12.082017, sobota (.. Polska krajem młota …)

Dziennik z niełatwych czasów

Kto wie, czy doraźna polityka – w większym stopniu niż na kulturze – odbija się na sporcie. Ale nieco inaczej. Sport dzieje się tu i teraz, na naszych oczach i musi być obrazem narodowej dumy, aspiracji, potęgi... Takie jest zamówienie polityczne, takie oczekiwania znacznej części społeczeństwa. Wydźwięk nacjonalistyczny sportu to zresztą nic nowego, ani historycznie, ani geograficznie.

U nas namacalnym tego świadectwem jest miłość władz do kiboli. A analizy i komentarze dziennikarzy sportowych są dokładnie w tym samym duchu. Nic innego nie puściłby wydawca. Jakże często przydałaby się chłodna i bezstronna ocena aktualnego wydarzenia, bez narodowego zadęcia. Konia z rzędem temu, kto znajdzie taką w mediach. Przykładem mogą być wczorajsze rzuty naszych młociarzy na Mistrzostwach Świata w Londynie. Znowu mamy złoto i brąz! Polski piątek! Polska – krajem młota! (Bo przecież we środę sukces odniosły Malwina Kopron i Anita Włodarczyk, którą zostawmy, bo startowała z kontuzją.) Ale chciałoby się, żeby ktoś zwrócił uwagę, że nasi wspaniali mężczyźni osiągnęli wyniki o prawie- i ponad- trzy metry słabsze od ich tegorocznych (i powtarzalnych) osiągnięć. Dlaczego? Jeden mówił, że koło było za wolne, „szarpały go łydki" i był „za luźny", drugi, że góra ciała nie mogła zsynchronizować się z dołem! Zadziwiające wypowiedzi! Takie przypadki stanowczo powinny być poddane rzetelnej analizie. Bo nie przeszkadzały konkurentom, z których wielu (w tym Rosjanin, Valery Pronkin – srebrny medalista) oddawało rzuty w granicach swoich rekordów życiowych. Świat pędzi do przodu. Jeśli się ma talent (a Pronkin z pewnością go ma), techniki douczyć się można stosunkowo szybko, pozostaje własne „ja" i determinacja.

Mówię o tym nie po to, aby deprecjonować sukces Pawła Fajdka i Wojciecha Nowickiego, ale żeby zwrócić uwagę na zjawisko: na idiotycznie jednostronne komentarze dziennikarzy sportowych, przestrzec przed hurra-optymizmem i buńczucznymi zapowiedziami na przyszłość. Jestem kibicem od dziecka. Zwycięstwa naszych sportowców zawsze napawały mnie radością i dumą. Ale nie lubię rozbudzonego ponad miarę nacjonalizmu. Tymczasem niektóre bogate kraje kupują wybitnych sportowców i nadają im obywatelstwo – po to, aby na maszt wciągnięta została ich narodowa flaga i zagrano państwowy hymn. Gdzie indziej polityczne oczekiwania były tak duże, że „koks" zabił wszystko i wszystkich. Do czego zmierzamy? Na szczęście nie dotyczy to Polski. Jeszcze. Ale warto zdawać sobie sprawę z zagrożeń. Tym razem udało się znakomicie. Nasi młociarze są niezwykle utalentowani, wspaniale przygotowani technicznie, ale miewają pewne problemy z koncentracją psychiczną i motoryczną w najważniejszych momentach, i tu zapala się żółte światełko, głównie przed ich trenerkami (szczególnie Nowickiego, bo trenerka Fajdka odniosła już sukces w wyganianiu „demonów" mistrza). Mądrzy komentatorzy sportowi powinni na takie rzeczy zwracać uwagę, powinni o tym mówić, a nie tylko realizować zamówienie na głoszenie sukcesu i napawanie się nim.

Ze sportowcami jest podobnie jak z aktorami. Mają być w najwyższej formie w dniu premiery. A na bieżni, rzutni i skoczni? Że można, udowodniła Angelika Cichocka, która w półfinałowym biegu na 800 metrów osiągnęła najlepszy rezultat w sezonie. I Marcin Lewandowski, który 1500 metrów przebiegł w czasie zbliżonym do swojego rekordu życiowego. Dodać trzeba świetne kwalifikacje Kamili Lićwinko w skoku wzwyż. Ich wypowiedzi były równie wspaniałe. Serce rośnie! Co za motywacja i wola walki! Chęć zwycięstwa i osiągnięcia jak najlepszego wyniku zdecydowanie dominowała w konfrontacji z niedogodnościami i własną słabością! Być może nie zdobędą medali, ale godni są najwyższych słów uznania.

A jednak! Wieczorem Lićwinko zdobyła brązowy medal w skoku wzwyż, wyrównując swój najlepszy rezultat na stadionie (1,99 m.). Po zawodach powiedziała, że wygrała ze sobą, i że jest szczęśliwa. Nasi reprezentanci walczą wspaniale, a najbardziej cieszy, że starszym mistrzom depczą po piętach młodzi, utalentowani zawodnicy. Analogia z mądrze prowadzonym zespołem teatralnym jest oczywista.

Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
13 sierpnia 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...