"Sen burzy rzeczywistość dnia przeżytego"

"Ślub", Teatr im. Jaracza w Łodzi

Czasami jedyną ucieczką od okrutnej rzeczywistości, której nie jesteśmy w stanie zaakceptować, jest zapadanie w sen. Marzenia senne są niestety bardzo zdradliwe, pochłaniają naszą duszę i na czas ich trwania jesteśmy im całkowicie poddani. Projekcje naszego umysłu są często najskrytszymi pragnieniami. Śnione przez nas historie, niezwykle absurdalne, wykorzystują wszystkie zasoby naszej wyobraźni, stajemy się świadkami lub uczestnikami niedorzecznych rozmów i wydarzeń.

Sam Witold Gombrowicz podkreślał we wstępie do „Ślubu”, iż jest to sen Henryka (Marek Kałużyński). Reżyser Waldemar Zawodziński poddał małej przeróbce ten fakt. Scenografia, niezwykle sterylna, przywołuje na myślę salę szpitala psychiatrycznego. Nasze sylwetki odbijają się w lustrach zamieszczonych z trzech stron sceny. My, widzowie, też jesteśmy uczestnikami spektaklu. W świadomości Henryka, towarzyszymy mu cały czas i wnikliwe obserwujemy całą historię, przysłuchując się jego pytaniom, na które nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Jest to przecież jego wyobraźnia, w którą nie możemy ingerować. Przyglądamy się jak obłąkany Henryk tworzy wyimaginowany świat pełen surrealistycznych zdarzeń. 

Wystarczą jednoznaczne gesty i symbole, aby zauważyć, jak płynnie Henryk z syna staje się księciem, Katarzyna (Ewa Wichrowska) z Matki Królową, Ignacy (Andrzej Wichrowski) z Ojca Królem a Mania (Matylda Paszczenko) z Służącej Księżniczką. Doskonałą obsadę dopełniają Mariusz Witkowski jako Przyjaciel, Michał Staszczak jako Pijak i Kanclerz - Bogusława Pawelec. Scenografia ogranicza się jedynie do stołu (łóżko szpitalne, stół weselny czy ostatnia wieczerza?) i czterech krzeseł, a przestrzeń sceny wygląda jak szczelnie zamknięty pokój szpitala psychiatrycznego, za którego szklanymi ścianami widać innych chorych. Pacjenci są jednocześnie podwładnymi księcia Henryka, który doprowadził do pełnej deregulacji systemu państwa, pozbawionego wiary, a przede wszystkim Boga. Nagi biskup jest taki sam jak inni zniewoleni ludzie.  

Hipnotyzujące spojrzenie Marka Kałużyńskiego i jego kreacja sceniczna, są największym walorem całego „Ślubu”. Aktor nawiązuje z widownią kontakt wzrokowy, sprawiając, że każdy z widzów odnosi wrażenie, iż spektakl jest grany wyłącznie dla niego. Najskrytsze zakamarki wyobraźni Henryka stają się dostępne jedynie dla nas. Tak, jakbyśmy odkryli całą prawdę o drugim człowieku. Dzięki tak charyzmatycznej osobowości scenicznej, jaką jest Marek Kałużyński, współodczuwamy z Henrykiem, próbując mu pomóc i szukając odpowiedzi na zadawane przez niego pytania. Czujemy się współwinni tragedii - mimo, że jest to jedynie imaginacja, nikt z nas nie jest w stanie wybudzić Henryka i powiedzieć, że to tylko zły sen. 

Łódzka inscenizacja „Ślubu” w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego jest niezwykle przemyślanym przedstawieniem. Zderzenie z własną wyobraźnią, jej ogromem i bezgranicznością może przerazić.

Agata Siuta
Dziennik Teatralny Łódź
18 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...