Ratuj się kto rodzi!
Jak dowiedziałam się od jednej z barmanek w Old Timers Garage sztuka „Halo, Penis?" wywołuje wśród części klientów (zwłaszcza płci pięknej) nie lada konsternację. A jest to sprawa bardzo poważna, bo chodzi o sam tytuł. Okazuje się bowiem, że wypowiedzenie tego jakże naturalnego człowiekowi słowa na 'p' dla niektórych stanowi barierę nie do przejścia.A bez tego biletów kupić nie sposób. Twórcy spektaklu zadbali jednak o to, aby wszyscy 'Ci zawstydzeni' poczuli się swobodniej. Już po kilku minutach od podniesienia kurtyny wiadomo, że tematy tabu można odłożyć w kąt, bo chodzi tu tylko i wyłącznie o świetną rozrywkę.
Historia jest prosta. Nasz główny bohater- Andy w sposób nieoczekiwany staje się ojcem. Dokładniej to stanie się nim za 9 miesięcy. Dowiaduje się o tym jednak w dość nietypowy sposób, mianowicie od swojego penisa o imieniu Roger. To on jest Andy'ego najwierniejszym przyjacielem i doradcą, i to właśnie z jego perspektywy obserwować będziemy bieg wydarzeń. Wspomniany duet będzie oprowadzał nas po meandrach męskich lęków i wątpliwości związanych z wiadomością o nadchodzącym pojawieniu się na świecie potomka. Będzie to robić ze zrozumieniem, lekkością i przymrużeniem oka.
Na scenie przedmiotów jest niewiele, bo niewiele też potrzeba. Skórzany kosz z kilkoma precjozami, materac i dwa elementy strategiczne- drzwi i budka telefoniczna. Strategiczne, bo będą służyć Rogerowi do kontaktu z bazą (jest nią nie kto inny jak Andy).
Duet aktorski Marka Pitucha i Jakuba Wonsa jest wprost rewelacyjny. Atmosfera, którą tworzą na kameralnej scenie Old Time Garage'u natychmiast udziela się widowni. Są świetnie zgrani, w ich ruchach widać pełną swobodę i to, że grając sami dobrze się bawią. Absolutnie niekonwencjonalną i brawurową rolę fallusa odtwarza Jakub Wons- nie wiem, czy przed kimkolwiek wcześniej stanęło tak karkołomne zadanie. Jego rola pełna aluzji, nawiązań i fizjologicznych, i anatomicznych będzie powodować wśród publiczności niestanne salwy śmiechu.
„Halo, Penis?" pełne jest również humoru sytuacyjnego. Kolejne wypadki i pomysły tego szalonego duetu powodują, że ponad godziny spektakl mija w oka mgnieniu. I co najważniejsze widz ani przez moment nie czuje się zakłopotany treściami docierającymi ze sceny. To komedia lekka w całej swojej 'nieprzyzwoitości', inteligentna, pogodna i przenikliwa.
Więcej zdradzać nie wypada. „Halo, Penis?" po prostu warto zobaczyć, warto również odwiedzić Old Times Garage. Atmosfera tworzona przez wystrój, aktorów, którzy po spektaklu wychodzą i żartują z publicznością, czy możliwość oglądania widowiska z ulubionym trunkiem w ręku są czymś czego niezaprzeczalnie warto doświadczyć pewnego sobotniego wieczora.
Iga Januchta
Dziennik Teatralny Katowice
4 listopada 2016