666 dzień protestu
"Rewolucja, której nie było" - reż. Justyna Sobczyk - Teatr 21 przy Zespole Społecznych Szkół Specjalnych Dać Szansę w Warszawie- Oj, matki-Polki, nie tego od was chcemy, nie tego od was oczekujemy i nie za to wam płacimy - mówi potępiając protestujące matki osób niepełnosprawnych jeden z aktorów w spektaklu "Rewolucja, której nie było". Jako głos reprezentuje tylko polską władzę obojętną na los osób niepełnosprawnych i ich rodzin czy również samych Polaków?
Jestem wielkim fanem kina fińskiego, bo jest pełne humoru i wrażliwości, a przy tym o wiele lepsze od polskiej, niestety dość tradycyjnie depresyjnej kinematografii. Ostatnio nadrabiałem więc nowości z Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Helsinkach Love&Anarchy, na którym premierę miał dokument "Wheels of Freedom". Główny bohater to Ville - niepełnosprawny poruszający się na wózku, który wyrusza na nim w podróż do Lizbony: ma do pokonania 4000 km swoim niewielkim pojazdem, przy wsparciu osobistej asystentki. Ville wyjaśnia, że jest ciekaw, jak zareagują na niego ludzie mijani po drodze, bo nie liczy się tak naprawdę cel, a sama podróż. Gdy zauważam, że część trasy przebiega przez Polskę, wypuszczam z płuc powietrze. Ville nie jest jakimś ugrzecznionym niepełnosprawnym, ma punkowy styl, stąd wygolona głowa z lekkim irokezem i kilka kolczyków w twarzy. Jak tak niepokorną osobę przyjmie, choćby w przelocie, nasz zakompleksiony kraj, w którym ludzie tak bardzo lubią patrzeć i oceniać innych po wyglądzie?
Wspominam o tym, bo jeśli porównamy sytuację osób niepełnosprawnych choćby w krajach nordyckich i w Polsce, to z jednej strony będziemy mówili o ludziach, którzy walczą o realizację swoich marzeń, a z drugiej o osobach, którym odmawia się nawet miejsca w przestrzeni publicznej (bądź: przestrzeń publiczna jest tak zorganizowana, że nie jest im łatwo korzystać nawet z komunikacji... publicznej). Przyznam też, że właśnie dlatego oglądam filmy z Północy - bo wśród bohaterów jest miejsce dla osób niepełnosprawnych, przez co te historie są tak po ludzku i banalnie inkluzywne, nie wykluczają pewnych tematów. Dlatego tak bardzo frustrujące jest to, że w Polsce stosuje się podziały na osoby stanowiące "normę" i resztę, od tej "normy" odstającą - i nie mam tu na myśli tylko niepełnosprawnych, ale i każdego odbiegającego swoim wyglądem i zachowaniem od dopuszczalnego, wąskiego przedziału akceptowalności.
"Jestem zła, naprawdę zła"
W "Rewolucji, której nie było" występują aktorki i aktorzy, z których część ma zespół Downa. Twórczo przetwarzają losy protestu osób niepełnosprawnych i ich rodziców w Sejmie RP z ubiegłego roku. Tamten protest charakteryzowało przerażenie władz, które starały się protestujących odciąć od świata, strerroryzować i odebrać im człowieczeństwo, poniżając ich za pomocążelaznej, agresywnej ręki Straży Marszałkowskiej.
Przesłonięcie, oddzielenie, zamknięcie i zgnębienie, ponowne zamknięcie w czterech ścianach - realizowane z iście nieludzką konsekwencją- miast niepełnosprawnych złamać, jedynie zmusiły ich do zawieszenia, a nie zakończenia protestu. Pozbawiona empatii postawa władzy stała się też podstawą energii spektaklu, przesyconego imperatywem wyrażenia sprzeciwu wobec degradującej i pogardliwej narracji wobec strajkujących reprezentowanej przez władze, głębokim gniewem na ludzką podłość.
Czas pogardy
Nie otrzymujemy prostej rekonstrukcji wydarzeń z ubiegłego roku, która przyniosłaby w efekcie naiwne przedstawienie zaangażowane. Nawet słowa polityków wypowiadane przez aktorki i aktorów z szyderczym uśmiechem brzmią w spektaklu tak, jakby ich autorami nie byli politycy współczesnego europejskiego kraju, a grupa magnatów z przeszłości, wypowiadająca się o pogardzanych przez nich niższych warstwach społeczeństwa. Wielkopańska, groteskowa pogarda, jedno z typowo polskich zjawisk, zostaje obśmiana i zwrócona z powrotem małym ludziom ją okazującym. Zarazem ta pogarda jest na tyle uniwersalnym zjawiskiem w naszym kraju, że ci widzowie, którzy stali się jej ofiarami, mogą zidentyfikować się z bohaterami przedstawienia, wspólnie ją przetworzyć, wyzwolić się od niej i od poczucia zgnębienia, bycia gorszym.
Od dokumentalności i zbiorowości do podmiotowości
Element dokumentalny i perswazyjny, choć początkowo zdaje się dominować, wraz z upływem czasu ustępuje scenom coraz mniej związanym z rekonstrukcją przeszłości, a wkraczającym w chwilę obecną i przyszłość - do 666 dnia protestu. - Ten protest będzie trwał tak długo, dopóki społeczeństwo zobaczy w nas dorosłych ludzi - mówi jedna z aktorek, dając upust swemu oburzeniu na to, że osoby z zespołem Downa nie są traktowane podmiotowo, a przedmiotowo, choćby jako obiekty obrzydliwych żartów.
Druga część spektaklu dotyczy właśnie poszukiwań tej podmiotowości. Artystki i artyści podejmują też temat swojej seksualności i niezgody na bycie traktowanymi jak wieczne, niewinne i naiwne dzieci. Prezentują swoje wiersze, opowiadają o przeżyciach które mają jako dojrzałe osoby dorosłe - i te przeżycia są też tak naprawdę uniwersalne. Publiczność otrzymuje czas potrzebny na to, by lepiej poznać każdą z aktorek i aktorów z zespołem Downa i nie traktować ich jako grupę, a raczej zbiór indywidualnych osób, których poza cierpieniem na tę samą chorobę genetyczną tak naprawdę bardzo wiele dzieli.
Minimalistyczna scenografia jest w spektaklu bardzo funkcjonalna - uwagę zwraca zwłaszcza wielka kotara sygnalizująca odgrodzenie pomieszczeń Sejmowych czy scena Downtown, na której aktorki i aktorzy odgrywają emocjonalne sceny w drugiej części przedstawienia.
Zwiastun zmian
Justyna Sobczyk wraz z artystkami i artystami z Teatru 21 odwraca w "Rewolucji, której nie było" sytuację niewidzialności osób niepełnosprawnych przypominając nam, że protest może i nie przyniósł spełnienia postulatów, ale wprowadził niepełnosprawnych i ich rodziny do debaty medialnej z nieoczekiwaną siłą. Ci ludzie stali się prawdziwymi bohaterami, a listy pisane do protestujących, które odczytują w trakcie spektaklu wybierając je ze sporej skrzynki uzmysławiają, że wcale nie jest tak, iż Polacy gardzą osobami niepełnosprawnymi tak jak polskie władze. Głos polityków nie równa się w tym przypadku głosom obywateli. Listy są zwiastunem nadchodzących zmian, które w przyszłości przełożyć się muszą na rozwiązania systemowe.
Spektakl dotyczy więc również postrzegania osób niepełnosprawnych w Polsce. Przedstawienia z udziałem osób wykluczonych z przestrzeni publicznej mają na celu nie tyle wywołać do nich współczucie czy litość, co empatię, pozwalającą też lepiej ich zrozumieć i przestać traktować w bezosobowy sposób. W tym spektaklu bez wątpienia udało się tego dokonać.