99 twarzy języka
"Ćwiczenia stylistyczne" - reż. Maria Żynel - Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w WarszawieOuLiPo, czyli eksperymentalna grupa literacka powstała w Paryżu w latach 60. udowodniła, że językiem można się świetnie bawić. Jej założyciele: pisarz Raymond Queneau i matematyk François Le Lionnais, zrewolucjonizowali myślenie o lingwistyce, konstruując utwory literackie z wykorzystaniem kombinatoryki czy teorii gier.
Jednym z literackich dzieł powstałych w ten sposób są "Ćwiczenia stylistyczne" Raymonda Queneau. Ten zbiór sonetów na 99 różnych sposobów opisuje jedno błahe, pozbawione puenty czy głębszego przesłania zdarzenie: sprzeczkę w paryskim autobusie. Każdy z sonetów objaśnia epizod w inny sposób, na przykład "Lipogramatycznie bez samogłoski i", "Alfabetycznie (każdy wyraz zaczyna się od kolejnej litery alfabetu)" czy "Definicyjnie" (wykorzystując definicje ze słownika). Przeniesienia tego niesamowitego utworu na deski teatru podjęła się Maria Żynel, która wraz z aktorami Malabar Hotel stworzyła w Tearze Studio spektakl, który przez ponad półtorej godziny bawi się z widzem jedyną w swoim rodzaju grą słów.
Mała scena Teatru Studio - Modelatornia stanowi dość specyficzną przestrzeń. Sprawia wrażenie ciasnej, brak wyraźnego oddzielenia publiczności od aktorów daje poczucie współuczestnictwa w granym spektaklu. To klaustrofobiczne wnętrze wypełnia trzech aktorów: Marcin Bartnikowski, Marcin Bikowski i Łukasz Lewandowski. Dwoją się i troją, by w ciekawy i niesztampowy sposób przedstawić jedną, niezmiennie tę samą historię, a raczej historyjkę. Wykorzystują do tego całą gamę rekwizytów i scenicznych trików. Zaczynają od opowieści o zdarzeniu po francusku, by potem płynnie przejść w angielski, następnie włoski. Później jest już tylko ciekawiej. W pierwszej kolejności zadziwia pomysłowość autora tekstu na przeróżne warianty jednego epizodu. Inwencja autorów spektaklu w niczym jednak nie ustępuje Raymondowi Queneau. Szczególnie, gdy na język teatru przenoszone są te najbardziej abstrakcyjne pomysły francuskiego pisarza, jak na przykład przedstawienie zdarzenia za pomocą języka matematyki czy botaniki. Do tego wszystkiego aktorzy wykorzystują cały wachlarz rekwizytów: na scenie Teatru Studio reklamówka pełni rolę pancerza insekta, a zwykła drabina przeradza się w przyrząd do akrobacji. Oglądając te sceniczne wygibasy odczuwa się skrajne emocje: zaciekawienie przeradza się w fascynację i oczarowanie, momentami pojawia się rozbawienie, w końcu znużenie, a nawet zawód, że koniec sztuki nie jest bardziej spektakularny. Wszystkie te zabawy nie prowadzą bowiem do żadnego finału z przejmującym morałem. Ta wyszukana zabawa nie ma konkretnego celu czy głębokiego drugiego dna. Można oczywiście doszukiwać się w niej ukrytych sensów, jak na przykład pytania o skończoność sztuki i o wartość powtarzalności w sztuce, jednak dylematy te nie są podkreślone, tych pytań nie zadaje się tu wprost. W spektaklu pełno jest również najróżniejszych symboli i odniesień - zarówno do świata nauki, jak i popkultury czy sztuki wysokiej. Nie brakuje jednocześnie polskich kontekstów. Ich ogrom daje jednak wrażenie chaosu i nieuporządkowania. Jest to jednak zabieg celowy. Całość przedstawienia sprawia wrażenie jednej wielkiej parodii z przymusu pisania czy grania w określony sposób.
"Ćwiczenia stylistyczne" są nietypowym tekstem. Tym większe wyrazy uznania należą się twórcom spektaklu, którzy odważyli się ten i tak skomplikowany język przełożyć na jeszcze bardziej skomplikowany język teatru. Z pewnością nie jest to sztuka dla każdego - z "Ćwiczeń stylistycznych" najwięcej wyniosą ci, którym nieobcy jest zachwyt nad różnorodnością języka i środków scenicznego wyrazu, którzy są w stanie z przymrużeniem oka przyjrzeć się sposobom komunikacji i nie boją się eksperymentów.