3 premiery na GFT
1. Gdański Festiwal TańcaPo obejrzeniu trzech premier prezentowanych podczas trwającego do niedzieli Gdańskiego Festiwalu Tańca nieustannie zadaję sobie pytanie, czy formuła tańca współczesnego dziś jest aż tak pojemna, że w teatrze tańca nie trzeba już tańczyć? I czy istnieją jakieś granice eksperymentowania z tańcem na scenie?
Pierwsza z premier Trójmiejskiej Korporacji Tańca, "Projekt walki" w wykonaniu Iwony Gilarskiej i Anny Jędrzejczak-Skutnik w zamierzeniu jego autorek miał być próbą podjęcia tematu walki w różnych ujęciach - filozoficznym, wojskowym. I z tej próby wyszły zwycięsko, pokazały nie tylko znakomity warsztat, który tym razem wymagał wykorzystania takich sztuk walki, jak wrestling, boks czy zapasy (często w ich najbrutalniejszym wydaniu), ale też walczyły z dużym zaangażowaniem, w większości nie udając i nie markując ciosów. Szkoda tylko, że nie podjęły zupełnie tematu walki w ujęciu tanecznym. Zabrakło działań zaczepnych czy zastraszania przeciwnika, jakimi mogły być dobre (taneczne) wstawki solowe. Zawiodła też dramaturgia - temat beznadziejnej walki silniejszego ze słabszym, który musi przegrać, poniżenia, okrucieństwa, jakiego dopuszcza się wygrany oraz pojawiającego się wraz ze zmęczeniem zrównania obu przeciwniczek, które, słaniając się, zaczynają się wzajemnie podtrzymywać i wspierać, zagłuszony został przez nienajlepszą choreografię i zbędne dopowiedzenie w postaci video z walczącymi zwierzętami. Również ciekawie dobrana muzyka (Radiohead - wersja koncertowa) ograniczona została ostatecznie do niewiele znaczącego tła.
Zupełnie innym wydarzeniem okazał się najnowszy spektakl Anny Steller (Good Girl Killer) pt. "Delia", do którego choreografię przygotowała wspólnie z Jackiem Krawczykiem z Teatru Okazjonalnego. Zainspirowani dokonaniami artystów awangardy lat 50. i 60. XX wieku, takich jak tancerza i choreografa Merce\'a Cunnigham czy muzyką Radiophonic Workshops, do którego należała Delia Derbyshire, pionierka muzyki elektronicznej, stworzyli spektakl surowy i oszczędny w wyrazie, pozbawiony narracji, skupiony na czystym ruchu i jego technice. Jeśli opowiedzieli jakąś historię, to tylko tę, która zrodziła się w głowie widza, jeśli rozdrażnili, to celowo, igrając ze sceniczną przestrzenią, dzieląc ją swym precyzyjnie wyliczonym ruchem na geometryczne figury. Dobrze zagrały tez zaprojektowane przez Julię Pogańską proste, kontrastowe, nieco surowe kostiumy przypominające w żeńskim wydaniu styl międzywojnia. Znakomitym dopełnieniem całości była muzyka autorstwa Rafała Dętkosia i Grzegorza Welizarowicza, która czasem służyła tancerzom jedynie jako luźne tło, innym razem z matematyczną dokładnością narzucała określony rytm. Jedynym minusem tego wymagającego spektaklu było złe wyczucie czasu - stanie tyłem do widza w całkowitym bezruchu powinno mimo wszystko mieć jakieś granice.
Ostatnią z prezentowanych na Gdańskim Festiwalu Tańca premier było solo "Parallel" według pomysłu i w wykonaniu Magdy Jędry (Good Girl Killer) przy współpracy Mariusza Krawczyka. Jak napisała o nim artystka, "powstał on z natłoku myśli i pragnień" i właśnie tak ten spektakl odebrałam. Rozpoczyna się śpiewaną przez tancerkę piosenką "In Heaven (Everything Is Fine)" grupy The Dance Society. Początkowa scena inspirowana fragmentem filmu "Eraserhead" ("Głowy do wycierania") Davida Lyncha. Widzimy kobietę ubraną skromnie w spodnie i sweterek, taką "szarą mysz", na scenie czującą się dość niepewnie. Jej taniec wyraża zarówno wewnętrzne bogactwo jej osoby, jak i panujący w jej wnętrzu chaos. Towarzyszą mu wykonane techniką livedrawingu na ekranie komputera, wyświetlane na scenie wciąż "nadpisujące się" na siebie powtórzenia słowa parallel - równoległość. Artystka znika i za chwilę pojawia się na scenie w sukience. Czy teraz jest "bardziej" kobietą, czy jest "bardziej" kobieca? A przecież równolegle jest i jednym, i drugim wcieleniem kobiecości. Magda Jędra podjęła ważny temat odrębności i tożsamości płci, a także, w moim rozumieniu, wszechobecnego komunikacyjnego chaosu i intertekstualności, powodującej, że zamiast tworzyć, jedynie powtarzamy i multiplikujemy już istniejące treści. Uważam jednak, że potraktowała te tematy zbyt delikatnie, za mało odważnie, żeby utrzymać napięcie i uwagę widza. Nie jest też dla mnie czytelny jej styl, jakim komunikuje się poprzez ciało. Paradoksalnie spektakl jako całość spodobał mi się dzięki ostatniej scenie, w której tancerka przez dłuższy czas stoi nieruchomo w kwadracie światła.
W ramach Gdańskiego Festiwalu Tańca zobaczyć będzie można jeszcze dwa spektakle, prezentowane w ramach projektu Poza granice - Wyszechrad: w sobotę o godz. 19 "I\'m doing fine, please don\'t call" z choreografią Klari Pataky oraz niedzielę niezwykły spektakl "Gaspard de la nuit" Katy Juhasz. Po spektaklach odbędą się imprezy DJ\'skie w Klubie.