Ach, co to był za bal!
"Mistrz i Małgorzata" - reż: W. Wolański - Teatr Groteska w KrakowieSzatan raz do roku wydaje bal. Jest to wiosenny bal pełni księżyca, zwany też balem stu królów.Za każdym razem wybiera inne miejsce na świecie. Tym razem wybrał Kraków. Zaprasza do teatru Groteska, by wspólnie z piękną Małgorzatą i kotem Behemotem oddać się nieczystej teatralnej rozrywce.
Ponieważ jesteśmy po kolejnej wiosennej pełni, można wreszcie opisać ów bal. Otóż jego gospodarzem jest Woland, pan Szatan, zaś gospodynią Małgorzata, ukochana Mistrza. Tego od powieści o Piłacie. Tak, o tym Piłacie. Choć niestety nie wiemy zbyt wiele na temat tego, co napisał Mistrz (wątek Jeszuy został wycięty) wiemy, że tekst nie spodobał się cenzurze. Ale koniec dygresji. Bo oto widzimy ekipę Wolanda: szalonego i bardzo zręcznego kota, Behemota, lubującego się w trunkach Azazella, Korowiowa i piękną rudowłosą Hellę. Korowiow pełni rolę mistrza ceremonii, prezentując przybyłych gości, czyli papierowe postaci wprowadzane przez pomocników Szatana. Zaproszeni wsławili się za życia przerażającymi czynami, które skazały ich na potępienie. W takim towarzystwie czujemy się, niczym w jednym z piekielnych kręgów Dantego. Tylko czy wierzymy w piekło?
Pytanie o istnienie Szatana zostało kiedyś zadane towarzyszowi Iwanowi Bezdomnemu, gdy ten na Patriarszych Prudach rozmawiał z Berliozem (nie tym sławnym kompozytorem!). Berlioz, po stwierdzeniu, iż Zły nie istnieje, traci głowę. Wydaje się, że Bezdomny również, jednak próbuje udowodnić, że całe zamieszanie wywołane jest przez szpiega. Tylko co zrobić, gdy trafia się do zakłady psychiatrycznego i niechcący spotyka się swojego prześladowcę? Można porozmawiać z sąsiadem, zwanym Mistrzem. Można posłuchać o historii jego powieści, której losy splatają się z postacią pięknej kobiety, Małgorzaty. Romantyczna historia miłosna obciążona jest goryczą klęski napisanej przez Mistrza powieści o Poncjuszu Piłacie. Zawarł bowiem w niej sąd nad Jeszuą, nad Jezusem. Element, będący negacją filozofii życia, musiał zostać odrzucony – autor został niemal wyklęty przez społeczność wydawniczą. Niekonsekwencję w powszechnym myśleniu wykorzystał diabeł, który, choć patronuje niechlujstwu, skwapliwie je wykorzystuje. Obecnością swą i jego świty robi w Rosji wiele zamieszania, używając macek panującego systemu, jako uzasadnienia dla ich poczynań. Przygotowania do balu pochłaniają zarówno jego, jak i niemal całą Moskwę, przerażoną epidemią dziwnych zjawisk. Wkrótce zaczynają absorbować także Małgorzatę, stawiającą na głowie tezę o wiecznym konflikcie między kobietą a diabłem: przekonana przez Azazella bierze na siebie rolę gospodyni całej imprezy. Bal się udaje, wdzięczny Woland obiecuje przywrócić jej kochanka oraz moment, w którym czuli się szczęśliwi. Nagle zjawia się anioł, nakazujący diabłu zapewnienie Mistrzowi i Małgorzacie spokoju. Okazuje się, że dzięki interwencji Szatana, para zostaje nie tylko z powrotem złączona, ale również może żyć w jakimś pozorze ładu. Nasuwa się takie pytanie, które zadano w Fauście Goethego, przytaczane przez Bułhakowa w powieści „Mistrz i Małgorzata”:
- Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.
Spektakl lalkowy pozwala na zwiększenie dystansu, jednak nie ma to wpływu na nasze zaangażowanie. Wręcz przeciwnie – łatwiej jest uznać sztukę za satyrę na materializm, gdy w poły jego płaszcza, bogatego w dziury niekonsekwencji i bezmyślności, wkrada się ironia. Ludzie-lalki kierowani są przez immaterializm, czyli diabelską świtę, która wykorzystując ich dezorientację z dziecięcą prostotą nimi manipuluje. Zaś świat to dialog między dużą sceną a biurkiem, w którym ukryto indywidualne scenerie ludzkich tragedii. Są jeszcze iluzjonistyczne sztuczki Szymona Maciaka, dające nam obraz ułudy rzeczywistości, jakiej często doznajemy w codziennym życiu.
Narratorem zostaje obrany Iwan Bezdomny, ofiara diabelskiego żartu. Jego sytuacja przypomina trochę obraz, który namalował Francisco Goya – „Gdy rozum śpi, budzą się upiory”. Wydarzenia zdają się być niezrozumiałą historią opowiedzianą przez budzącego się ze snu człowieka. Z drugiej strony, rezygnacja ze scenicznego przedstawienia treści dzieła Mistrza czyni całą historię bardziej nam bliższą. Twórcy odwołują się do naszej wiedzy o Piłacie i Jezusie, wciągając nas w akcję. Przełamanie barier między sceną a widownią ma miejsce w prezentacji teatru Varietes: np. wykorzystanie technik iluzjonistycznych z udziałem podstawionych aktorów, zapraszanych z widowni. Użycie tego starego chwytu ożywiło publiczność, której dodatkową frajdę zapewniły spadające spod sufitu prowizoryczne pieniądze.
„Mistrz i Małgorzata” nie jest powieścią łatwą do przełknięcia. Sztuka w teatrze Groteska też. Być może percepcję burzy przedstawienie Szatana jako istoty zdolnej do pewnych kompromisów, może zbyt ludzkiej. Być może problemem jest przedstawienie go w ogóle, skoro powszechnie odstawia się go do lamusa. Losy pary kochanków również tchną niepokojem, „happy end” wydaje się skutkiem konszachtów z diabłem, co również nie pasuje do wizerunku miłości jako czystej materii. Do jakiejś równowagi przywraca nas wizyta anioła, mająca miejsce w finale: znajduje się kompromis dla niemoralnego związku zamężnej kobiety z literatem i pięknej miłości między nimi. W rozmyślaniach nad owymi wydarzeniami towarzyszy nam świetna muzyka, wybrana przez Piotra Nazaruka. A to wszystko au clair de la lune, pod księżycem, patrzącym na nas ze sceny. Teraz pozostaje czekać nam na kolejny bal wiosenny…