Agregat inspiracji
wpływy hiszpańskie na sztukę Tadeusza Kantora - wykład29 kwietnia w Centrum Scenografii Polskiej w Katowicach odbyło się spotkanie towarzyszące trwającej do 30 lipca 2011 roku wystawie "Szalony Hidalgo w świecie utopii. Motywy hiszpańskie w dziełach scenografów z kolekcji Centrum Scenografii Polskiej w Katowicach". Wykład poświęcony został wpływom hiszpańskim na sztukę Tadeusza Kantora, poprowadziła go zaś dr Katarzyna Osińska, na co dzień badająca w Instytucie Slawistyki PAN w Warszawie problemy teatru rosyjskiego XX wieku
„W pewnej miejscowości Manczy, której nazwy nie mam ochoty sobie przypominać, żył niedawno temu pewien szlachcic, z tych, co mają kopię w tulei, starodawną tarczę, chudą szkapę i gończego charta.”
(Miguel de Cervantes y Saavedra: „Przemyślny szlachcic. Don Kichote z Manczy”. Tom 1. Przeł. A. Czerny, Z. Czerny. Warszawa 1972, s.27.)
Hiszpańskie fascynacje Tadeusza Kantora nastręczają tyluż problemów, co inspiracji. Artysta klasy światowej, doskonale skupiony na wyrażaniu własnej wizji i wrażliwości, tylko niekiedy odsyła przecież w konkretne adresy.
Katarzyna Osińska wskazała kilka takich, dających się zdiagnozować odwołań głównie związanych z Kantorowskimi pracami malarskimi. Twórca teatru Cricot 2 stworzył przecież w latach 60\' szereg persyflaży na temat przedstawień infantek Diego Velázqueza, w charakterystyczny dla siebie sposób wykorzystując elementy drewniane czy szarawą torbę na listy. Gest ten, jak się wydaje, przywodzić miał na myśl kubistyczne wariacje Pabla Picassa na temat Velázquezowskich księżniczek, będące rodzajem hołdu dla twórcy słynnych „Panien dworskich”. Nawiązywał był Kantor także chociażby do Goi w słynnym już obrazie „Pewnego dnia żołdak napoleoński z obrazu Goi…(z cyklu Dalej już nic)”. W tym ostatnim odwołaniu widzi Osińska szczególną zapowiedź fascynacji ambalażami i kategorią opakowania.
Początków zainteresowania kulturą Reino de España, zdaniem Osińskiej, należałoby jednak szukać znacznie wcześniej, być może około roku 1947, kiedy to na łamach „Kuźnicy” pisał Kantor o tej najważniejszej, prawdziwej sztuce hiszpańskiej, która paradoksalnie znajduje się na wygnaniu, poza granicami macierzystego kraju.
„Otóż wiedzieć wam trzeba, że ów szlachcic, w chwilach kiedy nie miał nic do roboty (co zdarzało się przez większą część roku), wczytywał się w księgi rycerskie (…). Krótko mówiąc, tak się zapamiętał w swej lekturze, że na czytaniu trawił całe noce, od zmierzchu do świtania, i całe dni, od świtu do zmierzchu; dlatego też i z braku snu, a zbytku czytania, tak mu mózg wysechł, że wreszcie rozsądek utracił; nabił sobie wyobraźnię tym wszystkim, co w książkach wyczytał; były to same czary, zwady, bitwy, pojedynki, rany, zaloty, miłości, udręki i niemożliwe niedorzeczności.”
(Miguel de Cervantes y Saavedra: „Przemyślny szlachcic. Don Kichote z Manczy”. Tom 1. Przeł. A. Czerny, Z. Czerny. Warszawa 1972, s. 27-29.)
Wątki hiszpańskie w twórczości Kantora to jednak przede wszystkim inspiracje filozoficzne i artystyczne. Osińska wskazała na rzadko podnoszoną, ale jednak chyba niezwykle istotną bliskość wyobraźni Kantora i Antoniego Tàpiesa. Malarz ów, zakorzeniony w surrealizmie, stosunkowo szybko rozwinął własny, indywidualny styl, stając się jednym z najważniejszych wyrazicieli sztuki informel. Wywodzące się z niej przekonanie o konieczności zawierzenia poznaniu intuicyjnemu, instynktowi, odsunięcie od sfery decyzyjnej logiki i rozumu stały się przecież z czasem także elementami składowymi koncepcji teatru wzruszeń. Jak się okazuje, Tadeusz Kantor bardzo wcześnie skrystalizował koncept swojej wizji – Katarzyna Osińska zaprezentowała fragment odnalezionego przez nią, nieznanego dotąd wywiadu z artystą z początku lat 60\', w którym z całą mocą zaświadcza on, że największym jego marzeniem jest, by na spektaklach wzruszeni i przejęci ludzie płakali.
„Zaraz tedy poszedł obejrzeć swego podjezdka, i choć ten miał więcej guzów, niż real ma ćwierciaków, i więcej skaz niż szkapa Gonelli, która tantum pellis et ossa fuit, jednak jemu zdawało się, że koniowi temu ani Bucefał Aleksandra, ani Babieka Cyda nie dorównywały. Cztery dni przeszedł na obmyślaniu, jakie by mu imię nadać (…) aż w końcu nazwał go Rosynantem; imię to wydało mu się wzniosłe, dźwięczne i znamienne dla tego, czym był będąc szkapiną, zanim stał się tym, czym był obecnie: pierwszym spośród wszystkich wierzchowców na świecie.”
(Miguel de Cervantes y Saavedra: „Przemyślny szlachcic. Don Kichote z Manczy”. Tom 1. Przeł. A. Czerny, Z. Czerny. Warszawa 1972, s. 30-31.)
Szczególnie widocznym przejawem miłości Kantora do tematów genologicznie iberyjskich zdaje się być wystawiona przez niego w 1962 roku w Krakowie opera Masseneta „Don Kichot”, na potrzeby której podjął się on nie tylko przygotowania scenografii, inscenizacji, ale i reżyserii. Już wtedy szczególnie frapować musiał go problem bio-obiektu. Krytycy zwracali uwagę na nieprzystające wówczas do lirycznej konwencji dzieła stroje aktorów, czy przejmujący wygląd Rosynanta. Zdaniem Osińskiej zresztą – ów operowy wierzchowiec posłużył później, jako Kasztanka w zakończeniu „Niech sczezną artyści”, jeszcze silniej podkreślając istotność wpływów hiszpańskich na twórczość Tadeusza Kantora. Koń-półszkielet (tantum pellis et ossa fuit – była to tylko skóra i kości) doskonale także uzasadniał „grającą” w teatrze autora „Wielopola” konieczność nieustannego powtarzania jakże osobistego memento mori. Towarzyszyły mu połamane wiatraki, które, niczym aktorzy, znaczyły cieniem i milczeniem – trudno było, według Kantora, wskazać bardziej bezużyteczny przedmiot, który swą bezużytecznością właśnie zaświadczałby o bezczelnej grozie przemijania i relatywności sensu.
W postaci Don Kichota w ogóle upatrywałaby Katarzyna Osińska metafory bycia artystą (która, co naturalne, zyskiwałaby uniwersalność i wychodziła daleko poza swe hiszpańskie korzenie), wskazując tym samym na szczególną bliskość i sympatię, jakie wobec tej fikcyjnej postaci literackiej odczuwał Tadeusz Kantor. Nie tylko zresztą umęczony ideami błędny rycerz, nieszczęśliwie zmuszony do trwania w zjawiskowym świecie, wiecznie rozdwojony w sobie i tragiczny w owym rozdarciu stanowi istotną metaforę. Wydaje się, że moment uwięzienia Don Kichota to wielki symbol dzieła sztuki – dzieła, które samo w sobie jest paradoksalnie miejscem kaźni, wiekuistym więzieniem (co mitologizować miałaby wielokrotnie używana w przez Kantora w scenografii krata). Taka bowiem nieśmiertelność czeka ludzi natchnionych – w swej wizji bliscy herosom, nie przynależą ani do sfery ziemskiej, ani niebieskiej – są niczym szalony Hidalgo, żyjący w świecie utopii: każdy powstający tekst kultury tylko owo szaleństwo wzmacnia, w szaleństwie więzi. Być może spotkanie prawdziwego siebie szaleństwa właśnie wymaga.
„- Wiem dobrze, kim jestem – odpowiedział Don Kichote – jednak wiem, że mogę być nie tylko tymi, o jakich dotąd wspomniałem, ale znaczyć więcej niż wszystkich dwunastu Parów Francji lub dziewięciu Rycerzy Sławy, bowiem czyny moje przenoszą wszystko, czego oni społem lub każdy z osobna dokonali.”
(Miguel de Cervantes y Saavedra: „Przemyślny szlachcic. Don Kichote z Manczy”. Tom 1. Przeł. A. Czerny, Z. Czerny. Warszawa 1972, s. 55.)