Aktor w teatrze pamięci

pożegnanie Zapasiewicza

Do wielkich i zasłużonych słów, jakie zostały wypowiedziane po śmierci Zbigniewa Zapasiewicza, chciałbym dodać jedno skromne: Zapasiewicz był aktorem warszawskim. W dwojakim sensie: rodowodu i formacji oraz ponadpółwiecznej wierności stołecznym scenom.

Zapasiewicz w Warszawie się urodził (1934 r.) i spędził w niej życie, wpisując się przez związki rodzinne po kądzieli w sagę rodu Kreczmarów - klasycznych przedstawicieli warszawskiej inteligencji. Jego dziad, Jan Kreczmar senior, założył sławne gimnazjum męskie na Wilczej, w którym wychowały się pokolenia zacnych warszawiaków (od Słonimskiego po Tyrmanda). Jego wujami byli wybitni ludzie teatru: Jan Kreczmar junior, aktor, pedagog, rektor PWST, oraz Jerzy Kreczmar, doktor filozofii, pedagog, reżyser i eseista, kierownik literacki Teatru Współczesnego. Przez różne koligacje związany był z aktorką Justyną Kreczmarową, poetą Adamem Kreczmarem, tłumaczką Agnieszką Kreczmar, satyrykiem Krzysztofem Daukszewiczem. 

Matecznikiem Zapasiewicza był Żoliborz, gdzie dorastał i pobierał nauki, między innymi u profesorostwa Liberów. Występował w szkolnym teatrzyku pod okiem Zdzisława Libery. Jako uczeń grał Papkina. Syn profesora Antoni miał potem odkryć w Zapasiewiczu mistrzowskiego wykonawcę partytur teatralnych Becketta. Jednym z ostatnich wielkich dokonań aktora był tryptyk Beckettowski w Teatrze Powszechnym. Po wakacjach mieli z Liberą rozpocząć próby "Końcówki". 

Niedawno w Teatrze Małym Zapasiewicz czytał pierwszy rozdział z książki Antoniego Libery "Godot i jego cień" osnuty wokół polskiej prapremiery "Czekając na Godota" (1957). Reżyserował ją wuj, Jerzy Kreczmar, który na przedstawienie w Teatrze Współczesnym zaprosił swojego kolegę profesora Liberę wraz z synem. Dwa lata później Zapasiewicza zaangażował do Współczesnego Erwin Axer, notabene ożeniony z Bronisławą Kreczmarówną, stryjeczną siostrą Jerzego i Jana. 

Słuchając, jak Zapasiewicz czyta Liberę, miałem wrażenie, że odnajduje się on w świecie doskonale sobie znanym, nie tylko z powodów rodzinnych, lecz także ze względu na formację duchową i obywatelską, w której został ukształtowany. Była to najszlachetniejsza tradycja PPS-owskiego Żoliborza. Zresztą jeszcze bardziej tym duchem przepojone jest radiowe nagranie Zapasiewicza czytającego "Lwy z mojego podwórka" Jarosława Abramowa-Newerlego. Aktor pozostawał z autorem w zażyłej przyjaźni od wczesnego dzieciństwa - w książce występuje jako Słoń. Interpretując wspomnienia najbliższego przyjaciela, Zapasiewicz w gruncie rzeczy współtworzył mit żoliborskich kolonii, który stanowił fundament jego własnej biografii. 

Gdyby zliczyć stołeczne sceny, na których występował Zapasiewicz, to ich liczba doszłaby do dziesięciu, poczynając od Teatru Młodej Warszawy (wkrótce przemianowanego na Teatr Klasyczny; dziś Studio), gdzie debiutował w 1956 roku, a kończąc na Teatrze Powszechnym, gdzie zagrał ostatnią rolę w komedii "Słoneczni chłopcy". Były w tej dziesiątce teatry, przez które ledwie przemknął z jedną rolą (STS, Komedia, Ateneum, Studio); były teatry, z którymi związany był najdłużej, choć z przerwami, i w których osiągnął apogeum kunsztu: Dramatyczny (1966-83), Powszechny (1983-87; 2000-09) i Współczesny (1959-66; 1993-2000); były i takie, jak Teatr Polski za Dejmka, w którym schronił się na trzy sezony (1990-93) w trudnym dla siebie okresie po niespełnionej dyrekcji w Teatrze Dramatycznym (1987-90). W połowie lat 80. Zapasiewicz zaangażował się w zrodzoną ze społecznikowskich pasji działalność Teatru za Dalekiego, który miał krzewić kulturę teatralną wśród mieszkańców Ursynowa. 

W ostatnich sezonach występował gościnnie w Teatrze Narodowym: w "Kosmosie", w "Żarze". Miał zagrać Wuja Eugeniusza w "Tangu" Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego. 

Utrwalił się wizerunek Zapasiewicza w rolach inteligentów, intelektualistów, naukowców. Rzeczywiście, formacja, którą reprezentował, wybitnie go do tego typu ról predestynowała, ale wbrew pozorom nie było ich znowu tak wiele, a jeśli już, to raczej w filmie niż w teatrze. Owszem, na scenie Teatru Powszechnego stworzył postać Pana Cogito, jakby wzorowaną na Mannowskich humanistach w rodzaju Aschenbacha, i stał się jej niezrównanym uosobieniem. Ale przecież z dziesiątek ról teatralnych Zapasiewicza mam przed oczami wiele takich, w których grał postaci plebejskie, choć zwykle "podszyte" jakąś mądrością czy choćby przebiegłością. Taki podwójny, głupio-mądry, a i groźny był jego Pijak w "Ślubie" Jarockiego. Wiele lat później w tej samej sztuce, tym razem u Minca, zagrał Ojca, który z pazernego, chamowatego chłopa-króla zamienia się w tragiczną ofiarę przemocy - wielka rola w niedocenionym przedstawieniu. A błyskotliwość pozornego prostaczka w "Kubusiu Fataliście" Zatorskiego? A niebezpieczna dwoistość Rzeźnika-Paganiniego w "Rzeźni"? A przyrodzona mądrość Ojca w "Pieszo"? - obie role u Jarockiego. 

W tej samej materii literackiej, niezależnie od plebejów, Zapasiewicz stworzył zidiociałych arystokratów, jak pamiętny Książę Himalaj w "Operetce" Prusa czy, nie waham się powiedzieć, genialny Król Ignacy w "Iwonie, księżniczce Burgunda" Hübnera. 

W końcu, grając inteligentów, przybierał zarówno postać odrażającego pokurcza, Tarełkina w sztuce Suchowo-Kobylina, jak i dystyngowanego, conradowskiego z ducha Ambasadora czy żałosnego "wiecznego rewolucjonisty" Stomila w sztukach Mrożka; był na poły kabotyńskim pisarzem Laurentym w "Na czworakach" Różewicza i stwarzającym całe światy z samych tylko słów Reżyserem w "Naszym mieście" Wildera. I Księdzem Markiem, który w środku stanu wojennego sam na wielkiej pustej scenie mówił: "Oto naród mój zabito"...

Janusz Majcherek
Gazeta Wyborcza Stołeczna
23 lipca 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia