Jestem ciekawością

Czworo aktorów na scenie Teatru Dramatycznego, a wśród nich postać matki (Anna Moskal), która uspokaja córkę upominającą się o klucz. Zarówno córka jak i matka są tylko figurami. Dialog między bohaterkami okazał się koncertem na cztery głosy. Polifonia nie byłaby jednak możliwa gdyby nie Maria Wieczorek akompaniująca na skrzypcach. Przy ich dźwięku słuchałam jeden z fragmentów "Wczoraj byłaś zła na zielono" Elizy Kąckiej o desperacji dziecka chcącego poznać klucz. Jednak Ruda – jak na stronach prozy figuruje córka autorki – nie jest sama w poszukiwaniach. Klucza poszukuje też publiczność pragnąca wejść do świata dziecka w spektrum i jego matki. Wejścia do świata odmieńców – tak kobieta zadedykowała swój list dla córki. Zanim spektakl odczytam do końca – zacznę od początku.

Na przeciwko mnie wnęki, a w nich lustra przeznaczone dla każdego członka i członkini obsady. W centrum widać dyrygentkę przedstawienia, która żongluje rolą matki z Marianną Linde. Szereg kończą i zamykają aktorzy uosabiający tłum (Karol Wróblewski, Mirosław Guzowski), z którym Eliza i Ruda muszą się konfrontować, jeśli nie walczyć. Z ust aktorek otrzymuję streszczenie historii córki i jej matki, które będąc osobno jednocześnie są nierozłączne.

Pozostają jednością w obliczu społeczeństwa, które nie chce i nie może ich zrozumieć. Równocześnie są oddalone od siebie w obliczu ich relacji – Ruda w spektrum autyzmu i jej matka próbująca tam dotrzeć. Albo może już tam dotarła? Tam, czyli do świata nie akceptującego odchyleń od norm, świata, który nie rozumiał Elizy samotnie wychowującej dziecko. „Tam" było pierwszym słowem Rudej. „Tam" to kwintesencja jej obecności w innym świecie i bycia inną dla świata. Obcą była sama Eliza, bo jak mówiono w przedszkolu „Elizka nie bawi się lalkami". Obcość ta jest sygnalizowana przez chór złożony z aktorów, do których powoli dołączają aktorki. Chór, który próbuje pouczać Elizę mówiąc jej – jak A. Moskal powtarza za pisarką – „Rzeczy, które usłyszałam jako matka". Poczucie wyalienowania pozwala matce i dziecku przyjrzeć się sobie samym i przejrzeć w sobie nawzajem jak w lustrze.

Pierwszą panią lustra była rudowłosa dziewczynka. Z autobiografii Kąckiej dowiedziałam się, że zaledwie kilka miesięcy po narodzinach córki tańczyła z nią do lustra. Kiedy ruda główka zaczęła odrywać się od matczynych ramion pokazała, że jest dyrygentką sama sobie, ale też przewodniczką matki. Na scenie Teatru Dramatycznego Ruda, która kiedyś odgrywała przed lustrem spektakl zaczyna odgrywać rolę przed tłumem.

Przy Placu Wolności znajdowała się witryna – pozioma scena przygotowana dla Rudej. Kącka przyrównuje jej taniec przed witryną do sztuk walki – walki wbrew światu i dla świata odbijającego się w oczach dziewczynki. Performans dziecka przyciąga uwagę przechodniów ożywczo komentujących i podziwiających ją. Takie same emocje wzbudzają we mnie aktorzy, którzy wypowiadając słowa o teatrze małej bohaterki sami go uprawiają wedle jej instrukcji. Dotychczasowe wnęki służą aktorom i aktorkom za witryny, a oni sami wykonują subtelne pozy na pograniczu tańca. Jestem nimi zachwycona jak książkowy tłum Rudą, który dotychczas nie akceptował jej świata. Jednak to ona była najbardziej autentyczna spośród ich wszystkich. To ludzie tworzyli fikcję przed duetem Eliza-Ruda, które jedynie chciały wyjść z farsy normatywności.

Normatywność wytwarza podział na obce i znane, normalne i dziwne. W te podziały ludzie usiłują zakwalifikować Rudą i Elizę najprostszymi metodami. Metodą są słowa, które Eliza usłyszała od ludzi uważających siebie z nieomylnych. W tym momencie grupa aktorska przestaje być już chórem, a zamienia się w sędziów i w rozgrywających. Rzecz jasna, że tłum komentatorów osądza matkę i córkę.

Aktorzy sięgają po gwizdki, coraz szybciej wypowiadając osądy tłumu, aktorki zaś wykonują ćwiczenia gimnastyczne zwiększając tempo. Konwencja zawodów sportowych odzwierciedla poczucie presji jakie towarzyszy osobom wykraczającym poza społeczne schematy. W spektaklu są to osoby atypowe i ich najbliżsi, w tym samotne matki, do których należy Eliza. To jej towarzyszy poczucie presji w pomyślnym zaliczeniu testu przynależności do świata, który rozporządza nami, a nie my nim. Do otoczenia, które zabrania nam postrzegać rzeczywistość własnymi oczami.

Oczy Rudej patrzyły w sklepowe witryny, a jeszcze wcześniej w las. Nie dowiemy się co konkretnie przykuło jej uwagę, ani jak Rudą widziała jej matka. Twórcy jednak postarali się ułatwić nam to zadanie. Na materiałowej ścianie oddzielającej widownię od sceny pojawia się projekcja oczu mrugających w moją stronę jakby twórcy dawali mi znak, że „Tam" nie jest aż tak daleko. Podobnie kiedy Ruda potrzebuje kojącego i niezidentyfikowanego mroku zauważam widmo ludzkiej sylwetki. Być może to Ruda próbująca wydostać się z ciemności lub Eliza szukająca dostępu do swojego dziecka. Słuchając o godzinach, które Ruda spędziła w ciemności z farbkami pod ręką, malując swój świat, sama doświadczam tego mroku. Światło na scenie zgasło, żeby powrócić. Zanim do tego doszło Ruda uciekła – dokąd?

Eliza zauważa, że córka zniknęła, więc zaczyna jej szukać. Po chwilach paniki przeplatanej desperacją Eliza odnajduje córkę na klatce schodowej. Tło zmienia się w biel poprzecinaną pajęczyną kresek, a po prawej stronie Ruda stoi w ciemności. Przed moimi oczami wytwarzają się białe smugi światła przypominające pionowe żaluzje. Widownia też zostaje odnaleziona, w końcu światłem zdemaskowano mnie oglądającą witrynowy performans. Wideo Art i światło wykonane przez Tomasza Armadę uwypuklają performatywny rys spektaklu, który podkreślił obecność publiczności równocześnie dystansując ją od wykonawczyń i wykonawców. Mała scena Teatru Dramatycznego jedynie podkreśliła ten rys.

Obsada wróciła z powrotem na swoje miejsca, a wraz z nimi na swoje miejsce wrócił „klucz". Ponownie słyszę dialog między Elizą i Rudą o kluczu, który miały w kieszeni jak ja, bo zaczynam rozumieć, że to nie wielkość klucza jest najważniejsza. Społeczeństwo dzisiaj stawia na wielkość klucza i drzwi, ale nie na to, co jest za nimi. Wierzę, że świat za drzwiami drużyny Eliza-Ruda jest piękniejszy, niż ten za drzwiami rzeczywistości innych. Co znaczy „inny"? Społeczeństwo myśli o „innych" jako o tych, którzy nie są jak oni. W spektaklu „inni" to ludzie nie akceptujący realiów życia autystycznego dziecka i samotnej matki. Kiedy bohaterki w swojej rozmowie zabierają klucz ze sobą, kwartet schodzi ze sceny. Zostaje tylko puste miejsce na białym krześle. Krzesło czeka w świetle – na kogo? Może na tych, którzy zajmą miejsce Elizy i Rudej. W końcu to one usiadły za stolikiem sędziowskim wydając werdykt, a zarazem diagnozę o świecie. Czuję, że publiczność wraz z nimi przeszła na drugą stronę boiska za zamkniętymi drzwiami. Siedząc na widowni poczułam się gotowa, żeby stawić czoła obcemu światu, który nieustannie pouczając „innych" sam potrzebuje lekcji. Lekcji ciekawości w zrozumieniu tych, których świat na pierwszy rzut oka wygląda inaczej.

W końcu Ruda podsumowuje swoją historię, mówiąc „Jestem ciekawością"

 



Karolina Gołębiewska
Dziennik Teatralny Warszawa
19 kwietnia 2025