Absurdu marsz ostateczny
"Pieszo" - reż. Anna Augustynowicz - Teatr Wybrzeże w Gdańsku"Wojna nie jest igraszką, nie jest zwykłym zamiłowaniem do przygody czy wygranej, nie jest skutkiem nieskrępowanego entuzjazmu; jest poważnym środkiem osiągania poważnych celów". Dla narodów czy państw, kierujących się raison d\'État bez wątpienia jest takim środkiem. Lecz dla przeciętnych ludzi - Ojca, Syna, Baby, Dziewczyny - a nawet dla tych nadprzeciętnych Superiuszy, jest absurdem. Absurdem ostatecznym. Absurd każdy przeżywa samodzielnie. Nie ma choćby dwóch osób przeżywających go identycznie. Jakże więc absurd uwidocznić? Jak go pokazać? Jak przyszłe pokolenia przestrzec przed powielaniem tych samych błędów?
Mistrz Mrożek – ojciec polskiego teatru absurdu – zna odpowiedź. Pokazuje przeciętnych ludzi, ich historie – po kawałku. Pokazuje, że za wielkimi bitwami, jeszcze większymi wodzami i sławetnymi wiktoriami, rozgrywają się małe tragedie przeciętnych ludzi, dla których dobra – co brzmi zgoła absurdalnie – wojny są toczone.
Mamy więc absurd zmaterializowany – absurd na papierze. Lecz cóż to?! Czegoż znów braknie? Brak Interpretatora, który papierową materię unaoczni, słowom nada wyrazu, a historie – te indywidualne tragedie – przybliży.
Czy to przypadek, czy zrządzenie losu? Absurd trafił na Interpretatora wielkiego. Pozwala on grać słowom, a nie temu wszystkiemu co z Gombrowiczowska zwie się gębą, czyli formie. Mylił się ten, kto widział oczyma wyobraźni mnogość rekwizytów, przesyt środków artystycznych, dominację formy nad treścią. Maksy-minimalizm, tak chętnie stosowany przez Annę Augustynowicz, uwidocznił słowa, pozwolił im brzmieć pośród pustkowia, pozostawionego przez przechodzący front. Takie spojrzenie przybliżyło bohaterów widzowi. Dzięki prostocie komunikacji ich historie stanęły przed publicznością takie, jakie były w rzeczywistości – straszne, lecz prawdziwe.
Reżyseria Anny Augustynowicz jest tym bardziej szczęśliwa, że nikt inny nie czuje w tym stopniu związków sztuki Mrożka z Weselem. Mistrz – nie przypadkowo przecież – wprowadza postać Grajka – zwiastuna nowych czasów, stanowiącego odpowiednik weselnego Chochoła. Jego zadaniem jest zawładnąć umysłami zebranych tułaczy tak, by nie chcieli (ba nie widzieli potrzeby!) powrotu do przedwojennych czasów, by opadł powstańczy zamęt, by wytrącić im z ręki złoty róg.
Gdy Grajek-chochoł wypełnia swoje zadanie, widzom zda się, że scenę powili, lecz nieuchronnie spowija marazm przeciętności; że to już koniec, nie ma odwrotu. Lecz Mistrz pozostawia iskierkę nadziei – radę, iż „Człowiek ma być uczciwy i tyle”.
Przyjmijmy ją.
Multos annos, Pani Anno! Multos Annos!