Symbioza czyli żywotok
Leszek Mądzik wrócił do Krakowa! Dzięki 31. ULICY Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Ulicznych, jeden z najważniejszych teatralnych twórców alternatywnych przedstawił swój najnowszy spektakl. "Symbiozę" oglądaliśmy o północy w Parku im. H. Jordana.Wokół panował mrok rozrzedzony przydrożnymi latarniami. Szliśmy alejkami przez park, nie za bardzo wiedząc, gdzie zlokalizowana jest scena. W końcu dotarliśmy - kierowani na ostatnim odcinku przez organizatorów. Stanęliśmy nad stawem położonym u stóp niewysokiego kopca, na który można było się wspiąć schodami. Na poszczególnych stopniach ustawiono kilka mansjonów, w których potem mieli pojawić się artyści. Panowała szczególna atmosfera oczekiwania - wręcz mistyczna. Rysujący się przed nami pagórek przypominał kształtem Piramidę Księżyca w Meksyku. Pod nieboskłonem, na którym ginęły ostatnie ślady padającego w ciągu dnia deszczu, i przy akompaniamencie nawołującej sowy ogarnięci mrokiem wchodziliśmy na ogromną scenę Leszka Mądzika.
Z głośników zaczęła rozlegać się muzyka z wiodącymi skrzypcami - nastrojowa, wręcz medytacyjna. Po chwili można było dostrzec płynącą po stawie wzdłuż brzegu łódź z grającym na żywo skrzypkiem ubranym na biało i podświetlonym jasnym strumieniem światła. Spektakl rozpoczynał się nieśpiesznie, leniwie. W tle, na stopniach "piramidy" migotały punktowo lampki. Wśród odtwarzanego śpiewu ptaków i towarzyszącej im muzyki, światło powoli rozjaśniało budki, w których od strony widzów przez szary papier przedzierały się ramiona, zdzierając go niczym zasłonę. W mansjonach pojawiły się postacie w błyszczących pelerynach i hełmach stylizowanych na ptasie łby i zaczęły opuszczać bezpieczną kryjówkę. Dobierając się w pary od szczytu pagórka do jego podnóża, rozpoczęły godowy taniec. Ustawione wentylatory rozwiewały pióra, garściami wyrzucane z worków, ukrytych pod pelerynami. Postacie pozbawione kostiumów aż do beżowej bielizny, zeszły do brzegu stawu. Zatopione w czerwonym świetle złamały jednolitą taflę wody, by w ostrych migawkach stroboskopu rozpocząć drapieżny, bachanaliczny marsz w kierunku widowni.
Leszek Mądzik wprowadza nas w swój świat, w przekrój poprzeczny mroku, ukazując, jak wiele energii witalnej może się w nim kryć. Symbioza to nie tylko współżycie ze sobą organizmów - to także funkcjonowanie równoległe całych mikroświatów; obok naszego codziennego, rozpędzonego świata - tego mistycznego, ukrytego, zapomnianego przez nas. Czasami po prostu należy dorosnąć, opuścić strefę komfortu.
Plenerowe wystawienie spektaklu przez Scenę Plastyczną KUL było niezwykłym przeżyciem bowiem wizje Leszka Mądzika pozbawione jakichkolwiek ograniczeń, mogą wreszcie się toczyć się swoim naturalnym torem. Są niczym papierek lakmusowy fantazji autora. Zupełnie jak w piosence, którą śpiewała Budka Suflera ("Noc komety"), a po niej Piotr Rogucki i Miuosh ("Wizje"):
"Wizje chodźcie do mnie
Blisko najbliżej
Zostańcie w mojej głowie
Najdziksze sny
Oto jest wasza scena
Reflektor niżej
Korowód moich marzeń
Wiruje, lśni".
Taka właśnie była "Symbioza". A awaria prądu, spowodowana deszczem? Awaria prądu? Czy ktoś jeszcze wątpi, że przez nią Leszek Mądzik chciał nas zatrzymać na dłużej w swoim fantasmagorycznym świecie?
Maria Piękoś-Konopnicka
Dziennik Teatralny Kraków
19 lipca 2018