Aktor zagra cały świat
Piotr Fronczewski otrzymał w piątek Nagrodę Wielką sopockiego festiwaluPiotr Fronczewski otrzymał w piątek Nagrodę Wielką sopockiego festiwalu. O Piotrze Fronczewskim od początku się mówiło, że może zagrać zarówno Hamleta, jak i odkurzacz. Tak bardzo jest wszechstronny.
Stworzył niezapomniane filmowe kreacje - w "Ziemi obiecanej" Wajdy czy "Barytonie" Zaorskiego. Jednak najlepiej czuje się w teatrze, specjalne miejsce w jego dorobku zajmuje ten telewizyjny i radiowy.
Po raz pierwszy pokazał się na szklanym ekranie w 1958 r. w spektaklu "Szymon Chrząszcz znieważa..." w roli Gazeciarza. Potem stworzył całą galerię różnorodnych charakterów. Nie sposób zapomnieć jego Tuzenbacha w "Trzech siostrach" u Bardiniego - naprężonego jak struna, skrywającego za pełną powagi twarzą przeczucie nieszczęśliwej miłości. Na przeciwnym biegunie aktorskich środków stworzył zimnego i wyrachowanego Mackie Majchra w "Operze za trzy grosze" u Dziewońskiego. Fantastycznie się odnalazł w postaci Chlestakowa. Zagrał małego szalbierza, który odkrywa w sobie pokerowego gracza licytującego najwyższą życiową stawkę ("Rewizor" Gruzy).
U Krzysztofa Zaleskiego w "Paradach" Potockiego dał popis niesamowitej dynamiki, vis comica i zdolności transformacji. Pokazał, że jest nie tylko Pierrotem, ale i Arlekinem. W "Lokomotywie" dzięki doskonałej mimice, dykcji i ekspresji stał się lokomotywą. Dosłownie.
- Teatr powinien być połączeniem jarmarku i świątyni. I jak głosił napis nad teatrem "The Globe" 500 lat temu: "Aktor gra cały świat" - powiedział.
Mając doskonały warsztat, nie lubi i nie musi korzystać z charakteryzacji. Wyjątek uczynił dla roli Cyrana w telewizyjnym spektaklu Zaleskiego, gdzie pokazał tragedię nadwrażliwej duszy uwięzionej w ułomnym ciele.
W "Otellu" jego Jagon nie zdradzał diabelskiej przewrotności i konsekwentnie prowadził cyniczną grę. W "Żegnaj, laleczko" Adamika pokazał słynnego detektywa Filipa Marlowe\'a jako człowieka ze wzrokiem i twarzą rozmazaną alkoholem, który jednak nie rozcieńczył mu sumienia. W "Podróży" Piotra Mikuckiego spotkał się ze swoim mistrzem, dyrektorem z Dramatycznego i Ateneum - Gustawem Holoubkiem. Zagrał człowieka pragmatycznego, który - dowiadując się o obozowej przeszłości ojca - musi przewartościować swoje życie.
Holoubek obsadził Fronczewskiego w roli Edypa. Powstała postać zaślepiona pychą, która kończy upokorzona - w ciemnościach ślepoty.
Ostatnio podziwialiśmy go jako Jurgena Stroopa w spektaklu Macieja Englerta. Zagrał butnego nazistę o ograniczonej umysłowości, próbującego jednak zrozumieć złożoność świata po tym, jak przestał być panem życia innych i stał się ofiarą.
- Zło jest słabe, godne współczucia, a nie potępienia - tłumaczył artysta.
O tym, że sam potrafił się przeciwstawić złu w PRL, świadczą ujawnione akta SB. Gdy aktorowi zabrano prawo jazdy i próbowano szantażem zmusić do współpracy, odpowiedział: "Ni chu..., będę jeździł rowerem".
O swoim pokoleniu powiedział: - Należę do generacji, która nie wykreuje osobowości na miarę Tadeusza Łomnickiego i Gustawa Holoubka.
Ale na jego pogrzebie przemówił jako lider środowiska. Pożegnał Holoubka słowami, że pozostawił nas w czasach, gdy człowiek wątpi w boskość Chrystusa. I dał odpowiedź, była nią modlitwa "Wierzę w Boga".
W niedzielę o 21.03 Program I nada słuchowisko "Ja, Fauerbach" z Fronczewskim w roli głównej. Wcześniej grał ją Tadeusz Łomnicki.