Aktu twórczego nie da się dokonać w formie bezkontaktowej
Pusta widownia, czyli pandemiczne refleksje artystów Opery Na Zamku w Szczecinie, część IIIWychowywana byłam w wizji swojego teatru, swojej sceny, swojego biurka z lustrem, swojej publiczności, swoich kolegów. Przykładem świecą zawsze dla mnie rewelacyjni włoscy śpiewacy, których nazwisk nie znam z połyskujących okładek popularnych gazet, ale podziwiam ich sztukę, słuchając ich nagrań w YouTube. Według mnie to są prawdziwi artyści, służą widzom w swoim teatrze, uczciwie pracują na tych samych deskach przez całe życie.
Opera na Zamku w Szczecinie kontynuuje cykl rozmów z artystami na tematy związane z pandemią, jej skutkami w świecie kultury i w prywatnym życiu. Artyści dzielą się swoimi refleksjami dotyczącymi tego, jaką lekcję daje światu artystycznemu Covid-19 i ludziom w ogóle oraz jak zmieni się według nich rzeczywistość, gdy wreszcie wrócimy do normalnego życia.
Dziś część trzecia – rozmowa z Victorią Vatutiną* – sopranistką Opery na Zamku w Szczecinie.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak - Co Pani czuje patrząc na pustą widownię?
Victoria Vatutina - Widok pustej widowni to dla mnie część osobistego rytuału przed i po spektaklu. Lubię ten widok. Przed spektaklem jest wypełniony wysokim potencjałem energetycznym, a po spektaklu emanuje prądem tworzącym się na scenie i przenikającym cały obszar sali żywych ludzkich emocji. Kiedy spoglądam na pustą widownię teraz, kiedy nie mam możliwości śpiewać w spektaklach, wciąż czuję to samo. Teatr żyje. Widownia czeka. Scena zawsze gotowa zagrać.
Jak zmienił się Pani świat po wiosennym lockdownie?
- Przede wszystkim bardzo się zawęził. Siłą rzeczy zostałam, jak wszyscy, ukierunkowana „do wewnątrz", w stronę autorefleksji. Czy to dobre czy złe, na razie nie wiem. Na pewno introspekcja wydłużona w czasie jest, moim zdaniem, niebezpieczna pod względem zdrowia psychicznego. Teraz, po kolejnym zamknięciu teatrów, wiem, że powinnam oglądać więcej głupich komedii, nie gardzić rzeczami po prostu słodkimi i śmiesznymi.
Jak pandemia według Pani zmieniła świat artystyczny?
- Świat artystyczny próbował się „ocyfrować". Pamiętam, jak z wielkim entuzjazmem teatry operowe próbowały muzykować przez Zoom. Te eksperymenty jednak odbieram sceptycznie, aktu twórczego nie da się dokonać moim zdaniem w formie bezkontaktowej. Chodzi mi oczywiście o sztukę performatywną, w której nawiązywanie kontaktu i bezpośrednia oraz spontaniczna komunikacja międzyludzka jest podstawowym działaniem. Dużo lżej chyba lockdown znoszą malarze, rzeźbiarze, pisarze, kompozytorzy, bo w pracy w pewnym stopniu potrzebują izolacji. Ale lepiej zapytać ich oczywiście. (śmiech)
Czego według Pani pandemia nas uczy – jako ludzi i jako artystów?
- Jako ludzi uczy nas odpowiedzialności społecznej. Nosimy maseczki, częściej myjemy ręce etc., przede wszystkim żeby chronić innego człowieka. Dbamy o własne zdrowie, żeby nie zakażać innych. Jako artystów uczy nas walczyć o niezrywanie więzi komunikacyjnych pomiędzy ludźmi, doceniać i nie marnować możliwości doświadczania na scenie autentycznych emocji, cieszyć się każdym spektaklem jak gdyby był pierwszym albo ostatnim.
Czy i jak zmieni się świat, kiedy wreszcie wrócimy do normalności?
- Hmm, mówi się raczej o „nowej normalności", bo tamta ponoć już nie wróci. Trudne pytanie. Cała populacja naszej planety chciałaby znać odpowiedź. (śmiech)
A świat artystyczny?
- O tym akurat dużo myślałam... Jeżeli chodzi o świat operowy, mam takie poglądy na jego przyszłość: myślę, że moglibyśmy trochę zwolnić z planowaniem repertuaru z wyprzedzeniem o pięć i więcej sezonów. Śpiewacy nie są w stanie przewidzieć kierunku rozwoju swojego głosu na tak odległy termin. Myślę też, że moglibyśmy zmienić wektor polityki repertuarowej z reżyserów w stronę zespołów artystycznych każdego konkretnego teatru i planować ową politykę uwzględniając wokalno-aktorskie predyspozycje kadry etatowej. W związku z tym warto, moim zdaniem, zbudować w każdym teatrze mocny i solidny trzon artystyczny, zatrudniając na etatach profesjonalistów funkcjonujących obecnie jako freelancerzy. Wychowywana byłam w wizji swojego teatru, swojej sceny, swojego biurka z lustrem, swojej publiczności, swoich kolegów. Przykładem świecą zawsze dla mnie rewelacyjne włoscy śpiewacy, których nazwisk nie znam z połyskujących okładek popularnych gazet, ale podziwiam ich sztukę, słuchając ich nagrań w YouTube. Według mnie to są prawdziwi artyści, służą widzom w swoim teatrze, uczciwie pracują na tych samych deskach przez całe życie.
__
*Victoria Vatutina – sopran - Absolwentka Akademii Muzycznej we Lwowie, laureatka Grand Prix w Międzynarodowym Konkursie Wokalnym „Sztuka XXI wieku" w Kijowie. Zadebiutowała w 2006 roku w Operze Wrocławskiej partią Violetty Valery w „Traviacie" Verdiego. W latach 2007–2017 była solistką Opery Nova w Bydgoszczy, obecnie jest związana z Operą na Zamku w Szczecinie. Występuje m.in. w takich operach, jak: „Così fan tutte" (Fiordiligi), „Czarodziejski flet" (Pamina), „Wesele Figara" (Susanna), „Cyrulik sewilski" (Rozyna), „Napój miłosny" (Adina), „Rigoletto" (Gilda), „Bal maskowy" (Oscar), „Cyganeria" (Mimi, Musetta), „Gianni Schicchi" (Lauretta), Carmen (Micaela).