanim, cyrkowym widowiskiem. Stawia na klasyczną treść (zdrada w małżeństwie), która pociąga za sobą mnogość intryg oraz improwizację (a właściwie jej upozorowanie). Tym tropem podąża także Krystyna Janda, reżyserując dramat dla Teatru Telewizji. Klasyczna treść commedii dell`arte w Związku, ulega uwspółcześnieniu, przecież w XX czy XXI wieku nie wystarcza już drobna, z trudem ukrywana i wreszcie obnażona nielojalność jednego z małżonków (to dobre dla oświeceniowych fars francuskich czy komedyjek Bałuckiego). Podążając z duchem czasu, autor unaocznia widzom jego "produkty" - oto mamy świństwo pod nazwą: związek otwarty. Konflikt dramatyczny ma swoje podłoże w jednostronnym i nie poprzedzonym zgodą współmałżonka "otwarciu" związku. Otwartą połową jest oczywiście mężczyzna (Marek Kondrat), który z wciąż nowymi kobietami zdradza swoją żonę Barbarę (w tej roli Krystyna Janda). Zrozpaczona Barbara nie jest w stanie zatrzymać mężczyzny w domu, nie pomagają żadne rozmowy, wciąż słyszy, że jest nienowoczesna. Nie mając innego świata poza domem, kilkakrotnie podejmuje nieudane próby samobójcze, aż wreszcie przystaje na propozycję męża: idź, otwarta połowo, i miłuj w pokoju. Jak można się domyślać, "legalizacja" zdrad męża nie powoduje automatycznego otwarcia się na innych mężczyzn przez Barbarę, nie umniejsza też jej stresu. Nie dość, że mąż z niemniejszą częstotliwością zdradza swą małżonkę, to na dodatek opowiada jej szczegóły intymnych spotkań z kobietami. Nierzadko prosi ją też o radę czy pomoc (jak w sytuacji założenia spirali jednej z jego młodych kochanek). Barbara na przemian ironizuje, rozpacza, szantażuje męża samobójstwem, to znów grozi, że zabije jego (celując w genitalia), aż wreszcie podparta rozmową z synem, postanawia poszukać sobie odpowiedniego partnera. Po wielu nieudanych spotkaniach wreszcie znajduje tego odpowiedniego, ale czy na pewno? Interpretacja Jandy podkreśla to, co u Fo najciekawsze - język dialogu. To w jego płaszczyźnie dzieje się wszystko. Nie znajdziemy w spektaklu działań, które niosą akcję, rozwija się ona pomiędzy bohaterami w ich rozmowach, bywa też przedstawiana widzom w monologach, imitujących formę opowieści czy nawet reportażu. Odrębnie funkcjonują też, co prawda, scenki, celowo ustawiane dla widza przez osoby dramatu (nie przez aktorów), ale służą one raczej obnażeniu teatralności życia, niż unaocznianiu akcji, która i tu dzieje się w warstwie języka. Skoro dialog jest nośnikiem akcji, gdzie zatem dell`arte? Myślę, że w obudowaniu tegoż właśnie dialogu przerysowaną grą ciała: wykonywanymi z rozmachem gestami, ich typowością i jawną teatralizacją, oraz tym, że postaci często zastygają w przyjętych pozach pod koniec monologów, zaznaczając sytuację wyjścia dla sceny kolejnej. Gra ciałem jest ostra, szybka, w niektórych momentach wydawać się może agresywna. Ujawnia się to najdobitniej w kreacji Jandy, która obfituje w wiele "ciętych", wyraźnie zakończonych, krótkich gestów. Wynika to zapewne nie tylko z dobrze znanych publiczności predyspozycji aktorki, ale też z psychologii postaci. To przerysowanie, które u Jandy wydaje się być organiczne, często spotyka się z krytyką i dzieli widzów na tych, którzy ją kochają i nienawidzą. Nie będę ukrywać, że mnie Janda fascynuje i choć kolejne spektakle oglądam z mniejszym niż dawniej dreszczykiem, uważam jej sposób gry w Związku otwartym za uzasadniony, umotywowany charakterem przedstawianego tekstu i psychologią postaci. Barbara jest przecież sfrustrowana tym, na co musi się godzić, chcąc utrzymać związek. Bohaterka "szasta się" nieustannie, podejmuje rozpaczliwe i nietrafne próby zmiany dramatycznej sytuacji. Gra Kondrata jest równie wymowna i jaskrawa, ale inaczej. Neurotyczna bohaterka i "król życia" - tworzą silny kontrast. Opozycja ta zmienia się wraz ze zmianą perspektywy, kiedy to mąż zaczyna mieć powody do zazdrości. "Wyluzowany" dotychczas bohater spina się, staje się neurotyczny, co pociąga za sobą wielość dynamicznych gestów, mających przekonać zapomnianą żonę o jego wielkim uczuciu i pożądaniu, które odradza się w zderzeniu z zazdrością. Spektakl przybiera formę studium warsztatu aktorskiego, może wydawać się popisem Marka Kondrata i Krystyny Jandy, jednak oskarżanie go tym stwierdzeniem jest bezsensowne. Czyż nie wolimy oglądać przedstawień dobrze zagranych? Oglądając przedstawienie, warto zapomnieć o nazwiskach aktorów i skupić się na postaciach dramatu, gdyż to właśnie im wszystko w telewizyjnej interpretacji jest podporządkowane. Najsilniej odbija się to w konstrukcji przestrzeni i sposobie prowadzenia kamery. Przestrzeń spektaklu wypełniają znaczące szczegóły, wyjęte z przestrzeni domowej. Kiedy gra toczy się w salonie, widzimy kanapę, jeżeli jesteśmy w łazience - umywalkę, wannę, lustro i sedes, znakiem kuchni jest kuchenka i okno, a sypialni - łóżko i wieszak na ubrania. Jest też mały stoliczek i dwa krzesła, gdzie małżonkowie grają w karty. Każdy element scenografii, pojawiający się przed oczami widza, jest lub będzie ograny. Przestrzeń kuchni staje się miejscem nieudanych i nieszczerych prób samobójczych Barbary, która raz grozi mężowi skokiem z okna, a innym razem próbuje zatruć się gazem. Mąż nie pozostaje jej dłużny, pozorując samobójstwo w łazience, gdzie rzekomo zamierza zanurzyć włączoną suszarkę do włosów w wannie podczas kąpieli. Tak więc scenografia ograniczona zostaje do wymownego minimum. Przestrzeni i bohaterom podporządkowane jest też prowadzenie kamery. Obraz płynie ruchem horyzontalnym tak, że mamy wrażenie istnienia niekończącej się sceny. Zgodnie z kierunkiem tego ruchu w dwóch planach, lub wspólnie w jednym planie, poruszają się bohaterowie. Realizacja ta przesuwa punkt ciężkości dramatu, wydobywając pojęcie gry (to oczywiście kwestia interpretacji). Pojęcie gry w spektaklu staje się uniwersalnym narzędziem nie tylko interpretacji pewnych mechanizmów, wyjętych z rzeczywistości pozaliterackiej, ale też narzędziem, które pozwala zorganizować w swoisty sposób rzeczywistość sceniczną. To rzecz jasna temat rzeka, mogę więc jedynie zarysować elementy, które wydają mi się istotne. Otóż gra, jako narzędzie organizujące rzeczywistość sceniczną, objawia się w Związku w dwóch poziomach. Po pierwsze jako konsekwencja przyjętych przez twórców chwytów aktorskich (czyli gra aktorów), po drugie jako gra samych już postaci, które mówią do publiczności zagrajmy to dla nich jeszcze raz. Wszystko to prowadzi do obnażenia teatralności widowiska. Co się zaś tyczy gry, jako narzędzia interpretacji zjawisk świata pozaliterackiego - przedstawienie staje się próbą skomentowania rzeczywistości zakłamania i nadmiernej elastyczności człowieka wobec innych. Nawet tak bliscy sobie ludzie, jak mąż i żona, zakładają maski, wchodzą w role, odgrywają przed sobą komedię zazdrości. Związek otwarty według Krystyny Jandy to spektakl fascynujący. Teksty Fo stworzone są właśnie dla takich realizacji - nie tracąc nic ze swego uroku, błyskotliwości, czegoś, co sprawia, że jako widzowie wchodzimy bez reszty w świat przedstawiony, zyskują wiele poddane obróbce twórców, którzy są ludźmi z krwi i kości. Nie chcę podsumowując mówić o tym, ile prawdy o nas jako ludziach niesie ten spektakl. Niech chcę pisać, że istotnie chowamy się za maskami, ulegamy modom nowoczesności, zadajemy rany ludziom nam najbliższym, gubimy w codzienności to, co ważne, a budzimy się zawsze zbyt późno. Nie każda interpretacja musi skupiać się na odkrywaniu prawdy o człowieku i jej ocenianiu. Chcę wyrazić zachwyt nad wspaniałym doświadczeniem teatralnym, które doskonale odsłania silne, a jakże umykające wszelkim sposobom oceniania mechanizmy, rządzące ludźmi, chcę wyrazić zachwyt nad teatrem emocji, stojącym u progu XXI wieku z XVI-wieczną commedią dell`arte w tle. Teatr Telewizji Dario Fo, Franca Rame "Związek otwarty" przekład: Aleksander Berlin reżyseria: Krystyna Janda scenografia: Maciej Maria Putowski muzyka: Ryszard Rynkowski Obsada: Krystyna Janda, Marek Kondrat Premiera: 10.04.2000r.
Joanna M. Cywińska
Dziennik Teatralny Toruń
18 marca 2008