27.03.2018, wtorek (... kogut praktyk ...)

"Pan Jowialski" - reż. Artur Żmijewski - Teatr Telewizji

Lubię „Pana Jowialskiego". Nie ja jeden. Ta komedia Aleksandra Fredry jest jedną z najczęściej grywanych i najżyczliwiej przyjmowanych przez publiczność, a niegdyś wzbudzała żarliwe dyskusje krytyków (Boy nazwał ją „sfinksem naszej literatury"). Najprościej mówiąc chodziło o to, czy w postaci tytułowej zawarł Fredro dobroduszność pogodnego staruszka, czy też groźne zidiocenie galicyjskiej szlachty w pierwszej połowie XIX wieku. Być może dzisiaj ta sztuka nie wzbudzi już podobnych emocji, bo nasi komentatorzy i opisywacze teatru są zajęci znacznie ważniejszymi problemami. Będą woleli zastanawiać się, czy np. „Jowialskiego" nie należałoby wystawić w starej fabryce konserw, położonej nieopodal wyschniętego postindustrialnego doku. Ale pozostawmy żarty.

Kiedyś, w 1997 roku, zrealizowałem „Pana Jowialskiego" w krakowskim Teatrze Ludowym. Był to chyba niezły spektakl, bo na XXIII Opolskich Konfrontacjach Teatralnych „Klasyka Polska" otrzymałem nagrodę za reżyserię. Starałem się wówczas nie opowiadać się po którejś ze stron sporu. Wiedziałem jedno (i chyba wiem nadal), że nie powinno się ujednoznaczniać wymowy komedii, ani występujących w niej postaci. Utwór Fredry pozostanie zawsze nieco dwuznaczny, bo jest głęboko prowincjonalny i nie tylko ucieka od wszelkich konotacji narodowych, nie tylko pod znakiem zapytania stawia szlachetność motywacji niektórych bohaterów, ale również pokazuje stosunki rodzinne oparte na grze pozorów, sprzecznych rad, a także nie zawsze trafnych i jakże często niestosownych dykteryjek. Taka konstatacja analityczna z pewnością nie wymaga dodatkowych zabiegów inscenizacyjnych. Niech mądrzejsi zastanawiają się nad tymi problemami po wyjściu z teatru. Świat Fredry jest dla mnie światem ludzi niewątpliwie nieco umysłowo ograniczonych, ale sympatycznych. I niech takim pozostanie: skrytej za muślinem minionych wieków naiwnej bajki z kresowej Polski, ot takiej, jak inscenizowana w niej „na żywo" zabawa w sułtanat. Dzisiaj teatralna beztroska jest nam także bardzo potrzebna, krzepi i oczyszcza.

Niech zatem Jowialski klepie swoje wierszyki (jak sam mówi – nie jego autorstwa, ale wyuczone na pamięć). Niech będzie przemiłym, zmelepeciałym starcem, Boże broń – nie „figurą, w której autor poddał krytyce cechy galicyjskiego szlachcica...". Dzieło Fredry niech pozostanie przede wszystkim lekką kpiną z romantyzmu.

Zmartwychwstający po latach Teatr Telewizji przygotował „Pana Jowialskiego" (emisja 26.03.2018, w wigilię Międzynarodowego Dnia Teatru) z plejadą znakomitych wykonawców, w reżyserii Artura Żmijewskiego, świetnego aktora, który coraz częściej z powodzeniem reżyseruje. Ci widzowie, którzy tęsknią i mają w pamięci dawne przedstawienia Teatru Telewizji byli prawdopodobnie zachwyceni. To godny i piękny hołd oddany tamtej tradycji. Młodsi powiedzieli zapewne, że jest to spektakl „muzealny". A niech tam! W swojej kategorii był świetnie zrealizowany. Pod każdym względem. Myślę o zdjęciach (Piotr Wojtowicz), oświetleniu, kostiumach (Dorota Roqueplo), dekoracji (bez wychodzenia z hali w plener, czy do wnętrz naturalnych), myślę o dźwięku, montażu, muzyce (Włodek Pawlik). Aktorzy grali na ogół bardzo dobrze, a niektórzy zaskoczyli mnie skalą swoich możliwości (Tomasz Kot).

Artur Żmijewski kombinował podobnie jak ja ponad 10 lat temu. Dzisiaj staroświeckość stała się wg mnie niepodważalną zaletą, bo nie wiem, czy odwaga konserwatywnego tradycjonalisty w morzu banalnych apostołów nowoczesności nie jest prawdziwie awangardowa. To mój świat, moje myślenie, więc nie mam kompleksów. Prawdziwie pokonany czuję się na polu odczytania postaci Pana i Pani Jowialskich (Adam Ferency, Anna Dymna). Twórcy telewizyjnego przedstawienia odkryli, że świat na tyle poszedł do przodu, że również w późnym wieku uprawniony jest prawdziwy erotyzm. Może nieco komediowo przejaskrawiony, ale jakże prawdziwy! Jowialski to kogut praktyk, nie kogut teoretyk. A jego popisy oratorskie to taka gra (może wstępna, albo obok, ale nie w zamian). W ten sposób na plan dalszy schodzą dywagacje analityczne, kim naprawdę jest ten starzec. Takie odczytanie jest szczególnie ważne dla Jowialskiej, którą Fredro potraktował nieco po macoszemu, jako tło dla męża. Tu Jowialscy bawią od pierwszego pojawienia się na ekranie. Są rozkoszni!

Wszystkim ludziom sceny składam jak najlepsze życzenia z okazji przypadającego dziś naszego wspólnego święta, Międzynarodowego Dnia Teatru! To dobrze, że w Wielkim Tygodniu (poniedziałek) nastąpił ciąg dalszy zmartwychwstania Teatru Telewizji. A za parę dni jakże istotne dla wielu z nas Święta Zmartwychwstania Pańskiego.

A zatem Wesołego Alleluja!

Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
27 marca 2018
Portrety
Artur Żmijewski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia