60 lat temu zmarł Konstanty Ildefons Gałczyński
Wspomnienie o artyścieKira Gałczyńska wspomina rozmowy z ojcem na temat genealogii rodzinnej: "Każdy pierworodny syn z naszego rodu miał na imię Konstanty i był kolejarzem - opowiadał ojciec. A co było przed wynalezieniem kolei? - pytałam. Wtedy oczywiście pracowali w trakcji dyliżansowej - odpowiadał. A jak nie było dyliżansów? Wtedy chodzili po polach w białych szatach i grali na okarynach - zapewniał".
Przyszły autor "Teatrzyku Zielona Gęś" urodził się 23 stycznia 1905 roku w rodzinie warszawskich kolejarzy. Gałczyński studiował na Uniwersytecie Warszawskim filologię angielską i klasyczną. Współpracował w tym czasie z tygodnikiem "Cyrulik Warszawski". Za debiut uznaje się jego powieść poetycką "Porfirion Osiełek".
Atmosferę młodości Gałczyńskiego oddaje Zbigniew Uniłowski w powieści "Wspólny pokój", w której Gałczyński uwieczniony został w postaci Klimka Paczyńskiego, który mówi do młodych i biednych kolegów po piórze: "Nie mamy idei, nie mamy czego się trzymać. Każde młode pokolenie literackie dawało coś nowego, my, niby ci najmłodsi, nie mamy nic, nie przedstawiamy sobą nic".
Grupa młodych pisarzy, zazdroszczących nieco sławy Skamandrytom, założyła w 1927 roku grupę poetycką "Kwadryga", do której należał także Gałczyński. Na studiach obijał się, aż wreszcie został powołany do wojska, gdzie zasłynął jako symulant i obibok, choć też dzięki poczuciu humoru wiele mu uchodziło na sucho. Zaczął służbę w podchorążówce, ale po sześciu tygodniach został z niej karnie usunięty. Jako zwykły szeregowiec trafił do jednostki wojskowej w Berezie Kartuskiej.
W Warszawie Kocio, jak nazywali przyjaciele Konstantego Ildefonsa, szybko zapracował sobie na miano legendy cyganerii. Opowiadano, że po pijaku jeździł po mieście ślubną karetą zaprzężoną w cztery konie, że zapukał do obcych ludzi i zdołał ich przekonać, żeby go przenocowali, że przechadzał się po mieście w wieńcu laurowym, czarnej pelerynie i niebieskich okularach. Jednak wiosną 1929 roku Gałczyński ku zdziwieniu przyjaciół spoważniał i zaczął wymigiwać się od libacji. Jak się okazało, powodem abstynencji była miłość.
1 czerwca 1930 roku w cerkwi na Pradze odbył się ślub Gałczyńskiego z "Natalią, księżniczką Awałową". Państwo młodzi zrezygnowali z przyjęcia i udali się po ślubie do wesołego miasteczka. Zachowało się wiele listów poety do "Srebrnej Natalii", której poświęcił wiele wierszy. Nazywał ją w nich dziesiątkami imion - była Natusią, Pawlikiem, Bociankiem, Natą, Ptaszkiem. Adresatka pieczołowicie je przechowywała, w przeciwieństwie do autora, który do wszystkich swoich rękopisów miał stosunek mało troskliwy - darł je i wyrzucał. Natalia wydobywała je z kosza na śmieci, kleiła i prasowała, a poeta patrzył na te zabiegi z pobłażliwym uśmiechem - wspomina ich córka Kira Gałczyńska.
Przez kilka lat młode małżeństwo biedowało. Gałczyński nie miał stałego zajęcia. Na polskiej scenie literackiej i politycznej dominował "Skamander" i "Wiadomości Literackie", a prowadzący je Mieczysław Grydzewski nie chciał drukować Gałczyńskiego, nie poznał się na jego poezji. W 1935 roku Stanisław Piasecki założył tygodnik "Prosto z mostu" z założenia mającego skupiać twórców, którzy z różnych względów nie należeli do koterii "WL". Na początku "Prosto z mostu" nie było zorientowane politycznie, przez pewien czas współpracował z nim nawet Gombrowicz, jednak szybko okazało się, że pismo dryfuje w stronę orientacji prawicowej, narodowej. Piasecki, który lansował wizję "katolickiego państwa narodu polskiego" postrzegał Gałczyńskiego jako gwiazdę swojego pisma, doprowadził do druku jego pierwszego tomiku wierszy ("Utwory poetyckie" 1937), przyznał mu redakcyjną nagrodę.
- Gałczyński wyczuwał, że aby tam się utrzymać w "Prosto z mostu", być gwiazdą tego pisma, konieczne są pewne deklaracje ideologiczne. Za promocje zapłacił napisaniem kilku nieładnych tekstów - uważa Anna Arno, autorka niedawno wydanej biografii Gałczyńskiego "Niebezpieczny poeta". W 1936 roku poeta opublikował "List do przyjaciół Prosto z mostu", w którym pisze o swojej pogardzie dla "wyszachrowanej po gudłajsku sławy", atakuje "sutenerów poezji", którzy "zepchnęli ją w cień swojej synagogi". O środowisku "Wiadomości literackich" pisze: "poezja wasza to były tylko słowa i talmudyczny, kabalistyczny kult słowa, straszącej izraelickiej abstrakcji". - "List do przyjaciół..." powstał chyba na fali żalu wobec środowiska "Wiadomości Literackich", które się na nim nie poznało, ale widać w tym tekście także zwykły koniunkturalizm wobec Piaseckiego - uważa Arno.
W kampanii 1939 roku Gałczyński brał udział jako żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza na granicy wschodniej. 17 września dostał się do niewoli sowieckiej i trafił do obozu w Kozielsku. Fakt, że podczas służby wojskowej w latach 20. usunięto go karnie z podchorążówki, ocalił mu teraz życie. Sowieci zatrzymali w obozach polskich oficerów, którzy potem zostali rozstrzelani m.in. w Katyniu, a szeregowcy - m.in. Gałczyński - zostali przekazani Niemcom. Tak poeta trafił do niemieckiego obozu przejściowego, stalagu w Altengrabow. Czas wojny spędził w niewoli pracując m.in. w fabryce amunicji, odlewni żelaza.
Po wyzwoleniu kilkuletnia rozłąka z Natalią podczas niewoli, pchnęła go w ramiona innych kobiet. Gałczyński miał jednocześnie trzy romanse, z każdą z tych kobiet chciał się żenić. Niemal jednocześnie oświadczał się uwolnionej z Oświęcimia Lucynie Wolanowskiej, która urodziła mu syna, młodej poetce Marucie i Neli Micińskiej. Był wtedy ciągle żonaty z Natalią, do której ostatecznie wrócił. W marcu 1946 r. Gałczyńscy zamieszkali w Krakowie w słynnym Domu Literatów na Krupniczej. Poeta rozpoczął współpracę z "Przekrojem", odnowił kontakt ze "Szpilkami", publikował też w "Tygodniku Powszechnym" i w warszawskim "Odrodzeniu". W "Przekroju" ukazywały się "Listy z fiołkiem" oraz purnonsensowe "Zielone Gęsi".
Zaraz po wojnie Gałczyński cieszył się niesamowitą popularnością, jaką dziś może zdobyć chyba tylko gwiazda estrady. Próbował pisać zgodnie z socrealistycznymi dyrektywami, wychwalał nową rzeczywistość jak umiał, ale nie sprostał oczekiwaniom nowych władz. W czerwcu 1950 r. na zjeździe literatów Adam Ważyk w programowym referacie poddał jego twórczość druzgoczącej krytyce. Wzywał Gałczyńskiego, aby "ukręcił łeb temu rozwydrzonemu kanarkowi, który się zalągł w jego wierszach". Gałczyński skomentował atak Ważyka wypowiedzią w kuluarach: "Cóż, kanarkowi łeb można ukręcić, ale wtedy wszyscy zobaczą klatkę. Co zrobić z klatką, koledzy?". Ostatecznie poetę zmuszono do samokrytyki, co bardzo ciężko przeżył. Na fali przystosowywania się do poetyki socjalistycznej napisał m.in. "Poemat dla zdrajcy" o Czesławie Miłoszu, który w lutym 1951 roku wystąpił o azyl do władz francuskich.
W ostatnich latach życia poety powstał tomik "Wit Stwosz" inspirowany ołtarzem Mariackim. Gałczyńscy często odwiedzali mazurską leśniczówkę Pranie, gdzie powstały "Kroniki olsztyńskie". Z Nieborowem, gdzie poeta także często bywał, związany jest z kolei poemat "Niobe".
6 grudnia 1953 roku Gałczyński miał zawał, którego nie przeżył. Grób poety znajduje się na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.