Miłość przeplatana przemocą

Dwa piątkowe spektakle opowiedziały znane historie w mrocznej oprawie. Jest miłość, ale jest też nienawiść, jest wiele rozważań i wątpliwości na temat ludzkich intencji, na temat ich emocji i potrzeb, które nie zawsze można spełnić.

W Konkursie SzekspirOFF Piotr Mateusz Wach pokazał „Przemianę Hamleta", którą wyreżyserował. Stworzył spektakl, adaptując „Hamleta" w przekładzie Stanisława Barańczaka oraz „HamletMaszynę" Hainera Müllera w tłumaczeniu Jacka Burasa.

Hamlet przechodzi przemianę. To zagubiony młody człowiek, boi się, obezwładniają go lęki. Bywa bezsilny, popada w paranoje, ulega panikom i żądzą zemsty. Kolejne stadium to Hamlet jako aktor, który porzuca rolę, a później znów się w nią wikła. Hamlet ten jest także cielesny.

Spektakl jest oparty na ruchu aktora oraz choreografii Szymona Dobosika, co ma ogromne znaczenie, ponieważ główny bohater przeżywa wiele wątpliwości i zmęczony życiem i niespełnieniem w tym życiu wpada w coś w rodzaju delirium, w którym trwa niemal przez cały spektakl.

Ukojenia nie przynosi mu miłość kobiety, ani do kobiety. Ofelia nie jest tu słabą istotą, ale kobietą, która odrzucając Hamleta, zyskuje świadomość siebie. W tym tkwi jej siła, która jest przeciwstawiona słabości Hamleta. Ostatecznie zaczyna nim pogardzać.

To spektakl o braku uczuć i szukaniu ich substytutu, co mylnie kojarzone jest z seksualnością, ale stawianie na seksualność, na traktowanie seksu jak produkt zastępczy miłości, prowadzi bohaterów na manowce. Więc co pozostaje? Tak ważne w tym kontekście staje się pytanie Hamleta „Być albo nie być?". Ten Hamlet wybiera „nie być". Na końcu morduje wszystkich i popełnia samobójstwo.

Język tego przedstawienia mocno przypomina język współczesnych młodych ludzi, którzy zagubieni w świecie, pozbawieni bliskości czy wręcz uciekający od niej, przegrywają, bo nie znajdują nic zamiast. Szukanie miłości w dark roomie to nie najlepszy sposób na życie.

W Konkursie o Złotego Yoricka Teatr Nowy w Poznaniu zaprezentował „Sen nocy letniej" w reż. Jana Klaty.

Jan Klata znaną historię trzech par lokuje w lasku ateńskim, który tym razem jest mroczny, przepełniony niepewnością, przemocą i zagrożeniami. Noc świętojańska wabi nie intrygi i romanse, a okrucieństwo i koszmary. „Sen nocy letniej" to spektakl o tym, że miłość nie zawsze bywa piękna, o miłości do teatru, o tym, że bardzo łatwo wszystko sobie poplątać i pokomplikować.

I po raz kolejny tego dnia przenosimy się do dark roomu. To świat, którym rządzi Tytania ze swoimi elfami. Każdy, kto tu trafia, ginie w mrokach nie dzikiego lasu, ale dzikich żądz, które wspierają rekwizyty typu bdsm. Owijanie szczelnie folią bohaterów ewidentnie kojarzy się z praktykami bondage, zniewoleniem seksualnym. W końcu w tej sztuce Szekspira jest więcej zniewolenia niż miłości, co symbolizuje już na samym początku Hipolita z zaklejonymi ustami i owinięta kaftanem bezpieczeństwa. Tak wygląda wybranka księcia, która wieczorem ma go poślubić. Nie wygląda na szczęśliwą. Zresztą mało kto tu wygląda. Każdy kocha kogo innego, każdy jest zmuszany do kochania niekochanego.

Biorąc pod uwagę fakt, że „Sen nocy letniej" ma wydźwięk mocno patriarchalny, o czym dobitnie świadczy kara, jaka ma spotkać Hermię za nieposłuszeństwo wobec ojca, tym bardziej te wszystkie symbole dominacji i zniewolenia seksualnego nabierają znaczenia.

Mimo mrocznych akcentów jest w tej opowieści wiele elementów zabawnych – tradycyjnie prezentowanych przez ekipę aktorów, którzy przygotowują spektakl o Pyramie i Tysbe. Reżyser wprowadza tu nawiązania do nowych metod pracy w teatrze, które mają eliminować przemoc i brak szacunku do aktorów.

A na koniec Puk prosi widzów o oklaski dla tego sennego marzenia. Dosyć rozpaczliwie, a kiedy ich nie słyszy, każe zgasić światło.



Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Zachodniopomorskie
3 sierpnia 2024