"Prawda nas wyzwoli, ale powoli..."

czytanie dramatu "Żelazna kurtyna" - Teatr Śląski w Katowicach

Październikowe czytanie dramatu Tadeusza Róźewicza "Wyszedł z domu" nie było pierwszą tego typu inicjatywą w Teatrze Śląskim. Do tej pory na stronie katowickiej sceny można znaleźć zdjęcia z czytań "Komunii" Beaty Dzianowicz (z udziałem Aliny Chechelskiej, Violetty Smolińskiej, Doroty Chanieckiej i Czesława Stopki) i "Komu serce dasz" Marty Fox (wystąpili Violetta Smolińska, Monika Buchowiec i Marek Rachoń). Poniedziałkowy wieczór, w trakcie którego widzowie mogli również spotkać się z autorką "Żelaznej kurtyny" Małgorzatą Sikorską-Miszczuk, potwierdził, że ta formuła jest potrzebna

Gdy na Scenie Kameralnej zgłasły światła, z głośników buchnęła pieśń masowa. Tego typu ilustracja muzyczna od razu określa czas i miejsce akcji – komunistyczna Polska. Do Warszawy przylatuje Steven Spielberg, by spotkać się ze scenarzystką Anną. Reżyser ma pomysł na nowy film: opowieść o tym, co by było, gdyby Hitler wygrał wojnę, a następnie podbił Amerykę i cały świat. Kobieta jednak odmawia: obecnie współpracuje z niezbyt jeszcze znanym polskim filmowcem. Twórca ten ma pewną ciekawą teorię: jego zdaniem Polacy, którzy porywali samoloty, by lądować na lotnisku Tempelhof, nie robili tego w poszukiwaniu lepszego życia, lecz by nieść polską kulturę odciętym od nas „żelazną kurtyną” Niemcom. Anna ma napisać na ten temat scenariusz. Podobnie, jak w przypadku sytuacji wyjściowej, kolejne sceny i coraz bardziej groteskowe dialogi, należą raczej do sfery snu niż rzeczywistości - Niemcy sądzą, że w Polsce mówi się po rosyjsku i kręcą film o Polakach-bobrach, budujących dekorowane kolorowymi szkiełkami żeremia, a obgryzający drzewo polski Minister Kultury dochodzi do wniosku, że bobrami byli m.in. Gombrowicz, Miłosz, Szymborska i Herbert, ponieważ w swojej twórczości „wracali do korzeni”.

Barbara Lubos jako Anna tworzy postać, która już teraz z powodzeniem mogłaby pojawić się na scenie. Sporo wyraża za pomocą mimiki, posiada kontakt wzrokowy z partnerami i bardzo dba o prawidłową intonację. Zapamiętuje się jej zabawny monolog o biegnącej za pociskiem po pokładzie samolotu Irenie Szewińskiej, ale też – utrzymaną w zupełnie innym tonie - opowieść o tym, co spotkało jej bohaterkę, gdy była małą dziewczynką. Annę w dzieciństwie gra gościnnie Katarzyna Kowalczuk, a pedofila – Pana, Który Zapisuje Na Basen – Andrzej Warcaba. O ile w innych momentach publiczność się śmiała, o tyle w tej scenie była cisza. Chyba nigdy wcześniej w teatrze nie widziałem i nie słyszałem czegoś tak mocnego – dwójka aktorów przeczytała drastyczny tekst w sposób wstrząsający. Andrzej Warcaba zagrał postać zupełnie odmienną od swojego dotychczasowego emploi, a obserwując Katarzynę Kowalczuk, miałem wrażenie, że obcuję z naturszczykiem. Prawdopodobieństwo, że młoda aktorka wkrótce zasili zespół Teatru Śląskiego, jest moim zdaniem spore. Wiesław Sławik jako Spielberg gra gwiazdę, która posiada prywatny samolot i nie przywykła do tego, że ktoś jej odmawia, ale ogólnie postać ta wydaje mi się zbyt stereotypowa – to mógłby być każdy filmowiec. Grzegorz Przybył powinien być częściej obsadzany w rolach komediowych. Trudno się nie roześmiać, gdy w długim monologu Reżysera jednym tchem wymienia nazwiska zasłużonych dla polskiej kultury kobiet, które mogłyby porywać samoloty LOT-u: Krystyna Janda, Agnieszka Holland, Irena Szewińska, Barbara Labuda, Hanna Suchocka, Teresa Żylis-Gara, Agnieszka Duczmal, Hanna Gronkiewicz-Waltz, a nawet… Urszula Ledóchowska. Aktor gra bardzo ekspresyjnie, a gdy zdarzy mu się nieco zagubić w logice tekstu (objaśnienie terminu „żelazna kurtyna”), potrafi z tego znakomicie wybrnąć. Dariusz Chojnacki jako odkrywający białe korzenie Czarnuch świetnie poradził sobie z niełatwym tekstem, choć moim zdaniem rola nic by nie straciła, gdyby zawierała mniej wulgaryzmów. Zbigniew Wróbel jest wiarygodny jako Minister Kultury-pantoflarz, a parodiując styl przemawiania niejednego – nie tylko komunistycznego – polityka również wypada bardzo przekonywująco. Wiesław Kupczak w roli niemieckiego reżysera posiada całkiem niezły akcent, a Karina Grabowska, Bartłomiej Błaszczyński i Łukasz Guzy jako Marie, Hans i Walter są wprost rozkoszni. To właśnie z ust tej trójki młodych Niemców, jadących do Polski, by szerzyć wiedzę na temat miłości francuskiej i tego, gdzie znajduje się „punkt G”, pada wciąż aktualna diagnoza: ulubioną rozrywką Polaków jest obrzucanie się błotem, a jeśli ktoś chce wydostać się ze wspólnego bagna, wciągają go z powrotem. Grany przez Grzegorza Przybyła bohater stwierdza, że Powstanie Warszawskie było sukcesem, bo mamy ostatecznie piękne muzeum, które odwiedzają obcokrajowcy, w jego oczach pedofilski akt na klatce schodowej staje się metaforą losów Polski (nasz biedny kraj, nadziany na paluch Stalina), co jakiś czas słychać z offu Chór, mówiący „Prawda nas wyzwoli, ale powoli…”, a na zakończenie rozlega się „Polonez Ogińskiego”…

W trakcie spotkania Małgorzata Sikorska-Miszczuk opowiedziała co nieco na temat tego, jak pracuje (tekst sztuki nagrywa na dyktafon i później spisuje) i jakie są jej plany dramaturgiczne (obecnie pracuje nad sztuką o księdzu Popiełuszce, chciałaby napisać parafrazę „Jądra ciemności”, dotyczącą ludobójstwa w Ruandzie i na Bałkanach). Gdy przyszła pora na pytania, jedna z siedzących na widowni kobiet zastanawiała się, czy dla młodych ludzi termin „żelazna kurtyna” czy skrót POP są jeszcze zrozumiałe. Na koniec autorka zaprosiła widzów na legnicki spektakl „III Furie”, który zostanie pokazany w ramach tegorocznych „Interpretacji”.

„Żelazna kurtyna”, Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, reżyseria: Waldemar Patlewicz 

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
1 lutego 2012
Portrety
Witold Wirpsza

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...