345 lat po Molierze

"Skąpiec" - reż. Ewelina Marciniak - Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

To nie jest profanacja klasyki. Michał Buszewicz przepisał dramat na nowo. Jego "Skąpiec" jest bardzo współczesny. Z Moliera pozostał tylko tytuł, imiona postaci i zarys intrygi. Świat bohaterów Buszewicza jest straszniejszy, niż bohaterów Moliera. Młodzi nie kochają się, ale uprawiają seks. Nie gospodarują racjonalnie środkami, ale grają na giełdzie. Nie szanują ojca, za nic mają relacje rodzinne. Dla dzieci ich protoplasta wart jest tyle, ile jego majątek.

Najbardziej pozytywną postacią jest tu Harpagon. Stara się okiełznać rozpasanych potomków, nauczyć ich oszczędności, zapewnić im dostatnią przyszłość. Ale stawia warunki. Dla nich trudne do przyjęcia. Dzieci nie chcą rezygnować z zabawy, doraźnych przyjemności. Córkę chce Harpagon wydać za starca, synowi zabrać kochankę. W końcu jednak tego nie czyni. Choć prawdziwie zakochał się w Mariannie, rezygnuje z tego związku.

Wszyscy myślą tu tylko o sprawach materialnych. Marianna np. by wyjść z nędzy gotowa jest oddać się staremu człowiekowi, do którego czuje fizyczną odrazę. Ale najbardziej zachłanną, chciwą i zdemoralizowaną okazuje się swatka Frozyna. Za pieniądze zrobi wszystko. Bez pieniędzy nic. Zdolna jest sprzedać nie tylko innych, ale i siebie. Kreująca ją Małgorzata Witkowska nie oszczędza bohaterki. Wszelkimi dostępnymi środkami wzbudza do niej niechęć widzów.

Przedstawienie grane jest na dużej scenie, gdzie usytuowano również widownię. Publiczność siedzi na długich, bardzo niestety niewygodnych podestach, naprzeciwko siebie. Aktorzy grają w wąskiej przestrzeni pośrodku. Ułatwia im to interakcję z publicznością. Dla spektatorów jest to nieco mniej komfortowe, bo nie zawsze dobrze widać, a często źle słychać. Warunki, jak na teatr, nieco polowe. Ale za to można dotknąć pięknie umięśnionego ciała Walerego czy seksownej Marianny. Wszystko ma swoją cenę, więc nikt się nie skarży. Zresztą to spektakl bardzo ciekawy plastycznie.

Kompozycja sceny symbolizuje również międzypokoleniową przepaść między ojcem a dziećmi. Część przestrzeni, należąca do Harpagona, to stylowy fotel i kanapa, część przynależna dzieciom - to rozbałaganione legowiska na podłodze. Katarzyna Borkowska rewelacyjnie zakomponowała również w tym spektaklu światło. Np. w momentach gęstych od erotycznych fantazji bohaterów scena spowita jest ciepłym, przytłumionym złotem, co przydaje klimatu intymności i podnosi temperaturę odbioru... Kiedy dochodzi do zdarzeń drastycznych, pełnych okrucieństwa, światło staje się przeraźliwie jasne, ostre niczym siekiera odcinająca dłoń Harpagona.

Kostiumy z wyjątkiem Harpagona i Anzelma są skąpe, choć wymyślne. Do czasów Moliera nawiązują tylko od czasu do czasu przywdziewane białe peruczki. Na ogół bardzo rozczochrane. Zresztą wszystko jest tu nieuładzone, a nawet niechlujne. Tak jak wnętrza młodych bohaterów. Wyłącznie Harpagon jest w garniturze. Bo on jeden ma tu jakieś zasady. Tylko w scenie przygotowań do ślubu z Marianną, młodzi udziwniają jego strój i fryzurę, aby go nieco unowocześnić, odmłodzić. W efekcie czynią go żałosnym. Adekwatnie do sytuacji. Mirosław Guzowski wspaniale mimiką i bezwolnymi ruchami gra bezradność i zagubienie.

Spektakl obfituje w mnóstwo reżyserskich pomysłów. Gęstość równoległych działań na scenie, i poza tekstem, daje aktorom szanse tworzenia ciekawych kreacji. Niemalże nieograniczone możliwości przekazywania własnych przemyśleń na temat poruszanych problemów. Intensyfikuje także wrażenia widzów.

Aktorzy grają bardzo energetycznie. Tworzą całą plejadę oryginalnych postaci. Eliza Julii Wyszyńskiej to wspaniały konglomerat dziewczęcego wdzięku i wyuzdanej, wręcz zwierzęcej seksualności. Seksem zniewala też Piotr Stramowski jako Walery. Marianna Joanny Drozdy łączy w sobie cechy prymitywnej, prostej dziewczyny z wyrachowaniem początkującej kurtyzany. Bardzo dobrze zmanierowanego współczesnego chłopaka, w postaci Kleanta, nonszalanckimi ruchami ciała pokazuje Maciej Pesta. Ciekawie portret przedstawiciela współczesnych wyrobników, harujących na pomnażanie majątków kapitalistów, kreśli w roli Strzałki Marcin Zawodziński. Beznamiętnym pedałowaniem i kamiennym wyrazem twarzy podkreśla brak kreatywności swego bohatera.

Myślę, że przedstawienie będzie cieszyć się dużym powodzeniem. Pod warunkiem, że nie zostanie przez polonistów potraktowane jako bryk do lektury. Bo Molier to na pewno nie jest!

Anita Nowak
Teatr dla Was
6 grudnia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia