Aleksander był dla niej zaskoczeniem

Rozmowa z Martą Masłowską

Gdyby nie była aktorką, byłaby weterynarzem. Marta Masłowska, aktorka Teatru im. Sewruka w Elblągu, otrzymała Aleksandra za grę w spektaklu "Wszystko o kobietach, wszystko o mężczyznach". - Nagroda cieszy, ale dość szybko przechodzi się nad tym do porządku dziennego. I zabiera do dalszej pracy.

Aleksandra Szymańska: Za spektakl "Wszystko o kobietach, wszystko o mężczyznach" otrzymała pani Aleksandra za żeńską rolę roku, nagrodę przyznawaną aktorom Teatru im. A Sewruka w Elblągu. Odbierając nagrodę podkreślała pani, że praca przy tej sztuce była także pracą zespołową aktorów w niej występujących.

Marta Masłowska: - Tak. Tego Aleksandra traktuję jako nagrodę dla całego spektaklu. To przedstawienie to swego rodzaju "trzygłos". Trzy kobiety, pozostające ze sobą w rozmaitych relacjach, zależnościach, w ciągłym dialogu. To jest robota trzech dziewczyn (śmiech).

Aleksander to nagroda, która nobilituje do dalszej pracy?

- Ta nagroda była dla mnie dużym zaskoczeniem. Wcale się jej nie spodziewałam i miałam zupełne inne typy wygranych, niż kapituła. Aleksander w pewnym sensie jest nobilitacją, chociaż do każdego projektu podchodzę z nową energią, zapałem, z chęcią stworzenia czegoś nowego. Nagroda cieszy, ale dość szybko przechodzi się nad tym do porządku dziennego. I zabiera do dalszej pracy.

Czy da się powiedzieć wszystko o kobietach w ciągu dwóch godzin, w trakcie jednego spektaklu?

- Na pewno nie. Myślę też, że autor sztuki tak do końca nie miał tego na myśli i trochę puszcza do nas oko. Sztuka jest swoistym zestawieniem - w odniesieniu do części "wszystko o mężczyznach" - kobiecego punktu widzenia i męskiego podejścia do życia. To pięć naprzemiennie występujących wątków i aż 15 różnych postaci granych przez trzy kobiety.

W spektaklu wykreowała pani kilka postaci. Każda prezentowała coś innego. To chyba nie było łatwe?

- Czasami wydaje mi się, że dużo łatwiej jest zagrać w spektaklu kilka różnych postaci. Swoista żonglerka postaciami sprawia, że nie nudzą się one widzowi. W spektaklu zagrałam pięć różnych epizodów, które się ze sobą splatają i tak naprawdę myślę, że były one łatwiejszym zadaniem, niż stworzenie jednej, krwistej postaci.

A czy była w sztuce taka postać, która najbardziej przypadła pani do gustu i z którą może się pani utożsamiać?

- "Wszystko o kobietach..." to komedia Jednak humor Gawrana jest znacznie głębszy niż przysłowiowy "ubaw po pachy", a reżyser, Bartłomiej Wyszomirski, bawi się tu scenami granymi w sposób bardzo sformalizowanymi zestawiając je z wręcz czechowowskim naturalizmem. W spektaklu jest jeden motyw, który został potraktowany w sposób bardzo osobisty, prawdziwy, delikatny i nie-przerysowany. To ostatni epizod, którym kończy się "żeńska" część spektaklu, a który dotyczy dwóch skłóconych ze sobą sióstr. To moja ulubiona scena. Ja w ogóle lubię bardziej "mięsisty" materiał, tam gdzie można wejść w silne emocje i poszukać prawdy w sobie.

W jakich nowych projektach teraz panią zobaczymy?

- Cały zespół teatru przygotowuje się do premiery "Zwierząt doktora Dolittle". Będzie to przedstawienie rozśpiewane, roztańczone i z niesamowitą choreografią. Mogę zdradzić, że w spektaklu wzniesiemy się w powietrze i poskaczemy trochę na trampolinie (śmiech). Zapowiada się naprawdę świetna zabawa. Już na próbach mamy ogromną frajdę z tego co robimy, a tam, gdzie jest radość z tworzenia, głęboko wierzę, że sukces jest murowany.

Gdyby nie była pani aktorką, to byłaby pani...?

- Weterynarzem. Jak dr Dolittle. Kocham zwierzęta i chciałabym umieć im pomagać.

Aleksandra Szymańska
Dziennik Elbląsk
4 kwietnia 2016
Portrety
Marta Masłowska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia