A jeśli Go tam nie ma?

w kwietniu minęła czwarta rocznica śmierci Jerzego Grzegorzewskiego

9 kwietnia 2009 roku minęła czwarta rocznica śmierci Jerzego Grzegorzewskiego. W tym miesiącu Teatr Narodowy przypomniał pozostałe w repertuarze spektakle zmarłego dyrektora - "Duszyczkę" i "Nie-boską komedię". Odbył się także wieczór wspomnieniowy, podczas którego zaprezentowano zrealizowane dla TVP Kultura nagrania "Hamleta" i "Sędziów" Stanisława Wyspiańskiego.

Każda, nawet nieokrągła rocznica śmierci skłania do pytań, co właściwie pozostało z dorobku danego twórcy. W tym przypadku pytamy o schedę Jerzego Grzegorzewskiego - jednego z najważniejszych polskich twórców teatralnych drugiej połowy XX wieku. Rocznica ta skłania do pytań o kondycję tych ostatnich spektakli, które możemy oglądać wciąż w Teatrze Narodowym, i do pytań natury bardziej ogólnej – o to, do jakiego stopnia „teatr oczywiście jest nieśmiertelny” jak ironicznie odpowiedział kiedyś Grzegorzewski jednemu ze swych rozmówców. 

Cztery lata po śmierci reżysera odkrywamy z przykrością, że jego teatr oczywiście nieśmiertelny nie jest. Nie ma już "Duszyczki", nie ma "Nie-boskiej komedii". Są blade cienie, powidoki teatru Grzegorzewskiego. Spektakle pozostawiają w widzach pamiętających je sprzed kilku lat uczucie głębokiego smutku. Melancholijne „nic, które boli” nigdy nie definiowało lepiej tego teatru niż teraz, kiedy możemy przyglądać się powolnemu umieraniu jego spektakli. Zarówno "Duszyczka" jak "Nie-boska..." straciły swą muzyczność – trudny do zdefiniowania stosunek napięć i kontrapunktów, wyznaczany nie tylko przez powracające w spektaklach frazy muzyczne (np. Adagietto z V Symfonii Mahlera w "Nie-boskiej..."), ale także - czy może raczej przede wszystkim - przez partyturę działań aktorów.  

„Śmiertelne piękno” teatru Jerzego Grzegorzewskiego istnieje jednak ciągle - jest zatrzymane w obrazach. W przedmiotach noszących w sobie pamięć spektakli, z których przywędrowały. W aktorach, którzy, pozbawieni muzycznej partytury ruchu, mylą się, potykają o słowa i rzeczy. Teatr Grzegorzewskiego był teatrem śmierci, zamkniętym w muzyczną formę. Teraz ta forma stopniowo się rozpada, bo pozbawiona została opieki reżysera-dyrygenta. Pozostaje jednak forma wizualna, nadana spektaklom przez reżysera-plastyka, budującego kompozycję sceny jak kompozycję malarską. Malarstwo jest dziedziną sztuki bardziej odporną na niszczące działanie czasu niż muzyka, ale to muzyka najbliżej łączy się z absolutem – wiedział to Schopenhauer, wiedział także Grzegorzewski. 

Z teatru dyrektora „Domu Wyspiańskiego” pozostały nagrania ustalające jedyną dostępną, zapośredniczoną wersję spektaklu, a zatem uśmiercające go. Pozostały obiekty scenograficzne, zamknięte w teatralnych magazynach, niedawno skatalogowane i sfotografowane przez Barbarę Sieroslawski.

Fotografie i nagrania. Tyle mamy z materialnej strony teatru Jerzego Grzegorzewskiego. Dlatego, mimo wszystko warto oglądać ostatnie spektakle, dopóki Teatr Narodowy jeszcze je przypomina. Dają być może kalekie, ale jednak bezcenne wyobrażenie o tym, jak teatr Jerzego Grzegorzewskiego wyglądał i brzmiał  zanim rozpoczął się dla niego proces powolnego odchodzenia w ciemność.

Katarzyna Urbaniak
Dziennik Teatralny Warszawa
6 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia