Uliczne powidoki

Krakowski rynek w sezonie letnim jest miejscem tak zatłoczonym i głośnym, że ciężko czasem usłyszeć tam własne myśli. Ale jest taki czas w roku, kiedy część zgromadzonych cichnie i skupia się przez parę dni. W pierwszy weekend lipca odbywa się zwykle organizowany przez Teatr KTO Ulica Festival, który zatrzymuje sporą część turystów – stają się oni widzami, a czasem nawet częścią prezentowanych spektakli. Tak było i w tym roku. Z różnych względów z 37. edycji, odbywającej się pod hasłem „Wszystko jest teatrem" widziałam niewiele spektakli, ale te, które udało mi się zobaczyć – zachwyciły.

Teatr A Part, Femina
Rzecz o starciu żywiołów: mężczyzna i kobieta (czy też Adam i Ewa), woda i ogień, dobro i zło. Pierwiastki męskie i żeńskie, które naturalnie współistnieją w świecie. Długa scena, a po jej dwóch stronach ażurowe konstrukcje z rusztowań. Formy, które będą klatkami, ale też miejscem kaźni. Są to też bramy światów (kulisy), w których znikają, i z których wychodzą aktorzy. Główny akcent położony jest na historię kobiety i jej funkcjonowania w świecie wobec mężczyzn. Mamy tu ciągłe przenikanie żywiołów: woda oczyszcza, obmywa, ale też gasi rozpalone. Ogień potrafi sparzyć, spalić, ale też pozwala zacząć od nowa – odrodzić się z popiołów. Musimy się obmyć, żeby w czystości zacząć nowe. Spektakl Teatru A Part „Femina" w reżyserii Marcina Hericha cechuje niezwykła plastyczność symbolicznych obrazów oraz prawie brak słów. Zachwyca i zostawia z refleksją na temat życia pomiędzy żywiołami.

Delrevés Company, Finale
Kiedy patrzymy na tancerki Delrevés Company, sztuka teatru ulicznego nabiera nagle nowego wymiaru: wertykalnego. „Finale" to fantastyczny, zdumiewający balet, wykonywany właściwie w powietrzu. Akcja dzieje się na... ścianie Wieży Ratuszowej: oglądamy kompilację klasyki baletu (m.in. „Jezioro łabędzie") wytańczone przez artystki, które wiszą na linach i traktują ścianę jako podłogę. Ponad głowami widzów mamy „wykrojony" światłem prostokąt, który jest ich sceną. Poetyckie ruchy tancerek obserwuje się z niekłamaną przyjemnością i podziwem – mając świadomość ich niecodziennego położenia oraz odwagi, jaką muszą się przy tym wykazać.

Surprise Effect, We connect the world
Piątka artystów, którzy na niecałą godzinę tworzą show w atmosferze lekkości i zabawy. Supprise Effect mają niezwykłe umiejętności akrobatyczno-taneczne. Ich występ „We connect the world" zawiera elementy break dance oraz akrobacji cyrkowych. Wszystko odbywa się z narracją oraz udziałem ludzi z widowni. Występ przygotowany jest w zaskakującej, żartobliwej, ale też bardzo profesjonalnej formie. Tłem do całości jest muzyka, która często wprowadza element komizmu, ale też niemal porywa widzów do wspólnej zabawy. Energetyczni artyści świetnie nawiązują kontakt z publicznością i mają piękny przekaz o spełnianiu marzeń.

Force, Suzik
Trójka artystów i trzy słupy. Grupa Force z Korei Południowej przyjechała z innowacyjnym spektaklem „Suzik", co oznacza „pionowość". I faktycznie – większość swojego czasu spędzą nad widzami, w jakiś sposób zawieszeni na specjalnej konstrukcji z trzech słupów. Nie tylko wykonują akrobacje, ale też pokazują, że wzajemne relacje mogą pomóc wejść na górę, natomiast wzajemne animozje i niezdrowa rywalizacja strącają bohaterów z powrotem do poziomu ziemi. Dobitnie pokażą przy tym, że w grupie można osiągnąć więcej i uzyskać lepsze rezultaty, niż w pojedynkę. Mają doskonałe wyczucie ciała i partnera. Ich ciemne, proste kostiumy nie odwracają uwagi od ich sztuki, ale mówią też o tym, że mimo występów na wysokościach – nie lubią się wywyższać i żaden człowiek nie powinien tego robić.

Lyapunov, Sky Explorer
Artysta, który gromadzi chyba najliczniejszą publiczność ze względu na to, że... przechodzi na linie, rozciągniętej między Wieżą Ratuszową a jedną z kamienic na krakowskim rynku. Widzą go wszyscy. Jeśli ktoś nie zauważa – zwraca uwagę na to, gdzie patrzą inni. Tłem występu jest nie tylko niebieskie niebo, ale też muzyka wykonywana na instrumencie Skyolin. Co ciekawe – instrument ten został stworzony przez muzyka i linoskoczka Johana Wuytsa. Artysta ma zabezpieczenie, idzie po linie przodem, tyłem, robi kilka akrobacji, a nawet kładzie się na chwilę na linie i odpoczywa. Tak jakby wciąż odkrywał możliwości w swoim podniebnym świecie. Czasem nawet sam specjalnie rozhuśta linę, czym mrozi krew w żyłach oglądających. Równowaga w życiu to podstawa, a w chodzeniu po linie – tym bardziej. Występ kończy zjeżdżając na linie w tłum widzów: wszyscy nagradzają go długimi brawami (na stojąco!).

Mimo upału, podczas Ulicy Festivalu nie da się przejść obojętnie i szybko przez najważniejsze place w Krakowie – uwaga widza zostanie zwrócona na artystyczne wydarzenie, które długo zostaje w pamięci.

Czekam już zatem na kolejną, przyszłoroczną edycję z nadzieję, że będę mieć więcej czasu na oglądanie fantastycznych spektakli!



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
3 sierpnia 2024