3M - miasto, morderstwo, mężczyźni

"Korzeniec" - reż. Remigiusz Brzyk - Teatr Zagłębia w Sosnowcu

W ostatnich latach zaobserwować możemy wzrost zainteresowania śląskością - Górnoślązacy na nowo odkrywają swoją tożsamość w wielu aspektach, stąd też popularność memów internetowych pisanych gwarą, koszulek promujących najciekawsze miejsca regionu, wysyp publikacji naukowych z zakresu socjologii i etnologii, podejmujących tematy śląskoznawcze. Trendy te znajdują swoje odbicie w teatrze - kilka lat temu katowicki Teatr Korez wystawił po raz pierwszy "Cholonka", w tym sezonie premierę w Teatrze Śląskim miała "Piąta strona świata" w reż. Talarczyka na podstawie powieści Kutza. Trochę na uboczu tej mody na regionalność stoi Zagłębie - nie jest to przecież Górny Śląsk, ale bliskie stosunki obu tych regionów są niezaprzeczalne, a decyzje gospodarcze sprawiły, że zagłębie wchodzi w skład konurbacji górnośląskiej, stąd Sosnowiec bywa błędnie utożsamiany z Górnym Śląskiem. O tym jednak, że miasto to ma bogatą historię i silną tożsamość, że nie musi pozostawać w cieniu śląskości, przekonuje spektakl Teatru Zagłębia w Sosnowcu, "Korzeniec", w reżyserii Remigiusza Brzyka

Sama historia mogłaby uchodzić za banalną - oto Alojzy Korzeniec, właściciel zakładu kafelkarskiego, wiedzie dość przeciętny żywot w Sosnowicach. Jest rok 1913, Sosnowice ciągle leżą w Rosji, tuż obok granicy z Austro-Węgrami i Niemcami. Z ubogiego rejonu, brudnego, szarego, nieprzyjemnego, wyjeżdżają tysiące ludzi, by szukać szczęścia w Ameryce. Korzeniec jest zwykłym mieszkańcem miasta, zdradza wprawdzie żonę ze służącą, nastoletnią Żydówką, ale znacząco od normy nie odstaje. Korzeniec jednak ginie - jego ciało bez głowy zostaje znalezione na torach kolejowych. Zagadkę jego śmierci próbuje wyjaśnić redaktor miejscowej gazety, ale nim odkryje prawdę, spotyka na swej drodze wiele osób, mniej lub bardziej podejrzanych, z których każda nosi w sobie mikrohistorię.

Bohaterem spektaklu jest jednak miasto uwikłane w historię - bohaterowie nie dywagują na tematy tożsamościowo-mentalnościowe, ale starają się funkcjonować w rozdarciu między trzema krajami i kilkoma nacjami - na scenie oglądamy także obywateli żydowskich, niemieckich, rosyjskich, polskich, nawet japońskich i fińskich. Część historii oparta jest na faktach, część z nich na pewno zmyślona, wątki wydobyte z powieści Białasa tworzą spójną historię pewnej śmierci i pewnego dziennikarskiego śledztwa, ale i zarazem pejzaż miasta. Widzowie oglądają przejście graniczne, aptekę, redakcję gazety, okolice dworca, spotykają na swej drodze kupców, cyganerię artystyczną, rzezimieszków i celników. Z ich doświadczeń, przeżyć, wspomnień wyłania się obraz Sosnowca.

Nie jest to jednak obraz archaiczny, odnoszący się wyłącznie do historii sprzed wieku, choć jednym z istotniejszych elementów scenografii są płachty ze starymi zdjęciami miasta. Kiedy ze sceny padają ironiczne słowa o tym, że Sosnowiec to miasto trujące, pojawia się myśl, że pasować by mogły i do współczesnego Sosnowca. Kiedy lekarka opowiada, że nie lubi jeździć do teatrów na Śląsku, a Górnoślązaczki mają wąsy i okropne brwi, pobrzmiewa cichutkie echo animozji na linii zagłębiowsko-górnośląskiej. Są to teksty bez wątpienia zabawne, jednak oglądałam spektakl wśród toruńskiej publiczności i miałam wrażenie, że te niuanse są nieczytelne dla kogoś, kto przedstawianego miasta po prostu nie zna - o tym, że jest to problem, przekonały mnie rozmowy we foyer, podczas których wiele osób utożsamiało Górny Śląsk z Zagłębiem. Mapki rozdawane przed spektaklem różnicy tej, niestety, nie wyjaśniały.

Na aluzjach do obecnego stanu rzeczy nie kończy się współczesność spektaklu. Manifestacja ludzi domagających się wyjaśnienia zagadkowej śmierci Korzeńca zaskakująco przypomina współczesne nam pikiety. Lewicowa ideologia, reprezentowana przez młodych artystów, konfrontuje się z medialnym spektaklem nakręcanym przez redaktora Monsiorskiego (w tej roli bardzo dobry Grzegorz Kwas). Festyn organizowany przez firmę Weichmanna, prowadzony przez jego prawą rękę Samuela Lubelskiego (równie dobry Piotr Bułka) przypomina telewizyjne show, mecz sosnowiczan i mysłowiczan również przynosi skojarzenia z rokiem 2013, nie 1913. Pewne motywy patriotyczne, uwidaczniające się w finale spektaklu, stanowią zarazem komentarz do polskiego stosunku do historii i polskości w ogóle. W ten sposób panorama Sosnowca okazuje się być panoramą społeczeństwa jako takiego, z jego ciemniejszymi i jaśniejszymi stronami.

W tej słodko-gorzkiej przeplatance z historią kryminalną w tle uwagę zwracają cztery monologi kobiet - fińskiej bony Emmy, pracującej u najbogatszej rodziny w mieście, Jadwigi Korzeńcowej i jej matki, hodującej świnie wdowy oraz Esterki - służącej Korzeńców, wykorzystanej przez gospodarza, a potem w tragicznych okolicznościach emigrującej. Kobiety stają się ofiarami miasta - nie czują się tak dobrze, jak panowie, nie są w stanie krzyknąć: "Kocham cię, Sosnowcze!". Każda z nich kryje w sobie mroczną tajemnicę, która wpływa na ich psychikę i tylko na moment pozwalają sobie na upust złości. Monolog o lalkach, który wygłasza Antonina, matka Jadwigi (rewelacyjna Agnieszka Bieńkowska) jest piękną metaforą czterech kultur, które ścierają się z sobą w miejskim organizmie. Te cztery monologi, gorzkie intermedia i zarazem ponure manifesty kobiecości, wszczepione w historię kryminalną, pozornie tworzą dysonans. W istocie dopełniają obraz miasta jako siły zewnętrznej, determinującej jestestwa i wybory. Mężczyźni być może mniej mówią o swoich decyzjach, ich poczynania zdecydowanie determinują kontakty i układy - układy, które doprowadzą do morderstwa, które złamią życie wielu młodym kobietom. Mężczyźni są w "Korzeńcu" siłą sprawczą - znakomite kreacje aktorskie pozwalają nam na przekonanie, że obcujemy z mafią, a przynajmniej sitwą, która potrafi uczynić rzecz znacznie groźniejszą niż zdrada małżeńska. Te ponure wątki nie są jednak wyeksponowane tak bardzo, by zdominowały obraz panoramiczny, a zarazem egalitarny. Jest tu i miejsce na politykę, i na ckliwe wspomnienia, i na rodzinne rozstania, i na marzenia. Jak w życiu.

Całości dopełnia znakomita gra aktorska - monolog Wojciecha Leśniaka w roli kolejarza jest zdecydowanie najlepszym momentem, ale właściwie każda kreacja zasługuje na pochwałę, zwłaszcza, że każdy aktor wcielił się w przynajmniej dwie postaci. "Korzeniec" to spektakl perfekcyjnie dopracowany, utrzymujący uwagę widza od pierwszej do ostatniej minuty, nie tylko ze względu na intrygę.

Sosnowieckiemu teatrowi udała się rzecz niby zwykła, ale w istocie szalenie trudna - udało się stworzyć przedstawienie, którego bohaterem będzie miasto, do tego rozszczepić tę narrację na kilka pojedynczych historii, zachować ducha terenu, o którym mówią postaci i jeszcze sprawić, by było to dzieło spójne i interesujące. I za to należą się wszystkim twórcom owacje na stojąco.

Ewelina Szczepanik
Teatr dla Was
4 czerwca 2013

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia