Akrobacje w akwarium

"Moja Molinezja" - reż: Paweł Kamza - Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie

Spektakl Pawła Kamzy rozczarowuje słabymi rolami, brakiem tempa, chaotycznie poprowadzoną opowieścią o... właściwie trudno powiedzieć, o czym. Na pewno nie o miłości ani o Nowej Hucie

Cykl reportaży Renaty Radłowskiej "Nowohucka telenowela" opowiadający o mieszkańcach Nowej Huty zainspirował Pawła Kamzę do stworzenia spektaklu. Nie wiadomo jednak, dlaczego reżyser tak podkreśla źródła swej inspiracji, bo w spektaklu nie ma nawet śladu atmosfery jednej z najciekawszych dzielnic Krakowa. Jest za to łzawa historia, która mogłaby przydarzyć się wszędzie - w Halinie (Edyta Torhan) podkochuje się brat męża, ale szczęście trwa do chwili, w której bohaterka dowiaduje się, że ma raka mózgu. Od tej pory spektakl ilustruje szybko następujące po sobie stadia choroby, pojawia się bezradny mąż, potem równie bezradny brat męża, a sama bohaterka powoli traci zmysły. Obok realnego świata bohaterów istnieje jeszcze ten metafizyczny, który symbolizuje tajemnicza postać w czarnej sukience (Olga Szostak), znająca przyszłość i rozmawiająca ze zmarłymi.

Mam palące pytanie do reżysera: dlaczego akcja tej kameralnej opowieści została umieszczona w ogromnej, niemal pustej przestrzeni, w której widz czuje się jak na lotnisku? Przestrzeń ta odebrała historii Haliny jakikolwiek dramatyzm, a nawet sprawiła, że do kluczowych scen spektaklu wdarł się niepotrzebny komizm (np. śmiesznie wygląda wijąca się w skurczach bohaterka, leżąca na akwarium, choć ma tyle miejsca!). Duże akwarium wypełnione wodą, w którym pływają buty, kartki i inne przedmioty, to rekwizyt główny i wieloznaczny - raz jest ławeczką, raz łóżkiem, to znów szpitalną toaletą. Akwariowe akrobacje aktorskie, które mamy okazję obserwować przez cały spektakl, są materiałem na osobną analizę.

Niestety, w "Mojej Molinezji" nie ma ani jednej dobrej roli. Obaj zakochani w Halinie panowie (Mateusz Janicki i Tomasz Radawiec) wykrzesali z siebie energię człowieka pogrążonego w głębokiej depresji, a główna bohaterka zarówno w miłości, jak i chorobie wygląda tak samo. Warto posłuchać za to fortepianu Pawła Moszumańskiego i śpiewu Joanny Słowińskiej - choć trudno odgadnąć, jaką pełnią funkcję w spektaklu, umilą wieczór na kilka minut.

Iga Dzieciuchowicz
Gazeta Wyborcza Kraków
18 listopada 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...