Odkrywajmy razem przeszłość
Bałuty. Łódzka dzielnica okryta złą sławą. A przed ponad siedemdziesięciu laty teren getta. W tej części Łodzi rozgrywa się akcja powieści Joanny Fabickiej oraz spektaklu w reżyserii Karoliny Maciejaszek o tym samym tytule – „Rutka". Jeszcze nie tak dawno przedstawienie prezentowane było w szkołach na terenie Bałut. Teraz doczekało się stacjonarnej premiery w Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi. Warto było na nią czekać.„Rutka" może z początku wydawać się po prostu opowieścią o znudzonej Zosi, spędzającej wakacje w mieście pod opieką sędziwej, ale za to zwariowanej ciotki Róży. Dziewczynka wreszcie przeżywa prawdziwą przygodę za sprawą spotkanej na podwórku Rutki. Tylko że ta przygoda nie wiąże się z odkrywaniem dalekich lądów, ale z poznawaniem tego, co jest najbliżej – własnego podwórka, ulicy, dzielnicy... To właśnie miejsce pozwala spotkać się dziewczynkom, które oddziela od siebie ponad siedemdziesiąt lat. Miejsce staje się łącznikiem między przeszłością a teraźniejszością oraz nośnikiem wspomnień, tych dobrych i tych złych.
Dziewczynki przemierzają razem Bałuty, a ponieważ – jak twierdzi Zosia – Rutka ma szmergla, to bywa naprawdę wesoło. A to trawa zrobi się czerwona, a to Zosia nauczy się jeździć na rowerze bez trzymanki, a jeszcze innym razem przyplącze się do nich bezgłowy kurczak Tuptuś. Ale świat, który Rutka pokazuje Zosi, bywa też czasem dziwny, straszny i smutny. Dlaczego nagle nad ulicą wyrosły „suche mosty"? Dlaczego niektórym ludziom nie wolno jeździć tramwajem? Dlaczego dzieci muszą wciąż bawić się w chowanego i uważać, żeby nikt ich nie zobaczył? Dlaczego ludzie odjeżdżają pociągami bez okien? I dlaczego rodzice i braciszek Rutki zniknęli? No właśnie, dlaczego? Bo choć w spektaklu nie pada słowo „wojna", nie mówi się wprost o Holocauście, a o getcie widz dowiaduje się bezpośrednio jedynie dzięki napisowi „Litzmannstadt Ghetto 1940-1944", to przecież jasne jest, że coś z tym światem Rutki jest nie w porządku. O jego nienormalności świadczą nie tylko niezrozumiałe dla dziewczynek wydarzenia, ale przede wszystkim emocje – smutek Rutki, strach, że ktoś może ją zobaczyć czy jej ogromna tęsknota za utraconą rodziną.
Troje aktorów Teatru Arlekin – Katarzyna Pałka, Teresa Kowalik i Wojciech Stagenalski – prowadzi widzów przez dzisiejsze i dawne Bałuty z ogromnym zaangażowaniem. Na stole-podeście (pomysłowa, wielofunkcyjna i mobilna scenografia Mariki Wojciechowskiej) tworzą makietę dzielnicy, budują świat z drewnianych klocków i skrzynek, projektują ulice, kamienice i podwórka, z ukrytych w stole szuflad wyjmują kolejne rekwizyty, wciąż robiąc widzom niespodzianki. Aktorzy – autentycznie zabawni, a kiedy trzeba poruszający – raz sami grają postaci opowieści, innym razem animują lalki, co ma dodatkowy potencjał związany z szybką zmianą miejsca i czasu akcji, a także stanów i emocji bohaterów. I w jednej chwili przenosimy się z nimi o siedemdziesiąt lat wstecz, by zaraz powrócić do teraźniejszości. Dajemy się ponieść gromkiemu śmiechowi z przygód dziewczynek, by po chwili uwiązł nam on w gardle, gdy daje o sobie znać obezwładniający smutek i niepokój Rutki. A wszystko dzieje się szybko, płynnie, jak we śnie, w którym obrazy przechodzą z jednego w drugi, za nic mając zasady prawdopodobieństwa. I jeszcze ta niesamowita muzyka wykonywana na żywo przez Macieja Kuczyńskiego (kompozycje Piotra Klimka) – nieodłączna towarzyszka przygód dziewczynek. Zmienna jak nastroje Rutki. Przypominająca o czasach, które już dawno minęły.
Ale pozostało miejsce. Ulice, kamienice, stacja Radegast, plac Kościelny i pola Marysina (choć dziś już zabudowane blokami). To tam ukryta jest przeszłość. Trzeba ją tylko odkryć, tak jak odkrywała ją z pomocą Rutki Zosia. I do tego zachęca też Teatr Arlekin w programie do spektaklu, w którym umieszczona została mapa Bałut. To chyba także podpowiedź dla tych rodziców, nauczycieli i opiekunów, którym po przedstawieniu dociekliwe dzieciaki zadadzą serię trudnych pytań. I trzeba będzie z nimi o przeszłości porozmawiać.
A jeśli dzieci nie zadadzą pytań, to nie szkodzi. „Rutkę" można oglądać też bez historycznych podtekstów i nie umniejsza to wartości tego zabawnego i wzruszającego jednocześnie spektaklu. Opowieść o przyjaźni, pokonującej ograniczenia czasoprzestrzeni, jest przecież uniwersalna.
Joanna Królikowska
Dziennik Teatralny Łódź
6 lutego 2020