Niewygodna prawda
- Czy Ibsen ponad sto lat temu przewidział to wszystko? - kieruje pytanie w stronę publiczności Juliusz Chrząstkowski w roli doktora Stockmanna w spektaklu "Wróg ludu" Jana Klaty. I nie otrzymuje odpowiedzi - bo co rzec, gdy prawda jest niewygodna?Małe uzdrowiskowe miasteczko na południu Norwegii. Sielankowy krajobraz, spokojne, dostatnie życie mieszkańców. Idylla. Tymczasem tuż pod powierzchnią wymienianych uprzejmości odnaleźć można targowisko interesów i brud politycznej gry.
Byt uzdrowiska staje pod znakiem zapytania, kiedy doktor Tomas Stockmann odkrywa, że w rurach doprowadzających wody lecznicze zalegają trujące bakterie i drobnoustroje. Woda zamiast leczyć - powoli zabija kuracjuszy. Obowiązkiem i obsesją lekarza staje się opublikowanie treści niewygodnego odkrycia. "Ludzie najlepiej czują się ze starymi, dobrymi ideami, które już sobie przyswoili" - odpiera argumenty na opublikowanie wiadomości burmistrz miasta Peter Stockmann. Informacja o tym, że uzdrowisko zamiast leczyć - szkodzi kuracjuszom mogłaby przecież zaszkodzić interesom miasta i jego mieszkańców. Ostracyzm skierowany w stronę uzdrowiskowego lekarza znającego niewygodną prawdę ma być reakcją obronną na zagrożenie. Doktor Stockmann w mgnieniu oka zyskuje status tytułowego "wroga ludu".
Spektakl obnaża mechanizmy rządzące relacjami politycznymi i społecznymi. Nie jest prawdą to, co faktycznie jest prawdziwe, ale to, co dla nas dobre - w taki sposób postrzegają świat władze miasta i jego mieszkańcy, dla których najwyższą wartość stanowi ich własny interes. Gimnastyka słowna, której dokonuje burmistrz i sympatyzujący z nim mieszkańcy przypomina manipulację faktami i ostatnio szeroko dyskutowane zjawisko postprawdy. Na scenie roi się więc od sztuczek retorycznych mających przesłonić niejasne motywacje postaci (przy czym nikt nie może poszczycić się tak elastycznym kręgosłupem moralnym jak Billing w wykonaniu Bogdana Brzyskiego). Manipulacje słowne, koniunkturalizm, niejasne interesy - to wszyscy zaciemnia i komplikuje sytuację Stockmanna i ogólny ogląd sytuacji.
Realizacja teatralna dramatu Ibsena została jednak poprowadzona w sposób jasny i przejrzysty - by nie rzec: przystępny dla ludu, którego wróg uosobiony w postaci doktora Stockmanna pozostaje w osamotnieniu na scenie.
A wrogiem może być każdy. I Żyd. I gej. I "ten na u" - uchodźca. Emocjonalny monolog w czwartym akcie w wykonaniu Juliusza Chrząstkowskiego nie pozostawia wątpliwości: "Wróg ludu" to opowieść o teraźniejszości. O intronizacji Chrystusa na Króla Polski, manifestacjach ugrupowań nacjonalistycznych pod siedzibą Teatru Powszechnego ("Powszechnego - nie Polskiego" - podkreśla Chrząstkowski), o zmianie na stanowisku dyrektora Starego Teatru w Krakowie. O podziale na "nas i was", tych "z lewa i z prawa", na lepszych i gorszych. O zacietrzewieniu się w nienawiści i próbie wyrwania się z szaleńczego pędu ku wzajemnemu zniszczeniu. Chrząstkowski-Stockmann burzy czwartą ścianę próbując nawiązać dialog z publicznością. Zdziwiona publiczność przysłuchuje się i przytakuje. Część wodzi pustym wzrokiem po scenie, pytając się zapewne w duchu, kiedy skończy się ta moralizująca tyrada.
"Wróg ludu" w reżyserii Jana Klaty jest niewygodny i bolesny. Niewygodna jest przecież prawda o nas samych, obojętnych i przyzwyczajonych do swoich poglądów i wizji świata.
Aleksandra Skowrońska
kultura.poznan.pl
2 czerwca 2017