Ach ten nieznośny sentymentalizm

Wojcieszek po raz ósmy atakuje jako reżyser. Po raz drugi ze sceny Teatru Polonia sztuką “Miłość ci wszystko wybaczy”. Tym razem autor niebezpiecznie zwiększa dawkę sentymentalizmu, a skraca dystans i ironię, które dotychczas mężnie broniły jego twórczość przed zbytnią lukrowatością i bajkowością.
Nie chciałabym pisać, że najnowszy spektakl Wojcieszka jest nieudany, banalny, letni czy nijaki. Bo taki nie jest. Ale na pewno nie jest również reżysersko-scenariuszowym majstersztykiem i pozycją absolutnie niezbędną w kalendarzyku każdego teatromana. Kilka nieudanych zabiegów inscenizacyjnych, wykonanych przez reżysera, każe traktować mi to przedstawienie z dystansem i powątpiewać w jego sukces. Po pierwsze – ten nieszczęsny sentymentalizm, którego w “Miłość ci wszystko wybaczy” jest decydowanie w nadmiarze. Wojcieszek, w wywiadzie z Remigiuszem Grzelą na pytanie zadane przez Grzelę: “Czy nie boi się właśnie owego sentymentalizmu, który widoczny jest już na poziomie tytułu?” odrzekł, iż wręcz przeciwnie – jest z niego dumny. Po czym dodał: “Na początku trochę się obawiałem tego sentymentalizmu, ale teraz mam z tego nieziemską frajdę. Ja uwielbiam wzruszać widownię.” Myślę jednak, że Wojcieszek powinien nieco bardziej się obawiać tej rozbuchanej ckliwości, bo sprawia, że spektakl staje się zbyt słodki i – w związku z tym nieprawdziwy. A pozbawienie go pewnej dozy groteski, ironii, “oczka” puszczonego w stronę widza powoduje, że zarówno tematyka, jak i wykonanie pozbawione są naddanego sensu – wszystko jest przewidywalne i w gruncie rzeczy banalne. Choroba jest chorobą, życie życiem, samotność samotnością. I tak dalej. Ale to wszystko wiemy z własnych doświadczeń czy obserwacji życia naokoło. A w teatrze pragniemy pewnej syntezy zjawisk i niezwyczajnej (nieprawdopodobnej, niewygodnej, bolesnej, trudnej do przyjęcia?) interpretacji zwyczajności. Tutaj tego kompletnie brak. Po drugie – Wojcieszek postanowił wykorzystać stary jak świat, znany nam doskonale z amerykańskich filmów schemat zależności: stary-młody, gdzie stetryczały, zgorzkniały i chory starzec obrażony jest na cały świat, a młody człowiek (u Wojcieszka jest to dziewczyna, gdyż reżyser nie znalazł do tej roli odpowiedniego aktora) pragnie pomóc starszemu. Oboje natrafiają na siebie i w konsekwencji, po kilku słownych bojach i innych nieprzyjemnościach, zaczyna kiełkować w nich przyjaźń. Jeden od drugiego zaczerpnie garść korzystnych spostrzeżeń na temat życia i ludzi. Wreszcie starzec pogodzi się ze światem przed rychłą śmiercią, a młody człowiek wyjdzie z kokonu niepewności, samotności i zdobędzie siłę na szukanie sensu w swojej nijakiej egzystencji. Po trzecie – brak sztuce Wojcieszka zakończenia. Zdaje się być nie do końca napisana, urwana w pewnym momencie i jedyne, co sugeruje takie “otwarte zakończenie”, to fakt, iż reżyserowi po prostu zabrakło pomysłu jakby tu ową historię domknąć. W “Miłość ci wszystko wybaczy” dwójka bohaterów to stary, chory na raka Kazimierz (w tej roli fascynujący Stanisław Brudny), który żyje, choć już nie powinien oraz dwudziestoczteroletnia wolontariuszka Ola (łzawa i rozmyta Hanna Konarowska), która pragnie pomagać starszym ludziom, gdyż za bardzo nie widzi sensu w swojej nieudanej i jałowej egzystencji. No i zostaje powtórzony schemat opisany przeze mnie w powyższym akapicie: Kazimierz odwróci się od swojej samotności i przylgnie do Oli, Ola nabierze wiary w siebie i swoją młodość, zabarwi swe życie lekcjami tanga, słuchaniem Schuberta oraz Hanki Ordonki. Temu duetowi towarzyszy jeszcze trójka innych postaci: Eryk – pracownik Ośrodka Pomocy Społecznej, Kuba – młody lekarz, uwielbiający argentyńskie tango i prostytutka Patrycja (świetna Monika Fronczek), która barwnie umila Kazimierzowi czas. Najweselszą postacią wydaje się być właśnie ona – temperament i zupełny brak taniego sentymentu znacznie wyróżnia jej postać spośród pozostałej gromady nieudaczników. Eryk jest niezadowolony wciąż ze swojej pracy w “Mopsie” i marnej pensji; Kuba również nie ma serca do swej profesji – pragnie jak najszybciej zmienić zawód, ale wpierw musi spłacić kredyt studencki, więc haruje w szpitalu; Ola, po kilku nieudanych związkach, przestała wierzyć w szczęśliwą miłość, no i Kazimierz – z nieszczęśliwą przeszłością wojenną i emigracyjną również wpisuje się w to grono pesymistów. A właściwie tylko Patrycja – niegdyś prostytutka, teraz biedna kelnerka, dziewczyna z biednej wsi, właściwie bez przyszłości – powinna być najbardziej przybita swoją życiową sytuacją. A nie jest! Stawia czoło przeciwnościom losu z niebywałą siłą ducha, uśmiechem na twarzy i pokrętnym rozumieniem religii – pokrętnym, ale pomocnym w codziennym siłowaniu się z życiem. To z pewnością jedna z najbardziej udanych postaci w nowym dramacie Wojcieszka – bo najmniej sentymentalna. Trudno jest wysoko oceniać tę sztukę, mając w pamięci i przed oczyma poprzednie sceniczne dokonania Przemysława Wojcieszka. Mam tu szczególnie na myśli spektakle takie, jak: nowatorski i obrazoburczy “Made in Poland”, kameralny i przejmujący “Osobisty Jezus” czy rozedrgane, monumentalne (jak na Wojcieszka) i fascynujące “Zaśnij teraz w ogniu”. “Miłość ci wszystko wybaczy” jest spektaklem poprawnym i z tezą. Ale brakuje mu właśnie pewnego nowatorskiego wykorzystania “kawałka podłogi”, jaką jest scena, ironizującego spojrzenia na dzisiejszą rzeczywistość, śmielszej konfrontacji postaw życiowych, punktu kulminacyjnego i wieloznacznego zakończenia, czyli cech we wcześniejszej twórczości tego artysty wręcz znamiennych. Teatr Polonia w Warszawie, Przemysław Wojcieszek, “Miłość ci wszystko wybaczy”, reżyseria: Przemysław Wojcieszek, scenografia: Małgorzata Bulanda, muzyka: Kuba Kapsa, układ tanga: Piotr Woźniak obsada: Hanna Konarowska, Stanisław Brudny, Monika Fronczek, Piotr Borowski, Michał Piela/Tomasz Kot Premiera 8 marca 2008 r.
Marta Odziomek
Dziennik Teatralny
20 maja 2008

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

Dziadek do orzechów (P...
Rudolf Nuriejew
Zobacz arcydzieło baletu z Paryskiej ...