A jednak zachwyca?

"Samuel Zborowski" - reż. Paweł Wodziński - Teatr Polski w Bydgoszczy

Nieprzypadkowo dwa tygodnie po premierze "Fausta" Paweł Wodziński zaprosił widzów na "Samuela Zborowskiego". Utwór Słowackiego, jak wiele innych dzieł polskich romantyków, bardzo szeroko inspirowany jest bowiem poematem Goethego. Inscenizacja to jakby fragment wyrwany z łańcucha nieskończoności. Dusze wędrujące swobodnie poprzez ciała, a także egzystujące poza nimi, od czasów egipskich po epokę Słowackiego, kiedy to Zborowski spotyka się z Zamoyskim na sądzie bożym trzysta lat po swym straceniu, dowodzą, że człowiek jest cząstką Absolutu.

Polifoniczna kompozycja, jakby strumień lirycznych wypowiedzi, które trudno czasem przypisać określonej postaci, sprawia, że nie sposób tu odróżnić ducha od człowieka, a nawet skonkretyzować cielesnego bohatera. Ojciec z pierwszego aktu później staje się Poloniusem. Faustowski Mefistofeles, u Słowackiego mianowany Lucyferem, bywa też Duchem, Bukarym, czy Adwokatem. Nieważne, kto kim jest, bo strzępy dusz wędrują w czasie i pomiędzy nim, zaglądają do ludzkich wnętrz, chwilami się w nie wcielają, potem znów wychylają zza ciał, mówiąc własnym głosem. Mniej liczy się fabuła i jakiś logiczny ciąg zdarzeń. Ważna jest filozofia. Spektakl mówi nam np., że nie ma jednej słusznej religii, każdy ma prawo do budowania własnej, jemu bliskiej i według niego prawdziwej. Stąd ocieramy się tu o różne epoki, różne kultury

Przestrzeń do grania wolna jest od jakichkolwiek znaków wizualnych. Szklany prostopadłościan, w którym, i wokół którego grają aktorzy, wewnątrz - kojarzy się z czasem realnym, tymczasową egzystencją cielesną. Na zewnątrz z wszech czasem, nieskończonością. Można jednak przemieszczać się między tymi przestrzeniami. Wychodzić z teraźniejszości i wracać, funkcjonować jako duch i nieduch. Wspiera ona filozoficzne przesłanie spektaklu. Ale to także wojna wypowiedziana wizualizacji współczesnego świata, w którym słowo wypierane jest przez obraz. Stąd gros symboli wizualnych, nawiązujących do wypowiadanych na scenie treści, wyprowadzono na usytuowane na trzech ścianach ekrany.

Klimatu odrealnienia przydaje też przedstawianemu światu elektroniczna muzyka dobiegająca z wielu głośników, z różnych stron. Jakby ogarnia ona widza, włączając w metafizyczną, zdawać by się mogło, nieskończoną właśnie, przestrzeń.

Znakomicie w tym przedstawieniu prezentują się aktorzy. Beata Bandurska jako Amfitryta, Sonia Roszczuk - Atessa, Maciej Pesta- Eolion. W tytułowej roli interesująco prezentuje się, m.in. dzięki znakomitym warunkom Roland Nowak. Rewelacyjnie wręcz kreuje tu całą gamę postaci - Lucyfera, Bukarego, Ducha i Adwokata - Grzegorz Artman. W każdej z nich jest inny, innej używa stylistyki, odmiennie moduluje głos, na różnorodnych gra rejestrach. Bywa liryczny, komiczny, ucieka się do groteski a nawet błazenady. Jego szerokie możliwości aktorskie najbardziej zauważalne są w zwłaszcza w scenie sądu ostatecznego, gdzie wypowiadając kilka bardzo długich monologów ani na chwilę nie traci uwagi widzów.

Idąc na spektakl warto na świeżo przypomnieć sobie niełatwy tekst utworu, aby potem, już w teatrze nie koncentrować uwagi na jego analizie, a skupiać ją raczej na samej interpretacji.

(Recenzja emitowana na antenie Polskiego Radia PiK w Śniadaniu z Muzami" 29 marca 2015)

Anita Nowak
Teatr dla Was
1 kwietnia 2015

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...