A jego wyjątkowość była - rzec można - wielopiętrowa
"Skrzypek na dachu" - Zbigniew Czeski - Teatr Muzyczny w LublinieSą takie spektakle, wobec których nie sposób nie użyć słowa: wyjątkowy. Takim właśnie spektaklem był sobotni "Skrzypek na dachu".
«A jego wyjątkowość była - rzec można - wielopiętrowa.
Po pierwsze - ta realizacja Teatru Muzycznego będzie w tym roku obchodzić 20-lecie premiery. A w dzisiejszych czasach tak długa, nieprzerwana obecność na scenie jest czymś zgoła niespotykanym. Po wtóre - sobotni spektakl był trzechsetną (!) prezentacją musicalu Jerry'ego Bocka, co jest liczbą naprawdę imponującą. W całej ponad 65-letniej historii lubelskiej sceny muzycznej tylko jedna realizacja - "Wiedeńska krew" z 1966 roku - była grana więcej razy, ale było to w zupełnie odmiennych warunkach; przy nieporównanie niż obecnie uboższej ofercie kulturalnej.
Trzecim wreszcie powodem wyjątkowości tego spektaklu był fakt, iż po raz pierwszy w historii w jednym spektaklu można było zobaczyć dwóch różnych Tewjech i dwie Gołdy. W pierwszym akcie wystąpili Marcin Żychowski i Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak, którzy te role grają obecnie na co dzień. Po przerwie zaś zastąpili ich Marian Josicz i Krystyna Szydłowska. Josicz grał Tewjego na premierze i przez wiele lat był jedynym odtwórcą tej roli, a jego fantastyczna kreacja zapisała się trwale w historii lubelskiego Teatru Muzycznego, a nawet przeszła do legendy. I w sobotnim spektaklu pokazał, że wciąż jest w formie wybornej. Jego rozmowa z Chawą (bardzo dobra Magdalena Rembielińska) była jedną z najbardziej wzruszających scen, jakie kiedykolwiek widziałem w teatrze, a widziałem naprawdę wiele. Krystyna Szydłowska z kolei swoją przygodę ze "Skrzypkiem" rozpoczynała jako Cajtla, jedna z córek Tewjego, a po latach objęła rolę jego żony, Gołdy. Przejęła ją od Eleonory Krzesińskiej, która w tę postać wcielała się aż 210 razy. W sobotnim spektaklu pani Eleonora nie wystąpiła, ale do finałowej prezentacji została zaproszona na scenę, dzięki czemu przez chwilę oglądaliśmy nie dwie, jak napisałem wcześniej, ale trzy Gołdy.
W tym wyjątkowym dniu zabrakło niestety w teatrze dwóch osób, dzięki którym "Skrzypek na dachu" zagościł na lubelskiej scenie. Nie ma już bowiem wśród nas dyrektora Andrzeja Chmielarczyka, który zdecydował o wystawieniu tego musicalu oraz Zbigniewa Czeskiego, który go wyreżyserował, a następnie doglądał wszystkich zmian obsadowych. Wdzięczna pamięć o nich jednak pozostała; zarówno w zespole, o czym mówił dyrektor Krzysztof Kutarski, jak też - o czym jestem przekonany - wśród widzów.
Lubelski "Skrzypek" wkracza w czwartą setkę spektakli. Wypada życzyć, aby było ich jak najwięcej i były równie udane, jak ten jubileuszowy.»