Aktor, który gra totalnie

"Szczęśliwe dni/Końcówka" - reż. Antoni Libera - Teatr Polski w Warszawie

"Końcówka" w reżyserii Antoniego Libery z kreacją Andrzeja Seweryna rozpoczęła jego dyrekcję w Teatrze Polskim. Spektakl tak bardzo porusza wyobraźnię, że po premierze śnił mi się jego dalszy ciąg. Zaskakujące zjednoczenie artystów przypisywanych do skłóconych ze sobą teatralnych parafii: Seweryn grał z zespołami Jarzyny i Warlikowskiego

Jak to możliwe, że aktor, który ma na koncie ekstatyczną "Noc na srebrnym globie" i "Dyrygenta", gdzie analiza życia artystów przenika się z fabułą na granicy ekshibicjonizmu - po latach dorobił się gęby teatralnego dziadziusia? Beckettowska kreacja powinna zakończyć czarny piar. Jest kontynuacją tradycji, jaką uosabiał Tadeusz Łomnicki.

Przed śmiercią niechciany w żadnym polskim zespole wybitny aktor pokazał spektakl "Ja, Fauerbach", historię starego komedianta, który potrafił na scenie wyczarować cały świat. Króla Leara zagrać nie zdążył. Motyw ludzkiego piekła podejmuje Seweryn, z premedytacją mówiąc słowa "Końcówki": "Ja teraz. Gram".

Chociaż jego Hamm jest unieruchomiony na fotelu w piwnicy z dwoma okienkami - odbywa podróż przez cały świat. Po szekspirowsku teatr Seweryna staje się całym globem. Aktor bezwzględnie panuje na scenie i przykuwa uwagę widzów grą totalną: energią, która zabija każdy moment nieuwagi. Magnetyzuje. Twarz niewidomego bohatera zasłaniają czarne okulary. Ale usta, mimika i gesty transmitują obraz myśli i duszy postaci wyraźniej niż Imax.

To usg ludzkiego egoizmu i kabotyństwa wykonane bez autocenzury. Mocno, brutalnie, z jadem. Seweryn pokazuje małostkowego sk... który ujawnia się w nas, gdy traktujemy innych instrumentalnie jak Hamm służącego Clova (Jarosław Gajewski). Kiedy zadręczamy ludzi swoimi problemami, niczym narcystyczny artysta chcąc znaleźć się w samym centrum świata. Ani milimetr w lewo, ani w prawo: tylko w samym centrum!

"Pokój naszym dupom!" - szydzi bohater Becketta, bo ludzkość jest dla niego parodią chrześcijaństwa. Biblijne historie o Mojżeszu, Chrystusie powtarza w groteskowej formie. W opowieści o planecie kalekich ludzi przypisuje im miejsce na śmietniku. Przytrafiło się to rodzicom Hamma. A on krzyczy: "Królestwo za śmieciarza!". Podobnie do Ryszarda III mści się za swój zły los. Udowadnia, że Boga nie ma, a miłość i dobro są fikcją, w którą wierzą idioci.

Hamm megalomańsko zarzuca na twarz chustę. Brudną i zużytą. Nie zapisuje żadnego cierpienia, bo życie wcale nie jest tragiczne. Nie ma nic zabawniejszego niż ludzki dramat. Dlatego uwaga Hamma skupia się na grze - wymyślaniu, cyzelowaniu i powtarzaniu autobiografii. Jest konfabulacją, bo tylko ona pozwala zapomnieć o egzystencjalnej katastrofie. Innego narkotyku uśmierzającego ból nie ma. A i ten środek wyczerpuje się jak możliwość ruchu w szachach.

Oglądamy to także w "Szczęśliwych dniach" z Olgą Sawicką i Zdzisławem Wardejnem. Żyjemy, kochamy, nienawidzimy, potem już tylko wspominamy. A na końcu - zawsze szach-mat.

Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
18 stycznia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia