A ona pobiegła dalej
"Komornicka. Biografia pozorna" - reż: B. Frąckowiak - Scena Prapremier InVitroWokół życia młodopolskiej artystki nabudowane zostały różne hipotezy, narosły legendy, choć została odkryta i doceniona nie tak dawno po latach niepamięci. Co ciekawe, mimo wielu prób uporządkowania życiorysu pisarki, wytłumaczenia kolejnych zdarzeń, które miały w nim miejsce, Komornicka "wymyka się" i jedyne, co zostaje dla nas na pewno, to jej twórczość.
Nudny początkowo biografizm, od którego zaczyna się „Komornicka”, przechodzi we wciągającą przygodę, a może nawet w zadanie detektywistyczne? Monodram przez cały czas trwania rozbudowuje się o kolejne wykreowane postacie, bo Anita Sokołowska jest jednocześnie Marią Komornicką, Piotrem Włastem (artystką po przemianie), poszukiwaczem prawdy o pisarce, manekinem, przez chwilę zdaje się być również osobą sprzątającą scenę. Przyznam szczerze, że moment zamiatania rozgniecionych na podłodze orzechów włoskich wydawał mi się końcem spektaklu. Wyglądało, jakby ta chwila była testem dla widzów, czy zauważą, że to już na tyle. Moim zdaniem scena, o której mowa, była jedną z najlepszych w wykonaniu Anity Sokołowskiej, gdyż udało jej się postawić odbiorców w sytuacji zdezorientowania. Aktorka obserwowała widownię, która nie wiedziała, co teraz, ale okazało się, że to jeszcze nie był koniec przygody. Więc dalej towarzyszymy detektywowi/artystce.
Po wejściu do sali pierwsze, co widzimy, to scenografia, która skonstruowana została na wzór muzeum, galerii – reprodukcje, postumenty, co więcej – dostajemy folder, w którym spisane są prace wykorzystane w spektaklu: „w porządku od lewej do prawej patrząc od strony widowni”, a wśród nich m.in. postumenty: lalka, ząbki, szklana głowa wypełniona orzechami, prawidła z obuwia. Ciekawa kompozycja, choć początkowe zestawienie jej z wymienianymi datami i kolejnymi zdarzeniami z życia Marii Komornickiej, daje wrażenie muzealnej edukacyjności.
Spektakl w dużej mierze tworzą dźwięki wydobywające się z różnych źródeł. Muzykę wykonuje „na żywo” Krzysztof Kaliski. Jednak dźwiękowym źródłem jest również odtwórczyni głównej i jedynej roli – Anita Sokołowska, która rozrzuca i później depcze orzechy włoskie, smyczkiem gra na pile do cięcia drewna, wydobywa też z siebie różne odgłosy, bawi się, jakby eksperymentując głosem na scenie, pisze piórem na kartce i każdy zapis, pociągnięcie atramentem po papierze jest dla nas słyszalne, dzięki mikrofonowi umieszczonemu przy rzutniku.
W monodramie dostrzegamy również dialog ze sztuką i kulturą masową, np. dorysowywanie wąsów, pieprzyków, zmienianie fryzur osobom znajdującym się na fotografiach – ten zabieg możemy traktować jako swoiste nawiązanie do Duchampa i sparodiowanej przez niego „Mona Lisy”. W przypadku „Komornickiej” mamy jednak do czynienia nie tyle ze zmianami znaczeń dzieł sztuki, co z dookreślaniem osobowości, dodawaniem informacji, też dopasowywaniem elementów układanki tak, by potwierdzały kolejną teorię o Marii/ Piotrze. Innym nawiązaniem do istniejącego w świadomości odbiorców produktu kultury, jest przytoczenie tekstu „Wiele się można nauczyć podróżując…”
Wyreżyserowana przez Bartka Frąckowiaka biografia młodopolskiej pisarki, dookreślona została przymiotnikiem „pozorna”. A pozory mylą. Każda hipoteza na temat życia Komornickiej, która pada w spektaklu, zostaje później zmylona, legendy narosłe wokół niej pozostawiają zawsze jakieś „ale”.
Twórcy „Biografii pozornej” zdają się mówić, że nie elementy życiorysu artystki są najważniejsze, lecz to, co stworzyła, jej dorobek twórczy, dzieła życia.